Weekend w pieknym Krakowie. Dużo było zamieszania w sobotę, ale w niedzielę zadbalismy o to by skoncentrować się głównie na Berku i jego psich potrzebach. Trzeba zadbać o psiaka, bo mimo iż, wygląda na szczęśliwego i zadomowionego, to być może w jego małej główce jakias tęsknota się pojawi, a tego bardzo nie chcemy. Kocham tego psa jak nie wiem i cczase, gdy dużo się dzieje w około, to tylko chce z nim na „stare śmieci”, gdzie i ja i on mamy relaks. No ale teraz się tak nie da, więc trzeba trochę się napracować…
W niedzielę wstaliśmy rano i zaraz po sniadaniu poszliśmy do Budzynia, pod Krakowem, gdzie jest Zalew Kryspinów. Jak zwykle Berek ciągnął na smyczy i chciał dowodzić, a że droga tam jest daleka, to dotarliśmy nad wodę lekko poirytowani i zmęczeni. Na szczęście miejsce okazało się świetne i Berek szalał w wodzie i na plaży. Zabawa piłeczką jest niezawodna. Niestety pogoda nie była najlepsza i musieliśmy zwijać się do domciu.
Berek szybko zregenerował siły (oczywiście!) i już po paru godzinach grzania się na kanapie w swoich szmatach i kocykach, był gotowy do nastepnej wycieczki. Od naszej kumpeli z Facebook’a , pieknej Beagelki Bimber, dowiedziałam się niedawono o ogrodzonym wybiegu dla psów na ulicy Strzelców w Krakowie. Postanowiliśmy skorzystać z tego, że Mąż był w Krakowie teraz autem i podjechać szybko na wybieg. Jechaliśmy tam ze trzy dni chyba, bo daleko jak nie wiem, ale było warto! Wybieg jest super! Jest to stosunkowo duzy teraz ogrodzony siatką, w środku jest wielka, psia piaskownico-kuweta (?), pagórek, drzewka i krzaczki. Są też ławki dla właścicieli i masa koszy na psie odchody, więc sprzątanie po pupilu nie jest problemem. Przyjechaliśmy około 14.00, niestety w porze obiadowej, więc nie było dużo psiaków do zabawy. Berek biegał za dwoma huskymi i ślicznym kundelkiem, ale jakoś nie mógł wkręcić się do grupy. Chyba pierwszy raz zobaczyłam u mojego psa coś na kształt smutnej minki – normalnie jak u małego dziecka… Po paru chwilach na wybieg przyszedł nowy piesek – ogromny owczarek niemiecki. Miał kaganiec, biegał od psa do psa i wszystkich ustawiał. Był agresywny i dominujący. Tak naprawdę popsuł cała zabawę, bo wszytkich ganiał i psiaki się pochowały. Berek chciał na kolana! Stwierdziliśmy, że to nie ma sensu i postanowiliśmy pojechać na trochę do centrum i wrócić znów na wybieg za jakiś czas, sprawdzić czy będzie więcej psiaków do wesołego brykania.
W centrum Krakowa była masa ludzi, bo to niedziela i to jeszcze popołudnie. Połaziliśmy chwilę, załatwiliśmy parę sprawunków i zapakowaliśmy sie znów w auto. Berek miał dość łażenia po ulicach na smyczy; ciągnął za gołębiami, chciał biegać, a nie mógł.
Na wybiegu na Strzelców pojawiliśmy sie znów około godziny 17.00. Psóów było bardzo dużo i Berek był w psim raju. Znalazł sobie kumpli do biegania i zabawy. Wszystkie pieski było pokojowo nastawione i nie było żadnych problemów. Posiedzieliśmy z godzinkę i wróciliśmy do domu. Ciekawe, że Berek naprawdę był gotowy do powrotu i chwili spokoju. Myślę, że miał dużo przeżyć jak na jeden dzień. Jednak myślę, że z nie miałby nic przeciwko temu by takie dni to był standard :).
A o tej wycieczce już wkrótce…
Beruś, ale miałeś dzień! Super!
Powiem Ci szczerze, że mi też bywa smutno, kiedy nie mogę albo nie umiem się wkręcić do grupki psiaków…
Trzymaj się dzielnie w tym Krakowie :))) Czekamy na relację z kolejnej wyprawy, bo zdjęcie wygląda magicznie 🙂
Faktycznie niesamowity dzień. Zdjęcia faktycznie nieziemskie. Czekamy na kolejną wyprawę 🙂
Bedą na pewno jeszcze rozne wyprawy, bo mamy cały Kraków i okolice do odkrywania :D. I Berkowi to ogólnie jakos coraz lepiej idzie, a w zwiazku z tym, ja nabieram wiecej energii by troche „powalczyc” 🙂