Kto śledzi Berkowego bloga, zapewne zauważył, że ostatnio coraz więcej tutaj mojego stękania i panikowania. Otóż Berek wkroczył w wiek buntowniczy i próbuje rządzić, a ja próbuje się nie dać. Wspominałam już, że postanowiłam iść z Berkiem na szkolenie indywidualne i spróbować wszystko jakoś ponaprawiać póki nie jest za późno.
Poszliśmy do szkoły tresury Hitt Dog na krakowskich Błoniach. Rozmawiałam z wieloma psiarzami, których spotykam na spacerach, i wszyscy polecali ta szkołę. Dodatkowo, mam stosunkowo prosty dojazd na Błonie i nie muszę tracić pół dnia na sama podróż.
Zajęcia zaczynaliśmy o 9.00. Oczywiście jak tylko doszłam na placyk na którym mieliśmy spotkać pana trenera Jacka Lewkowicza, zaczął siąpić deszcz. Ale w końcu mamy listopad :). Pan Jacek przepytał mnie o Berka – gdzie wychodzi na dwór, jak często, jaki jest problem (ale tego szybko się domyślił), czym karmię psiaka i kiedy. Potem powiedział, że zgadza się ze mną i sugeruje, tak jak zresztą sądziłam, zajęcia indywidualne. Po jakimś czasie Berek będzie dołączany do innych piesków, ale na razie musimy popracować we dwójkę. Kurs składa się z 12 spotkań, minimum 2 razy w tygodniu. Sesja trwa około 30-40 minut, nie więcej, gdyż psiak dłużej raczej nie będzie w stanie się skoncentrować. Pan Jacek jest bardzo spokojny, uśmiechnięty, nie podchodzi do właściciela psa krytycznie i wydaje mi się, że cieszy się, że człowiek po prostu chce pracować ze swoim psem. Przyznaje, że swobodnie wykonywałam jego polecenia, ganiałam z Berkiem po placyku głośno śmiejąc się, gdy oboje ślizgaliśmy się po błocie. Była masa zabawy, a ja, pomimo iż pewnie nadal popełniałam masę błędów, czułam się, że Berek lepiej ze mną pracuje niż z doświadczonym trenerem. Dlaczego? Nie dlatego, że pan Jacek miał z nim zły kontakt, ale dlatego, że to właśnie mnie stawiał w centrum uwagi psa. Pokazywał wiele rzeczy „na sucho”, gdy pies swobodnie biegał wokół nas, a ja byłam praktycznie jedyna osobą, która poruzumiewała się z psem. Super 😀
Na razie ćwiczyliśmy podstawy. Była komenda „do mnie” i „siad”. Zaczęliśmy też robić wstęp do komendy „do nogi”. Ale najważniejsza moim zdaniem byłą sugestia pana Jacka, że muszę chodzić z Berkiem na spacery do miasta, znacznie częściej niż to robię, gdyż psiak jest za bardzo podekscytowany wszystkimi bodźcami i nie potrafi wyciszyć się, a tym samym skoncentrować się na mnie. Byłam trochę zaskoczona, bo przecież zabieram Berka w wiele miejsc – nie robię tego bardzo często, ale nie jest z tym aż tak źle… Okazało się jednak, że Berek potrzebuje znacznie więcej takich wypraw, a ja powinnam spróbować ignorować jego ekscytację na ulicy i w komunikacji miejskiej. Chyba dziś popołudniu pojadę z Berkiem zwiedzać Kraków…
Następne zajęcia mamy już jutro :). A dziś na spacerze czeka nas dużo pracy :):)
Z racji tego, że na treningu byłam sama z Berkiem, nie mamy fotek. Dodaję zdjęcia ze spaceru, które zrobiłam kilka dni temu. Berek w pełnej krasie 🙂