Długo nie było nowych wpisów na blogu. Melduje, że u nas wszystko w porządku, nic strasznego się nie dzieje – ot, zabrakło sił i „weny” na nowe wpisy. Nie będę ukrywać, że nie mogłam się zmobilizować, aby stworzyć nową notkę. Nawet nie miałam ochoty na robienie zdjęć, co zdarza się rzadko.
Niedawno minął rok odkąd jestem żoną. Nasza pierwsza rocznica wypadła dokładnie dzień po mojej sesji, która w tym semestrze była wyjątkowo trudna i męcząca. Byłam padnięta i nie miałam nawet za bardzo siły myśleć o świętowaniu. Po dosłownie kilku dniach pojechałam z Berkiem na tydzień do moich rodziców, a mąż został w Krakowie. Oczywiście było załamanie pogody i nagle z 30C zrobiło się 12C i padał deszcz. Miałam dużo czasu na siedzenie pod kocem w jakiś domowych dresikach (nie tak miał wyglądać mój tydzień „wakacji” w ukochanej Warszawie…) i zastanawianiu się nad tym jak bardzo brakuje mi męża, jak bardzo czuję, że jednak powinniśmy wreszcie pojechać na miesiąc miodowy itp…. Ja to ja, jestem tylko zmęczona psychicznie rutyną. Jednak mój A. jest zmęczony psychicznie jak i fizycznie, bo wakacji nie miał już od bardzo dawna. Wakacje, czyli czas kiedy wyłączasz głowę i nie musisz niczego kontrolować i organizować. Wakacje, które skutecznie zrelaksują i naładują baterie, nie mogą być w domu. Tymczasem my, A. i ja, osiągnęliśmy stan w którym chyba nawet za bardzo nie mamy siły planować wyjazdu. Nie jest dobrze….
Dziś wybrałam się z Berkiem do Lasku Wolskiego. Zwykle spacerujemy tam, gdy jest gorąco, bo Berek jest tam na 15-metrowej lince, a w upał nie czuje potrzeby biegania. Najczęściej robimy tam rundkę – wersja krótsza – około godziny marszu, wersja dłuższa – ponad 2h szybkiego marszu po pagórkach. Dziś wybrałam wersję dłuższą, bo jest ciekawsza i Berek chyba ja bardziej lubi. Było super, bo szliśmy po cieniu, pies był spokojny i bardzo grzeczny. Jednak pod koniec spaceru, Berek wykorzystał moją nieuwagę, i wskoczył do ogromnej, głębokiej, i wręcz gęstej kałuży… W domu nie mogłam go z tego domyć nawet szamponem. Codziennie musi się gdzieś zanurzyć.
hahaha, zupełnie jakbym widziała psicę moich rodziców – w upalne dni znajdzie każdą kałużę i koniecznie musi się w niej potaplać 🙂
świetnego masz tego Berka…
Taki sam wariat jak mój Paco.
tak szczerze to przez przypadek natknęłam się na twój Blog … jest świetny pozdrawiam
ps byliście może z Berkiem nad morzem???
Dziękuję 🙂 NIestety nie byliśmy z Berkiem nad morzem a ja bardzo bardzo bym chciała. NIe bylo okazji. Nie mamy auta i podrozowanie na połnoc pociagiem jest ciezko, ale może niedlugo sie zmobilizujemy 🙂
A Wy byliście? Jakies mielsce godne polecenia moze?
My właśnie wybieramy się po raz pierwszy. Byliśmy już i w Bieszczadach i nad okolicznymi jeziorami, ale nad morzem z Paco nigdy. Pytałam bo jestem ciekawa jak zareaguje na słona wodę 🙂
co do miejscowości to My wybieramy się na Wyspę Sobieszewską do Sobieszewa … mało ludzi i plaże z możliwością zabrania czworonoga , a to przecież najważniejsze 🙂
super 😀 Rzeczywiscie – ciekawe jak zareaguje na słoną wodę bo przeciez ciągle ja połykaja 🙂
My byliśmy na Mazurach i w Pieninach, ale to zdecydowanie za mało. Pewnie w to lato gdzies sie wybierzemy – oj mam nadzieję że sie uda… 😦