W poszukiwaniu miejsc gdzie mogę zabrać Berka na spacer trafiłam do Amstelparku – jednego z większych i bardziej popularnych parków w Amsterdamie. Jest to bardzo popularne miejsce wśród turystów jak i Amsterdamczyków. Park jest duży, bardzo sprytnie zaprojektowany, zróżnicowany i po prostu ciekawy. Można spacerować po szerokich eleganckich alejkach, ale również zaszyć się wśród drzew na ławce w cieniu.
Dla dzieci przygotowano świetny plac zabaw, elektryczną kolejkę, która jeździ wokół parku i mini zoo. Dorośli za to mogą podziwiać super rzeźby, ciekawe okazy roślin, lub po prostu odpocząć od miejskiego zgiełku. Amstelpark został założony w 1972 roku z okazji Floriady, czyli pokazów ogrodów, które odbywają się co 10 lat. Niektóre elementy wystawy przetrwały do tej pory jak np. oranżeria i Glazen Huis (dom ze szkła).

A co z psami i psiarzami w Amstelparku? No cóż – w Amstelparku psy spacerują na smyczy. Nie można też jeździć po parku na rowerach. Jeśli jesteśmy w stanie zapewnić psu ciekawy spacer na smyczy to Amstelpark jest naprawdę godny polecenia. Wszystko zależy przecież od psa i człowieka. Polecam jednak, tak czy inaczej, pory kiedy w parku jest mniej ludzi. Amsterdam to miasto, gzie każda wolna przestrzeń jest w jakiś sposób zagospodarowana (każda!) i w parkach jest podobnie.
Co jest ważne? W Amsterdamskich parkach, praktycznie wszystkich, mieszkają zdziczałe króliki. Berek od samego ich zapachu (bo widział je raptem kilka razy i to z daleka) dostawał myśliwskiego szału. Obecność królików trzeba brać pod uwagę, bo nie sposób ich nie spotkać. Berek przez ponad 2 godzin spaceru po Amstelparku tropił praktycznie cały czas! Po powrocie do domu był wyczerpany, więc niby fajnie, ale… ja byłam wyszarpana i sponiewierana przez 25 kilogramów psich mięśni, bo Berek szedł jak burza z nosem po ziemi. Każdy kto kiedykolwiek tropił użytkowo z psem wie jak się prowadzi psa po śladzie, jak wtedy pies pracuje i jakie ma tempo, a właśnie to robił Berek w Amstelparku. Ręce miałam wyciągnięte chyba do kolan, byłam zła jak osa i po prostu wyczerpana fizycznie i psychicznie. Berek zziajany, zmęczony i otępiały. Tropiąc smrody królików olewał inne psy, nawet zignorował stado lam i kangura albinosa w mini zoo. Nie zauważył cielaka i owiec w zagrodzie przy placu zabaw dla dzieci. Nie był też w stanie skoncentrować się na tyle by zauważyć, że pod drzewem za płotem stoją dwa bawoły… No cóż. Ale wiedział pod którym krzakiem siedzą króliki. Jak tylko wydostaliśmy się z parku i minęliśmy okoliczne krzaki, Berek zaczął przytomnieć – i jakby nigdy nic – znów szedł przy nodze, co jakiś czas na mnie zerkając. I taki cały zasmarkany, opluty, dyszący wylądował znów na ziemi z miną pt „Chyba nie wiem co to było, nie wiem co się działo, ale fajnie że jesteś i mogę sobie tak sobie znów koło ciebie iść”. Myślałam, że się popłaczę.
Tak więc parki w Amsterdamie dla mnie i Berka odpadają. Nie mam pretensji do mojego psa, że tak się zachowuje i staram się nie porównywać go do lokalnych psów dla których te zapachy to coś normalnego. Staram się, ale nie zawsze mi to wychodzi… Przyznaję, że jest ciężko i miewam dość. Dlatego chcę przestrzec, że zwiedzając Amsterdam z psem, trzeba brać pod uwagę, że dla naszego czworonoga wyprawa do tutejszego parku może być lotem w kosmos. Wiem, że nie każdy pies lubi tropienie aż tak jak Berek, ale też nikt nie jest w stanie przewidzieć co zrobi jego pies, gdy zanurzy się w króliczych oparach o intensywności wcześniej niespotykanej. Ja już wiem co zrobi Psi Ryj – i morał z tego jeden: co tam kangur albinos – najważniejsze, że są króliczki.Osobiście chyba nigdy nie będę fanem obsady filmu „Bambi”. W tym temacie raczej będę się skłaniać w stronę wizji Monty Pythona…
Nigdy nie tropiłam użytkowo z psem, ale mam pracującego retrievera – moja rada jest taka, że musisz, powtarzam MUSISZ Ty decydować kiedy pies pracuje. Po Twoich wpisach mam wrażenie, że nie do końca kontrolujesz Berka. Wiem, że to trudne, przy swoim psie płakałam milion razy, ale warto było. Pies NIE pracuje, chyba że Ty tego chcesz.
Powodzenia, trzymamy za Was kciuki.
Wiem, ale nie potrafię juz na tym etapie sobie z nim poradzić, gdy juz wpadnie w cug w parku. Dzieje sie tak w ekstremalnych tropieniowo dla niego sytuacjach, nie zawsze i nie wszedzie bo inaczej bym zwariowała chyba. Muszę coś pomyśleć co z tym zrobić.