Łzy

Ostatnio nie mam weny do robienia zdjęć. Wiem, że przegapiłam pierwszy w życiu Berka śnieg, ale trudno – po prostu nie mogłam się zmusić. Zresztą ostatni weekend spędziłam w Warszawie i, w związku z tym miałam wątpliwą przyjemność podróżowania z psem PKP. Miałam wypakowany plecak ze stelażem, plus psa, więc zrezygnowałam z brania lustrzanki. Dodatkowo, jak wróciłam do Krakowa, to już następnego dnia Berek wykręcił mi beznadziejny numer, który tylko przyspieszył moją decyzję o indywidualnym szkoleniu Psiego Ryja. Nie wiem skąd wytrzasnę na to kasę, ale coś musimy z mężem wymyślić. Zajęcia grupowe odpadają, odbywają się zwykle wieczorami, a ja w poniedziałki i we wtorki siedzę do późna na uczelni.

Otóż co Berek wymyślił? Poszłam jak zwykle rano na spacer do Lasku Wolskiego. Miałam szczęście, bo pod Kopcem Piłsudskiego spotkałam dwie przesympatyczne panie z psiakami. Berek trochę się pobawił, a już na pewno bardzo rozochocił i zaczepiał psiaki nawet jak te już miały dość zabawy. Ot, takie klasyczne zachowanie młodego psiaka – szaleństwo. Tu warto dodać, że w środku Lasku Wolskiego jest zoo. W Lasku są asfaltowe alejki i zwykłe leśne ścieżki. Zwykle spaceruję właśnie ścieżkami, bo jest przyjemniej. Zresztą asfaltowymi alejkami czasami jeżdżą auta, które dowożą różne rzeczy do zoo i porządkują park. Są to więc czasem traktory, vany i osobówki pracowników zoo. Niestety jeżdżą dość szybko (moim zdaniem), co stwarza wiele niebezpiecznych sytuacji. Zdaję sobie sprawę, ze pies powinien być na smyczy w Lasku Wolskim, jednak żaden nie jest i, podążając-głupio- za tłumem, Berek także biega luzem. Owego dnia, gdy Berek szalał z psiakami, postanowiłam wracać asfaltówką. Zaraz o tym jak odłączyliśmy się z Berkiem od psiaków, Psi Ryj pogonił traktor. Poleciał daleko i szybko, ale na szczęście traktor był daleko i go nie dogonił. Zdenerwowało mnie to bardzo, bo Berek zniknął mi na trochę z oczu i nie widziałam co się dzieje. Jednakże stosunkowo szybko wrócił do mnie z miną jakby nic się nie stało. Szliśmy dalej, a Berek jak zwykle biegał niedaleko mnie. Zza zakrętu usłyszałam, że toczy się w naszą stronę auto. Zawołałam Berka, a on jak zwykle odwrócił się i zaczął biec  moim kierunku. Czekałam na niego z ciuciusami, w pozycji wyuczonej na kursie posłuszeństwa. Ale nagle Berek zatrzymał się, odwrócił w stronę nadjeżdżającego auta i … ruszył wprost na tego vana!! Biegł centralnie naprzeciw myśląc zapewne, że jest to coś do upolowanie, pogonienia, pobawienia się. Nie mogłam nic zrobić, auto było blisko, jechało praktycznie na mnie i na biegnącego Berka. Serce mi się zatrzymało. Samochód wyhamował, a ja dopadłam do skaczącego radośnie Berka. Pan kierowca tworzył okno i uśmiechnął się d mnie mówiąc, że pies praktycznie biegł prosto pod koła. Przeprosiłam i głupio wytłumaczyłam, że zrobił to pierwszy raz. Samochód odjechał, a mi dopiero wtedy puściły emocje – nogi zmiękły, aż przykucnęłam, bo nie mogłam ustać. Zaczęłam całą dygotać i poryczałam się jakimś histerycznym szlochem. Beruś oczywiście stał koło mnie zaglądając mi w oczy i tuląc do mnie swój ryj. Nie pomagało to, bo nawet nie potrafiłam być na niego wściekła. Dotarło do mnie jak bardzo się o niego boję i jak bardzo chcę by był bezpieczny. on jednak nic nie rozumie i nie mogę tego od niego wymagać. Muszę ogarnąć tego psa póki jeszcze się da, bo w swoi psim szaleństwie może nieświadomie zrobić sobie krzywdę. Wystarczy ten jeden raz, to nie musi być reguła. Przecież Berek zawsze wracał, gdy jechało auto. Na ulicy nie zwraca uwagi na samochody. Natomiast wtedy tego feralnego dnia uznał, że jeszcze chętnie by się pobawił i akurat jechał van…

Płakałam jeszcze parę chwil. Przyprowadziłam Berka do domu i natychmiast wyszukałam ośrodek szkoleniowy dla psów na krakowskich Błoniach. dziś popołudniu będę dzwonić i dowiadywać się o koszty zajęć indywidualnych i zobaczymy co z tego wyjdzie. Nie mogę się poddać, bo to będzie oznaczało, że darowałam sobie psa, tj. jego bezpieczeństwo i szczęście.

Reklama

3 uwagi do wpisu “Łzy

  1. No właśnie, nie poddawaj się! Chyba każdy ma w pewnym momencie chwilę załamki, bo coś nie poszło. Bardzo dobrze rozumiem Twojego stracha. U nas szczeniackie wybryki skończyły się stłuczoną o śmieciarę łapą (gonitwy z innym psem bez obserwacji otoczenia), ale wyglądało to zdecydowanie straszniej.
    Ale będzie dobrze, bo przecież chcesz, żeby było dobrze 🙂
    Pozdrawiamy

    1. Berek też parę razy wpadł na słupek it bo nie patrzył gdzie leci… Z tego mam nadzieje wyrośnie, ale kombinowanie moze mu zostać
      dziękuję za wsparcie :D. Zadzwoniłam do trenera, podejmę decyzje do piątku i pewnie zaczniemy od przyszlego tygodnia 😀

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s