Spędzam z Berkiem na spacerach znaczącą cześć swojego dnia. Ze spacerów wracam cała w błocie i ślinie (Berek uwielbia strzepywać wodę stojąc 3 cm ode mnie). Czasem jak już gdzieś dojdziemy to ja sobie siadam na trawce i łapię relax. Berek zwykle pomiota się trochę koło mnie, po czym przysiada na moich stopach i też odpoczywa… Nie pytajcie czemu siada mi na stopach, bo nie wiem :). Wyglądamy wtedy jak para dobrze zgranych wędrowców, którzy mieszkają w jednym plecaku i odpoczywają pod chmurką. Oj, lubie te momenty :).
Dziś, podczas porannego spaceru, dotarliśmy na wielka polanę, gdzie wśród krzaków i komarów był plac zabaw. Wlazłam na drabinki myśląc, że porobię Ryjowi trochę fotek z innej perspektywy niż zwykle… Niestety mi się to nie udało, bo Berek natychmiast postanowił do mnie dołączyć… Był tak zdesperowany, by wleźć na górę, że musiałam do niego szybko zejść, bo gotów był zrobić sobie krzywdę … Co za kochana ciamajda 🙂