Wreszcie udało nam się dotrzeć do Amsterdamu! Tymczasową przeprowadzkę planowaliśmy przez jakiś czas, ale plany te stały się konkretniejsze dopiero niedawno. Było dużo rzeczy do skoordynowania, ustalenia i przemyślenia, ale udało się. Od września będę przez rok studentką Universiteit van Amsterdam, a Berek będzie śmigać po holenderskich krzakach.
Przy bardzo ograniczonych funduszach i z dużym psem przeprowadzki nie są proste. Przynajmniej nasza nie była/nie jest, choć koniec końców, mam nadzieję, że wszystko dobrze się skończy. Po wyprowadzeniu się z Krakowa, przenieśliśmy się do rodziców, skąd mieliśmy ruszać do Holandii. Akurat trafiliśmy na upały w Polsce, a lodowata woda ze szlauchu w ogrodzie rodziców, plus wentylator i czasem klima w aucie, przeziębiły mi psa. Berek dostał zapalenia gardła mniej więcej tydzień przed wyjazdem. Jego stan był dobry, więc weterynarz nie zapisał mu żadnych leków, a tylko kazał obserwować. Berek czuł się coraz lepiej, ale nadal męczyły go biegunki w nocy. Pojechaliśmy znów do weterynarza, ale to i tak nic nie zmieniło. Berek latał w nocy na kupę nawet w noc przed wyjazdem. Piętnastego sierpnia, w święto, mieliśmy ruszać z samego rana do Amsterdamu. Auto zapakowane, my zdeterminowani, a Berek? Lata z kupą… Podjęliśmy szybko decyzję, aby dosłownie po drodze zatrzymać się na psim ostrym dyżurze (bo jest święto i wszystko zamknięte) i zweryfikować stan Berka z weterynarzem. I znów – „niby można podać antybiotyk, ale tak naprawdę nie trzeba…no i Państwo wyjeżdżają, a to nie jest wskazane….” Berek dostał jakąś pastę łagodzącą podrażniony przewód pokarmowy, a ja postanowiłam, że następne karmienie psa będzie dopiero w Amsterdamie.
Do Berlina, gdzie mieliśmy nocleg musieliśmy kilka razy się zatrzymywać, bo Berka kręciło. Takim sposobem, zamiast być w stolicy Niemiec wczesnym popołudniem, dotarliśmy do hotelu około 18.00. Berkowi z głodu kiszki marsza grały, ale był tak zmęczony, że po krótkiej rundce po dzielnicy Dahlem gdzie mieliśmy hotel, zasnął snem kamiennym. My też. Na głodnego przespał spokojnie całą noc. Rano nadal ledwo żyliśmy i stwierdziliśmy, że jednak odpuszczamy zwiedzanie.
Wyjechaliśmy zaraz po śniadaniu, żeby jak najszybciej dotrzeć do Amsterdamu i na spokojnie nakarmić psa. Dojechaliśmy bez przygód, no może poza dwukrotnym zgubieniem się na wjazdach i zjazdach na autostradę.
Obecnie, w Amsterdamie, mieszkamy tymczasowo w mieszkaniu znajomych. Szukamy czegoś na obrzeżach, gdzie Berek będzie miał trochę więcej swobody i miejsca do biegania. Psi Ryj świetnie radzi sobie w mieście, ładnie chodzi na smyczy, jest grzeczny, ale to nie jest życie dla setera… ani dla mnie. Berkowy mózg ładuje się pozytywną energią, gdy Ryj może swobodnie polatać i odreagować w sposób najbardziej „prymitywny”, czyli goniąc wiatr i nie myśląc o niczym innym jak zapachy. Nie wiem czy uda nam się znaleźć takie tereny jak w Krakowie czy pod Warszawą, ale zrobię wszystko, by Berek miał choć namiastkę wolności i więcej przestrzeni. No i jest plan ogarnąć temat roweru i psa… Niestety na zorganizowanie się i znalezienie mieszkania potrzebujemy paru tygodni. Do tego czasu Berek musi wytrzymać.
A czemu to ma być na „przetrzymanie”? Bo Amsterdam, choć oszałamiająco piękny i fascynujący, nie jest miastem dla setera. W ogóle dla większego psa… Trawników tu jak na lekarstwo, wszędzie dużo ludzi, ulice nieprawdopodobnie wąskie, ruch samochodowy duży. A rowery i skutery? Tego nie da się opisać! W Amsterdamie wykorzystany jest każdy skrawek przestrzeni. Parki są piękne, ale stosunkowo nieduże. Jeśli chodzi o Psiego Ryja są nie do użytku – mieszkają w nich setki zdziczałych królików i mój pies dostaje myśliwskiego szału, gdy te małe mendy siedzą 10 metrów od niego a, widząc psa, nawet się nie ruszą.
Zdobyliśmy już rower, choć na razie tylko jeden. Rowery, choć w powszechnym użyciu, są tutaj bardzo drogie. My kupiliśmy używany, chyba wyłowiony z kanału. Praktycznie powinien iść na złom, no ale tu się takimi handluje i dobrze, bo na inny nie możemy sobie teraz pozwolić. Ma krzywą kierownicę, jest brązowy…chyba od rdzy, ale jest nasz :D. Czy z rowerem czuję się bardziej „na miejscu”? Nie. Bo nie umiem na nim jeździć… Tzn jechać umiem, ale nie umiem wystartować, co jest dość istotne. No i nie zsiadam z niego, tylko spadam. Rowery w Amsterdamie, te sławne czarne, są ogromne i jeździ się na nich zupełnie inaczej niż na „góralach”. A ja jestem z tych od zawsze terenowych, co nawet na asfalcie śmigałam na rowerze górskim rozciągnięta w poziomie, a nie w pionie. Niestety wskakiwanie na siodełko na rowerze wielkim jak koń mi nie wychodzi. Tak więc mam kolejną rzecz, którą MUSZĘ opanować, bo bez roweru nie da się tu funkcjonować. Zresztą Berek musi nauczyć się biegać przy rowerze, bo wtedy nasze życie stanie się o wiele łatwiejsze i przyjemniejsze. Jak widzicie, dużo pracy przed nami :). Będzie walka, ale musi się udać, bo jak na razie więcej mamy tutaj porażek niż sukcesów. Ale nie będę tracić energii na stękanie, bo mam jej ogólnie już małe zasoby.
Trochę informacji praktycznych, na sam początek:
Pies, aby wjechać do Holandii, musi mieć oczywiście paszport, być zaczipowany i mieć aktualne szczepienia. Przed wyjazdem warto udać się do weterynarza, aby sprawdził stan zdrowia i podstemplował w paszporcie, że pies jest zdolny do podróży.
W Holandii mamy dwa tygodnie na zarejestrowanie psa w ratuszu i opłacenie za niego podatku. Podczas krótkiego, wakacyjnego pobytu na spacery z psem warto zabierać ze sobą paszport, gdzie pieczątka od weterynarza może udowodnić, że w kraju nie przebywamy dłużej niż dwa tygodnie i że mamy jeszcze czas na ewentualne zarejestrowanie psiaka. Podobno jest to kontrolowane przez władze. My nadal mamy to jeszcze do załatwienia i na pewno na blogu pojawi się bardziej szczegółowy wpis na ten temat.
W Amsterdamie nie ma ogrodzonych wybiegów dla psów (przynajmniej ja o żadnym nie wiem). W parkach w niektórych miejscach można puszczać psy luzem (np. w malutkim parku Sarphatipark, o czym postaram się napisać). Jednakże, jak już wspomniałam, zwykle jest to stosunkowo mała przestrzeń, pełna ludzi i innych psów. Nie są to obszary dla psów intensywnie biegających, czy preferujących samotność.
Dla BARFujących: na ulicy RijnStraat 233 znajduje się bardzo dobrze zaopatrzony sklep zoologiczny Natuurlijk Gezonde Dieren, który specjalizuje się z BARFie. Można wybierać nie tylko w rodzajach mięs, ale także producentach, wielkościach opakowań, a nawet ich kształtach. Sklep jest otwarty od poniedziałku do piątku od 9.00 do 19.00, a w sobotę od 9.00 do 17.00.
Powodzenia, Amsterdam piękny, zazdroszczę a na pewno idealne miejsce do beigania dla Berka znajdziesz. Pozdrawiamy!
Dzięki! Wszystko powoli mam nadzieję że się ułoży.
Ale Was wywiało daleko :O
Śledzę Was na FB i myślałam, że tylko na wakacyjną przygodę tam wylądowaliście, a tu dłuższy pobyt się zapowiada 😉
I tak z opisu to gratuluję odwagi, ja sama nigdy nie odważyłabym się studiować za granicą, a na dodatek z psem. O masakra. Także tym bardziej mocno Wam kibicuję, abyście wszystko w miarę i sprawnie ogarnęli. No i żeby Berek nauczył się życia w wielkim mieście, choć raczej aby znalazł gdzieś jednak więcej zieleni do brykania 😉
Pozdrawiamy 🙂
Dzięki 🙂 Musimy dac radę
Piękny jest Amsterdam, to jedno z moich ulubionych miast. Niestety miałam okazje je zwiedzać bez Vigusia, ale wszystko jest do nadrobienia, Dzięki za wpis 🙂