Do stworzenia tego wpisu zainspirował mnie blog http://dogspaths.blogspot.com/, a konkretnie słodki wpis o pewnym prześlicznym Panu Wyderce: http://dogspaths.blogspot.com/2012/07/ukradam-zabawkepsu.html :):)
Postanowiłam pokazać ulubione Berkowe zabawki. Wszystkie mieszkają w specjalnym pudle i są wydzielane zależnie od tego co w danej chwili z Berkiem robimy i jaka zabawa jest wskazana. A i tak zawsze dzieje się coś dziwnego, bo jak tu niby zapanować nad bawiącym sie szczenięcym tornadem 🙂
Ulubiona zabawka Berka. Tradycyjny sznurek ze sklepu, ale sprawdza się świetnie. Jest to jedna z tych zabawek które Berek dostaje ” w nagrodę” i bawi się nią tylko z nami.
Piszcząca piłeczka, jakaś reklamówka ze sklepu zoologicznego. Berek ją wprost kocha. Potrafi ją aportować godzinami cały czas nią piszcząc… eh 😦
Beznadziejne „coś”, ale Berek to uwielbia. Jest to bardzo twarda piłeczka/kulka przymocowana do sznurka. Berek łapie oczywiście za sznurek i obija wszystko i wszystkich twardą piłeczką podskakując jak szalony. Zabawka dobra jeśli Twój pies pcha motem…
Miednica… Berek się w niej chlapie, z niej pije, z nią biega…. Próbuje też ją zjeść….
To jakieś stare reklamowe frisbee. Nie da się nim grać, bo jest twarde jak nie wiem. Rzucamy je Berkowi, ale nie oczekujemy, że będzie to łapał…. Zresztą on woli to rzuć :). Gdy biega z frisbee w pysku, fafle układają mu się w uśmiech Jockera 🙂
Piłeczka tenisowa to psi klasyk wśród zabawek. Super się odbija i skacze prawie tak dobrze jak sam Berek.
Ładny i dobry gryzak. Gdy Berkowi intensywnie rosły zęby ta zabawka ratowała nam życie. Pamiętam też, że w użyciu były liczne drewniane łyżki, ale zostało po nich teraz tylko wspomnienie albo takie kikuty wielkości marnego ołówka ….
Na koniec coś specjalnie dla Ani, autorki wpisu o Panu Wyderce :). W którymś z komentarzy wspomniałam, że ja też kiedyś „uratowałam” misia. Nie był on psia zabawką, ale tez siedział sobie sam na półce w sklepie i bardzo chciał do mnie. Kupiłam go małym kiosku w kraju który jest na drugim końcu świata. Przyleciał ze mną do Polski i wydaje mi się, że mu dobrze :). Nie ma imienia, ale ma swoja misiową osobowość:
I jeszcze takie „coś” chciało ze mną iść do domu. Kulka w czapce, na chudych nóżkach. Kocham „to” bezgranicznie 🙂
miś z wielkimi stopami! 🙂 wygląda na mięciutkiego 🙂
ech ja mam różne takie skarby, które musiałam uratować, albo co gorsza zostawić w domu – moja natura chomika. 😉 Jak mawia na takie rzeczy moja koleżanka, mam dużo „przydasiów” 😉
„Przydasie”? Jaka fajna nazwa :). Oj, „przydasie” musza być 🙂