A tam jest zawsze tak samo … strasznie.

Święta święta i po świętach. Był Sylwester, przyszedł Nowy Rok. Ludzie robią postanowienia noworoczne, chcą zacząć wszystko od nowa. Od teraz wszystko ma być lepsze. W nowym roku mamy zrealizować swoje plany, mamy mieć energię i wiele pomysłów. Ludzie chcą po prostu być szczęśliwi.

Ale jest takie miejsce, gdzie nie było Świąt. Miejsce, gdzie zawsze jest tak samo … tak samo smutno. Schronisko dla bezdomnych zwierząt. Wolontariat robię od niedawna, bo od września 2013, ale już nawet nie pamiętam jak to było kiedy nie odwiedzałam „moich” psiaków. Nie mam zamiaru udawać, że jest to przyjemne zajęcie. Ludzie mówią o satysfakcji? Może… Trochę jej rzeczywiście jest, ale zdecydowanie za mało by przyćmić to niesamowite przygnębienie które czuję za każdym razem jak stamtąd wychodzę. Ale idę tam znów, bo chcę sprawdzić jak się mają „moje” boksowe psiaki. Chcę je zobaczyć, bo przecież może ktoś je za chwilę adoptuje i ich już nigdy nie zobaczę … Na pożegnanie nigdy im nie mówię „do zobaczenia!”, bo zawsze mam nadzieję, że ktoś je zabierze i nie spędzą już ani jednego dnia w schronisku. Parę psiaków, którymi się zajmowałam, zostało adoptowanych, ale ciągle trafiają przecież nowe. I wszystkie są wyjątkowe i o każdym człowiek zaczyna myśleć.

Pamiętam jak urzekł mnie Robercik. Zrobiłam o nim posta, ogłaszałam go w różnych fundacjach, ale bez skutku. Ale moi rodzice zrobili mi, a głównie Robercikowi, wielką niespodziankę i zdecydowali się go adoptować. Tata miał przyjechać po niego w sobotę, a ja pojechałam jeszcze do schroniska w piątek, żeby po prostu powiedzieć Robercikowi, że to jego ostatnia noc w tym miejscu. I pamiętam to jak dziś, gdy go uściskałam w boksie i obiecałam wrócić z jego nowym Panem następnego dnia. Chyba mi nie wierzył. W końcu ciągle ktoś przychodzi i znika, nic się nie zmienia, wszyscy są tak samo wspaniali i tak samo nieistotni… Ale wiecie co? Siedziałam z Robercikiem z tyłu samochodu przez całą podróż do Warszawy. Pies chorował, aż w końcu zasnął oparty o moje kolana. Ta podróż była raczej dla niego ciężka. Jednak za każdym razem, gdy zjawiam się w domu u rodziców Robercik mnie pamięta. Chyba tych co obiecali i słowa dotrzymali było w jego życiu niewielu. Uwielbia moich rodziców i to oni są jego światem, ale ja jestem ta „fajna i równa babka” co przyszła jak obiecywała i dotransportowała go do prawdziwego domku. Historia Robercika dała mi dużo radości. Ale wystarczyło kilka ostatnich, zimowych wizyt w schronisku i już nawet nie wiem co myśleć.
Wracając jednak do mojej początkowej myśli – ostatnie święta były dla mnie inne niż zwykle. Cały czas miałam tą bolesną świadomość, że „moje” boksowe, schroniskowe psiaki siedzą zupełnie same i nikt nie okazuje im troski, na która przecież każdy pies zasługuje. Wolontariat w schronisku to doświadczenie, które może zmienić człowieka. Im dłużej tam chodzę i im częściej tam bywam, tym wydaje mi się to cięższe i trudniejsze. Tym bardziej mi zależy. Wolontariusze to chyba ludzie z największą na świecie nadzieją, że warto próbować. To uzależnia 🙂

Poniżej kilka zdjęć psiaków które przewinęły się przez mój boks lub z którymi miałam styczność. Niektóre mają już dom, a niektóre nadal go szukają.

dedal2
Dedal – CZEKA NA DOM
muniek
Muniek – CZEKA NA DOM
gaik
Gaik – czeka na dom. Na razie boi się smyczy, więc nawet nie mamy szansy zrobić mu zdjęcia. Piesek jest bardzo sympatyczny, choć na razie wystraszony. Jest śliczny (czego niestety nie widać na fotce )
źródło: http://www.schronisko.krakow.pl

Osoby zainteresowana adopcją, któregoś z powyższych psiaków proszę o kontakt na Berkowego maila: pies.berek@gmail.com

Mają dom:

rysiek
Rysiek – MA DOM

braun5
Braun – MA DOM

Był jeszcze Drupi i Rambo, którzy są już ws swoich domkach. Nie mam niestety ich zdjęć.