Spacery z czworonogiem to samo zdrowie, ale bywa, że organizm mówi NIE!. To normalne, że człowiekowi zdarza się przysłowiowy „leń” i spacer wydaje się za długi, trasa nużąca, a każdy krok to ogromny wysiłek. Jednak koniec końców, gdy wracamy do domu i chwilę odpoczniemy, to chcemy iść znów. Osobiście jestem zdrowo uzależniona od spacerów z Berkiem, ale jednocześnie dni kiedy nie mam siły ani ochoty na łażenie po polach czy lesie, uderzają mnie ze zdwojoną siła… przynajmniej tak mi się wydaje, gdy nie mogę zmotywować się i wywlec z domu na psi spacer.
Nie jestem z natury szczupła, mam raczej sylwetkę w typie „sportowym” czyli umieśnioną, bardziej zaokrągloną niż smukłą. Gdy zaczęłam chodzic z Berkiem na długie spacery, gdy jeszcze był młodziutki, mój organizm przeżył szok. Zawsze dużo chodziłam, kiedyś mnóstwo jeździłam na rowerze, więc byłam trochę zdziwiona, że 2-3 godziny codziennego marszu mogły mnie tak zmęczyć. A jednak … Czasem ledwo lazłam do domu po naszych Berkowych spacerach. Mój organizm zaczął walkę – czułam jak próbuje coś zrobić, żeby mieć więcej energii, której starczałoby na dłużej. Przez pierwsze 2-3 miesiące moich codziennych spacerów z Berkiem straciłam na wadze parę kilogramów i nie czułam się dobrze, bo wiecznie brakowało mi energii. Ogólnie nie jadam dużo, wtedy też nie miała większego apetytu niż zwykle, a mój organizm nie radził sobie z wysiłkiem. Na szczęście powoli przestałam tracić na wadzę i wszystko zaczęło się normować. W sierpniu, wrześniu zeszłego roku, gdy Berek miał około 10 miesięcy mogłam z nim łazić już całe dnie i nie czułam sie wykończona. Mój organizm zaczął dopominać się o większe śniadania i więcej wody – nareszcie nauczył się sam co jest mu potrzebne i dał mi znać co mam robić żeby było lepiej 🙂
Teraz wydaje mi się, że jestem przypakowana 🙂 – Gdy patrzę na siebie na zdjęciach to widzę mięśnie na nogach, a przynajmniej lubię myśleć, że to mięśnie a nie tłuszczyk :). Nie miewam zakwasów, nie czuję długotrwałego zmęczenia. Oprócz tego mam opalone skarpetki i szorty co zawsze mnie rozśmiesza 🙂 A okazjonalny „leń spacerowy”? Oczywiście, że się pojawia, ale nie ma nic wspólnego z wycieńczeniem czy zmęczeniem. Wynika raczej z kaprysu :), a ten umiem błyskowicznie wybić sobie z głowy 🙂
A jak to wygląda u Was? Czy codzienne spacery z psem wpłyneły na Waszą kondycję? Dobrze, czy źle?

Heh ja do dzisiaj mam zadyszkę jak wchodzę na górkę z Berkiem – przyznaję ;). Boję się myśleć co by było gdybym w ogóle tego nie robił 🙂
Bys o tym nie wiedział aż w wieku 50 lat byś nie był w ogole w stanie chodzic…
Ja mam takie fale: albo codziennie każdy spacer jest długaśny i bardzo mi się chce chodzić, albo mam lenia i skracam spacery, uważając, żeby nie przesadzić. Czara jednak lubi dłuższe spacery 🙂
Długi spacer to jest to 😀
Jak wzięłam Etnę to poruszalam sie o kulach po bardzo skomplikowanym złamaniu kosci udowej. Mialam powód by wyjść na spacer:) pózniej przez długie miesiące miałam jedna kule… Teraz od kilku miesiecy moge chodzić o własnych siłach. Niewątpliwie powrót do zdrowia zawdzięczam psu- bo dla niej muszę wyjść z domu- dla jej radości 🙂 i obie to uwielbiamy
naprawdę podziwiam! I trzymam kciuki za dalsze siły 🙂
My ograniczamy długie spacery podczas słonecznych i dusznych dni, czasem wystarczy 25 minutowy spacer przy 27+ a Heban ma już zupełnie dość i sam chce wracać do domu. A tak to staramy się spacerować ile każde z naszej trójki da radę, bo wiadomo że każdy ma gorsze dni 🙂 i tak codzienne spacery po lesie to sama przyjemność 😀
Ja jak moja starsza suczka była młoda (teraz ma ponad 8 lat) to potrafiłyśmy chodzić na kilometrowe wyprawy. Teraz z drugim psem chyba tyle bym już nie przeszła, ale ona też woli inny rodzaj ruchu. Pies zmusza do wysiłku i to jest fajne. Między innymi dlatego starsza sunia po mojej wyprowadzce została z rodzicami- żeby musieli trochę dla zdrowia spacerować. :))
oj faktycznie kondycja się poprawia 🙂 gdyby nie pies, to chyba w ogóle siedziałabym w domu…
Fajne uczucie jak ma sie lepsza kondycję 😀