Pies na zamku

Podczas pobytu w Krynicy Zdroju wybraliśmy się na wycieczkę do Muszyny. Bardzo chciałam zobaczyć ruiny tamtejszego zamku pochodzącego z XIV wieku.
Zamek znajduje się na stromym wzgórzu, niedaleko Popradu i pomiędzy potokami Szczawnik i Muszynka. Obecnie można podziwiać jedynie ruiny wieży zamkowej i resztki sklepienia. Pierwotnie na wzgórzu znajdował się piętrowy dwór starosty otoczony murem, z mostem zwodzonym i wieżami strażniczymi.

Wejście na zamek jest od strony ulicy Zazamcze. Wędruje się parkiem, po wygodnych schodkach i alejkach.
P1040058 P1040055 P1040044

seter gordonseter gordonseter gordon zamek w muszyniezamek w muszynie

zamek w muszynieZ zamku przyszliśmy się szlakiem biegnącym lasem i szczytami gór. Okazało się, że są tam stacje Drogi Krzyżowej…

seterz psemSpacer skończyliśmy w miejskim parku, który znajduje się nad potokiem Muszynka, przy ulicy Zazamcze. Berek intensywnie podziwiał kaczki…
seter gordon seter gordon

seterseter

Reklama

Śląski Dom – hotel w górach, w Dolinie Wielickiej

Śląski Dom to hotelo-schronisko, które leży nad Wielickim Stawem u podnóży Gerlacha (najwyższego szczytu Tatr). Budowę schroniska zainicjowano w 1871, ale już po 3 latach budynek zmiotła lawina. Potem, odbudowany i zmodernizowany, spłonął w 1962 roku. Hotel nie pasuje do otaczającego go surowego górskiego krajobrazu. Podobnie też charakter jego działalności jest wręcz sprzeczny z tym czego oczekuje się w górach – na dole jest np elegancka restauracja z kelnerami. Obecnie hotel jest w stanie pomieścić około 100 gości. Pod budynkiem zaparkowane są ekskluzywne samochody, a my widzieliśmy gości hotelowych spacerujących w garniturach wokół stawu w środku Tatr :).  Przyznaje, że widok jest trochę futurystyczny ;).

seter gordon

seter gordon

Wyruszyliśmy czerwonym  szlakiem ze Starego Smokovca, czyli miejscowości, gdzie mieszkaliśmy. Szlak na mapie był opisany jako stosunkowo łatwy, ale taki dla nas nie był. Zmęczył nawet Berka :). W pewnym momencie było tak stromo i niewygodnie się wspinać, że zaczęliśmy wypatrywać końca szlaku. W mojej głowie pojawiła się też myśl, że musimy iść dalej i dojść, bo powrót tym samym szlakiem odpada. Miałam nadzieję, że żółty szlak, którym planowaliśmy wracać do domu będzie łatwiejszy. Na szczęście był… wręcz nudny ;). Koniec końców, nie żałowaliśmy, a wręcz czuliśmy satysfakcję, że nam się udało. A w Dolinie Wielickiej, nad Stawem Wielickim, zdrzemnęliśmy się w słońcu.

seter gordon

A Berek? Jak wspomniałam – podczas tej wycieczki – zmęczył się. Było ciepło, daleko i stromo. Ciągnął ( a jakże!), ale reagował na komendy i staram się współpracować. Widziałam, że zastanawia się nad tym co robi, patrzy na nas i jest nastawiony na kontakt z nami. Były jednak też momenty (głównie w lasie), kiedy „odfruwał” i znów nos zaczynał dowodzić psem. Wiele razy pisałam, że właśnie to uwielbiam w swoim psie, ale stwierdzam, że, gdy mijała już 6-ta godzina wspinaczki i nie miałam na nic już siły, pragnęłam aby mój pies myśliwski mógł włączyć komendę „nie mam nosa”…

DSC_0904
Początek trasy
DSC_0948
Berek żuje górską trawę, a ja kontempluję 🙂

 

DSC_0940
Berkowe zaaferowanie 😉

DSC_0935

DSC_0922

seter gordon
Na szlaku

Jak to zawsze jest z górami – szybko zapomnieliśmy o trudach wspinania się i chcieliśmy więcej więcej ! W górach czuję się uzależniona od pięknych widoków i nie chcę się zatrzymywać. Jedna wędrówka nakręca kolejną i kolejną.

Wyprawa do Schroniska Tery’ego (Teryho chata)

Naszego pierwszego dnia, dość ambitnie, wybraliśmy się do Schroniska Tery’ego. Od razu może powiem, że dotrzeć nam się do końca szlaku nie udało… Oczywiście, że winić można naszą kiepską kondycję, ale niestety głównym powodem naszej rezygnacji był Berek. Nie ma co się oszukiwać i opowiadać, że łażenie z nim po górach to sama przyjemność i że praktycznie niósł za nas plecaki i serwował czekoladowe batoniki. Pierwszego dnia zmęczył mnie mój własny pies, podejście pod górę to był wręcz pikuś w porównaniu z utrzymaniem miotającego się na smyczy psa. W pierwszych minutach wyprawy Berek wyczerpał większość pokładów seterzego entuzjazmu i później już mogło być tylko lepiej. Gorzej nie mogło… Otóż mojego psa obezwładniła ilość zapachów, ich intensywność i różnorodność. Samym niuchaniem zmęczył się dość szybko, ale też zaczął być poirytowany, bo będąc na smyczy nie mógł do końca wyczytać wszystkich informacji i sprawdzić tego co właściwie poczuł. Prowadzenie go na lince, które planowaliśmy, wcale nie pomagało. Długa smycz dawała Berkowi swobodę, która i tak go nie satysfakcjonowała w danej sytuacji i parł do przodu jak wariat. Trzeba było go ściągać na krótka, aż w końcu przepiąć na zwykła smycz. Berek na smyczy jeśli ma nie ciągnąć, to włącza tryb konkretnej pracy i wykonuje komendę. Żaden pies nie wytrzyma wykonywania komendy przez kilka godzin… tak więc Berek po pewnym czasie wyłączył się i znów zaczął ciągnąć. I tak to wyglądało. Przyznam, że było ciężko. Jednak drugiego dnia zobaczyłam poprawę i Berek zaczął rejestrować komendy „Stój!” i „Idź!” co ułatwiło wspinanie się po dość trudnym, kamienistym szlaku. Ale o tym w następnych wpisach 🙂

Ale wracając do wyprawy pierwszego dnia. Zaczęliśmy w Starym Smokovcu ruszając zielonym szlakiem wzdłuż kolejki wagonikowej na Hrebienok (na górze jest restauracja – z psem można usiąść tylko na zewnątrz). Szlak nie jest najciekawszy, gdyż biegnie praktycznie zaraz koło torów po których co jakiś czas wciągana jest kolejka. Dodatkowo teren jest zniszczony przez tzn Wielka Katastrofę (słow. Velka Kalamita) – wichurę, która w listopadzie 2004 roku zniszczyła około 14,000 ha lasów po Słowackiej stronie Tatr. Z Hrebienoka przeszliśmy koło Bilikovej Chaty, gdzie mieści się restauracja do której nie można wejść do środka z psem. Następnie mijając przepiękny wodospad na potoku Studeneho doszliśmy do najstarszego schroniska w Tatrach Wysokich czyli Rainerovej Chaty. Miejsce naprawdę magiczne. Chata jest mała, kamienna, nie ma w niej okien. Nadaje niesamowity klimat całej polanie.

DSC_0927

DSC_0942

DSC_0922

DSC_0920

DSC_0915

DSC_0904

Idąc do Schroniska Tery’ego mijamy również Schronisko Zamkovskiego (1475m n.p.m). Oba te schroniska, podobnie jak i Rainerova Chata, należa do grupy pięciu schronisk wysokogórskich, które do tej pory są zaopatrywane w jedzenie i inne artykuły przez nosiczów (pozostałe to Chata pod Rysami – 2250m n.p.m. i Schronisko Zbójnickie – 1960m n.p.m.). gdyż dojazd do nich jest niemożliwy z uwagi na trudny teren i położenie. Nosicz to inaczej tatrzański tragarz, który jest charakterystyczny tylko dla Słowackich Tatr. Nosicze dostarczają do schronisk wszystko – od jedzenia po paliwo. Ich ładunki średnio ważą około 80 kilogramów, niezależnie od pory roku. Rekord pobił Laco Kulanga wnosząc do Chaty Zahorskogo 207kg (więcej informacji). Nosicze znoszą również ze schronisk śmieci, warto więc zastanowić się zanim coś wyrzucimy do kosza przy schronisku w górach (np. psią kupę …).

nosic
Nosicz, źródło: http://plfoto.com/zdjecie,ludzie,nosicz,1441444.html

Po około 45 minutach wędrówki za Schroniskiem Zamkovskiego w stronę Tery’ego postanowiliśmy zawrócić. Berek wyrywał do przodu jak dziki, a wiedzieliśmy, że będzie ściągał nas w dół z równym zaangażowaniem. Natomiast szlak był na tym etapie stromy i kamienisty. I właśnie wracając do Berka…Założyliśmy, że pies będzie szedł na lince. Niestety nie do końca nam to wyszło, bo im dłuższa smycz tym bardziej wyrywał do przodu i trudniej było go kontrolować. Przymocowanie do pasa biodrowego psa, który nie umie poruszać się spokojnie po szlakach odpadało – musieliśmy wiedzieć, że w każdej chwili możemy psa puścić i ratować siebie przed upadkiem na tyłek. (Dodatkowo Berek widząc pas biodrowy i szelki zaczyna biec, bo kiedyś spróbowałam z nim canicrossingu 😉 ) Berek niestety nie popisał się tego pierwszego dnia. Ciągnął w górę i potem w dół jak mały parowóz co nie jest pożądane przy górskich wędrówkach, gdzie trzeba planować praktycznie każde stąpnięcie i każdy krok. I co najgorsze, w czasie naszej pierwszej wycieczki nie widziałam, żeby Berek w jakikolwiek sposób starał się opanować. Przyznam, że mnie to przeraziło i trochę załamało, bo nie wyobrażałam sobie jak przetrwamy kolejne wyprawy. Na szczęście następnego dnia było lepiej i Berek „kontaktował” – widać było, że stara się myśleć o tym co robi i kontrolować swoje ruchy. Przynajmniej trochę :).

Polecam zajrzeć również do mojego poprzedniego wpisu, gdzie opisałam ogólne zasady poruszania się z psem po TANAPie.

Słowackie Tatry z psem. Ogólne zasady i niejasności.

Długo zwlekaliśmy z wakacjami, a jeszcze dłużej z wyprawą w Tatry. Ale wreszcie udało się zmobilizować i trochę „na wariata”, bo tylko z mapami i bez przewodników, pojechaliśmy w Słowackie Tatry. Oczywiście z psem.

Wiadomo, że w Tatrzańskim Parku Narodowym po Polskiej stronie jest zakaz wprowadzania psów. Z psami można wędrować tylko Dolina Chochołowską do końca, do schroniska. Pies oczywiście musi być prowadzony na smyczy.

Na Słowacji w góry można wyruszyć z czworonogiem. Jednakże, my popełniliśmy błąd dając się zwieść ogólnie powtarzanym informacjom, że pies w Tatrach na Słowacji jest akceptowany i nie zweryfikowaliśmy tego z TANAPem (lub tą strona), czyli z regulaminem Słowackiego Tatrzańskiego Parku Narodowego. O co chodzi i gdzie pojawia się problem?

Tatry na Słowacji wyglądają inaczej niż te po Polskiej stronie – ogólnie można powiedzieć, że są bardziej „dzikie”. Z tego co zauważyłam, nie ma tutaj łatwych szlaków, krótkich dolinek gdzie można wybrać się na parogodzinny spacer z rodziną w letnie popołudnie (wykluczam tutaj spacery w klapkach, z torebusią przewieszona przez ramię, po obiadku i deserze z piwa itp, bo to inna bajka). Tutaj praktycznie każde wyjście to wyprawa, a szlaki są długie i często zaawansowane w trudności. Tak jak w Polsce w Tatrach można sporadycznie spotkać kogoś w profesjonalnym obuwiu do wędrówek górskich, tak tu na Słowacji ci w adidaskach (klapek i szpilek nie ma !) są w zdecydowanej mniejszości. Ja niestety śmigałam w adidaskach i wstydziłam się cały wyjazd, bo wyglądałam na bardzo przypadkowa turystkę 🙂

DSC_0934

Wejście na teren Parku Narodowego jest darmowe, ale konieczne jest wykupienie ubezpieczenia, gdyż jeśli ulegniemy wypadkowi TANAP obarczy nas kosztami akcji ratunkowej. Koszt ubezpieczenia jest praktycznie symboliczny – około 70 eurocentów za każdy dzień pobytu. Nie ma „bramek” do parku narodowego, a wejścia na szlaki są dość niepozornie oznaczone. Co się z tym wiąże to fakt iż trudno znaleźć tablicę informacyjna z ogólnymi zasadami poruszania się po parku. Trzeciego dnia naszych wędrówek wreszcie natknęliśmy się na tablicę informacyjną, gdzie wyczytaliśmy, że pies ma być prowadzony na smyczy i w kagańcu. No to super !

…Jednakże, gdy zaczęłam szukać dokładnych informacji w internecie okazało się, że TANAP narzuca dość dożo ograniczeń co do wprowadzania psów na teren parku. Psy, owszem, mogą z nami maszerować po górach, ale nie można wprowadzać ich powyżej trzeciego poziomu ochronnego przyrody, tak więc poziom czwarty i piąty jest dla psów i ich właścicieli niedostępny. I tu pojawiają się pewne niejasności: jak dla mnie odnalezienie informacji gdzie zaczynają się poziom czwarty i piąty graniczy z cudem. Na samej mapie zamieszczonej na stronie TANAPu (mapa Natura 2000) nie sposób cokolwiek wyczytać, a innej nie udało mi się znaleźć. Pomijam już sam fakt, że na szlakach nie ma takich informacji.

Gdy dziś przyjrzałam się mapie poziomów ochrony przyrody w Tatrach Słowackich okazało się, że wychodząc w góry z miejscowości w której mieszkamy (Stary Smokovec) najprawdopodobniej łamiemy zasady zawarte w regulaminie. Przynajmniej tak się domyślam, bo nie mogę wiele dostrzec na mikro-mapie TANAPu. Ciekawostką jest też fakt, że trzy razy spotkaliśmy psy mieszkające w schroniskach, plus w ciągu naszych tylko czterech wypraw w góry widzieliśmy osiem psów (jeden w plecaku) wędrujących tak samo jak my, albo wspinających się wyżej.

Kolejną niejasność znaleźliśmy w regulaminie kolejki gondolowej na Łomnicy, którą można psa przewieść (koniecznie w kagańcu), ale tylko pierwszym jej odcinkiem, do mniej więcej 1/3 wysokości.  W regulaminie kolejki jest zapis, że „small dogs are allowed”, ale wielkość psa nigdzie nie jest zdefiniowana. Pani w okienku powiedziała, że Berek może wjechać, ale wątpię czy byłoby to możliwe w sezonie. Podobna sytuacja jest z kolejką wagonikowi na Hrebienok w Starym Smokovcu. Same niejasności.

DSC_0904

 

Jeśli chodzi o reakcje ludzi na obecność psa na szlaku to byłam mile zaskoczona – większość osób nas zagadywała i serdecznie witali się z Berkiem. Oczywiście trzeba zaznaczyć, że tutaj ludzi na szlakach spotyka się naprawdę sporadycznie co wydaje się kosmiczne, szczególnie, gdy pomyśli się o tłumach turystów w Polskich Tatrach. Zapewne wygląda to trochę inaczej w sezonie. Jednak koniec września i początek października to pustki na szlakach :).

WAŻNE: W Słowackich Tatrach szlaki (lista szlaków) powyżej schronisk są zamknięte dla turystów od 1 listopada do 15 czerwca!

 

 

Wymarzony spacer z psem

Jaki jest Wasz wymarzony spacer z psem?

Po ponad 2 latach życia z Berkiem mogę uznać, że w miarę się rozumiemy. Tak, tak – zgadza się – trochę nam to zajęło, ale za to więź z Berkiem ma solidne podstawy. Także według Berka, co jest niezwykle cenne u takiego psa jak seter gordon. Posiadanie psa to wiele wyrzeczeń, obowiązków i kompromisów. Ale to nasz, człowieka, świadomy wybór i nigdy nie powinniśmy psu dać tego odczuć. Staram się widzieć ile razy Berek idzie na kompromis żyjąc z nami pod jednym dachem. W jego psim świecie koegzystencja z nami to przecież także wyrzeczenia i dostosowanie się do naszych zasad. Staram się to doceniać i nigdy nie zakładać, że to co robi mój pies jest oczywiste, bo dla niego być może, jest to poświęcenie.

Po ponad 2 latach razem wiem co lubi mój pies, wiem kiedy muszę mu pomóc i w jaki sposób poprawić mu humor. Ta wiedza ułatwia nam obojgu życie, bo gdy Berek jest szczęśliwy, ja psychicznie odpoczywam. Natomiast, gdy ja jestem spokojna, Berek od razu to wyczuwa i łapiemy lepszy kontakt. Dostosowałam spacery do Berka, bo mam świadomość jakim jest psem i czego potrzebuje. Nie chcę mu wmawiać, że jest inaczej. Natomiast on zrozumiał, że właśnie „impreza” jest tam gdzie jest jego pani i nie trzeba za dużo kombinować. Może niektórzy powiedzą, że się poddałam, że robię to co chce pies łażąc po polach w błocie zamiast po alejkach w eleganckim parku, ale… to co dostaję w zamian od mojego psa jest bezcenne.

Nawiązując do tytułu posta – mój wymarzony spacer z Berkiem jest trochę dla niego i trochę dla mnie. Berek miałby zapewnione śmiganie po polach, a ja spokój, odpoczynek, cudowne widoki i mojego szczęśliwego psa u boku.
Szkocja – nigdy tam nie byłam i przyznam, że przez długi czas wcale nie znajdowała się na mojej liście krajów do odwiedzenia. Ale od jakiegoś czasu, gdy zdarzają się mi i Berkowi „spacery idealne”, po polach, w spokoju, bez tłumu ludzi często w brzydka pogodę i deszcz, zaczęła mi się marzyć Szkocja.

Ciężko wybrać najpiękniejszą cześć tego kraju, bo każda tak naprawdę urzeka swoją urodą. Zakładając, że nie chcę wspinać się po górach (choć z drugiej strony…), powinnam mieć możliwość stosunkowo łatwego dojazdu, powinnam wybrać się na wschodnie wybrzeża Szkocji. Dodając również, że oczywiście byłby z nami Berek, powinnam darować sobie dłuższy pobyt Edynburgu, albo w Aberdeen i wybrać pieszą wędrówkę wzdłuż wybrzeża. Na wschodzie znajduje się tzn szlak Fife, który jest uwielbiany przez samych Szkotów. Szlak ma około 150km długości i jest podzielony na siedem krótszych odcinków. Swobodnie można zaplanować cały urlop na wędrówkę z plecakiem z jednego miejsca na drugie podążając od początku szlaku w Newport-on-Tay aż do jego końca w North Queensferry. Fife to dużo historii regionalnej i piękna natura. Myślę, że właśnie w taki sposób chciałabym zacząć poznawać Szkocję i z czasem dotrzeć na zachodnie wybrzeża, aż tak daleko jak Knoydart (choć nie wiem, czy to odpowiedni teren dla amatora takiego jak ja).
Szlak Fife ma swoją stronę internetową, gdzie można znaleźć dużo pomocnych informacji: www.fifecoastalpath.co.uk. Warto zajrzeć! 🙂

fife1
źródło: visitscotland.com
fife2
I jest pies! Kiedyś na takiej fotce będzie Berek 🙂 źródło: wikipedia.com
fife3
źródło: http://vc-moulin.blogspot.com/2011_01_01_archive.html
Gordon-Highlands-2012-4543
Warto jechać dla takich widoków 🙂 źródło: http://www.coppersheen.ch/field.htm, zdjęcie autorstwa Susan Stone

Moja wiedza na temat Szkocji jest znikoma, ale mam nadzieję odwiedzić ten kraj aby móc zweryfikować informacje znalezione w książkach.