To jest dopiero początek

Robercika poznałam pierwszego dnia mojego wolontariatu w Krakowskim Schronisku dla zwierząt. Od razu zdobył moje serce. Podpytałam wolontariuszkę, która zajmowała się nim już od dłuższego czasu o jego historię. Widać było, że psiak ma chore nóżki i kłopoty z chodzeniem. Gorzej było w zimne dni, kiedy kończyny wydawały się jeszcze sztywniejsze, a Robercik był niechętny do wstawania. Wtedy to postanowiłam zrobić wszystko co w mojej mocy, aby znaleźć mu dom i to jeszcze przed zimą. To miał być taki prezent na gwiazdkę, który sama sobie chcę sprawić – dom dla Robercika. Próbowałam, ogłaszałam go i pisałam gdzie mogłam, ale nikt go nie chciał. O tym wszystkim opowiadałam regularnie moim rodzicom, więc Robercik i jego historia były im znane od samego początku.

I to właśnie oni postanowili odmienić życie tego psa i dać mu dom :). Tata zaczął podpytywać mnie o Robercika, konsultować to co wiem o chorobie psa z naszym znajomym weterynarzem. Namyślania było dużo, ale tego typu decyzja nie może być podejmowana pod wpływem impulsu. Efekt jest taki, że w ostatnią sobotę Robercik przejechał 400km z Krakowa do Warszawy, gdzie ma teraz swój dom. Zamętu było dużo, jeżdżenia w nocy pociągami i samochodami na relacji Warszawa- Kraków, Kraków-Warszawa, ale trzeba było. Musiałam z rozsądku spędzić kilka dni bez Berka, aby nie musiał podróżować ze mną tak dużo PKP, i bardzo za nim tęskniłam, a na taką rozłąkę z moim psem nie miałam ochoty. Ale nie dało się tego uniknąć. Kilka intensywnych dni, trzeba było zacisnąć zęby i podopinać wszystko na ostatni guzik. Udało się 🙂

W sobotę rano mój tata przyjechał do Krakowa po Robercika. Beruś był już w Warszawie i na nas czekał. Niestety-stety oba psiaki musiały podróżować za nami, bo tu w Krakowie nie mamy z kim zostawić Berka nawet na chwilę. Chciałam też aby się poznały jak najszybciej. Plan był, że ja jadę z tatą i Robercikiem autem do Warszawy. Robercika wszyscy, ale to wszyscy, żegnali w schronisku – był uwielbiany przez pracowników i wszystkich wolontariuszy. Po podpisaniu umowy adopcyjnej i wizycie u schroniskowego weterynarza Robercik nieśmiało wyszedł poza teren schroniska… Jak już pisałam poprzednio – był wcześniej dwa razy adoptowany, ale zawsze oddawany po kilku dniach. Tak naprawdę nie miał pojęcia na czym polega posiadanie domu, swoich ludzi, którzy głaszczą i zajmują się tylko nim. Do samochodu wsiadał niechętnie. Jednak Robercik jest tak chory, że nie ma nawet możliwości wyrwania się, kręcenia czy pokazywania, że coś mu się nie podoba. Leżał koło mnie cicho na kanapie. Niestety tak jak się spodziewaliśmy, ma chorobę lokomocyjną, więc pierwsze godziny podróży były ciężkie. Z krótkimi postojami dotarliśmy do Warszawy jeszcze przed wieczorem. Robercik wylądował na swoim posłaniu, trochę zdezorientowany i zagubiony. A Berek, który czekał na nas u moich rodziców? Nawet nie za bardzo zainteresował się Robercikiem 🙂 Nowy psiak siedział u siebie przez większość wieczoru, ale cieszył się za każdym razem jak do niego przychodziliśmy i żywo na nas reagował. Wiedzieliśmy, że potrzebuje czasu i musi poznać wszystko w swoim tempie, więc nim mu nie narzucaliśmy. Został nakarmiony, napojony i wygłaskany, a potem zostawiony w spokoju.

W nocy zaglądaliśmy do Robercika regularnie, żeby zobaczyć co tam robi. Gdy zobaczył mnie postanowił pozwiedzać dom. Tak więc o 3.00 w nocy zamiast spać łaziłam po chałupie i pokazywałam psu różne kąty :). W niedzielę rano zabrałam Berka na długi spacer po polach, a Robercik mógł swobodnie pochodzić po ogrodzie i popilnować moją mamę, która szykowała mu jedzenie. Robercik, z powodu swojej choroby, jest właściwie zupełnie bezbronny w kontaktach z innymi psami. Nie ma nawet możliwości uciec, uskoczyć, czy położyć na plecach i pokazać brzuch. Berek go onieśmielał, mimo iz tylko zapraszał go do zabawy. Jednak energia jaką ma mój pies, szybkość i zamaszystość ruchów po prostu przeraża unieruchomionego Robercika. Ich wzajemne kontakty muszą na razie być kontrolowane, bo Robercik nie czuje się jeszcze pewnie i obawia się Berka. Jednak i tak uważam, że mój pies jest cudowny, bo mimo iż Robercik nagle zjawił się na, bądź co bądź, jego terenie, nic mu nie zrobił, tylko machał do niego ogonem. Uważam, że oba psy doskonale wiedzą jaka którego jest pozycja i stanowisko w tej znajomości i Berek doskonale zna swoja przewagę fizyczną. Jednak niesamowite jest, że samiec nie czuje potrzeby tego wykorzystać i jedyne czego chce to wąchać i bawić się z kolegą. Berek jest super :).

W niedzielę popołudniu wróciliśmy z Berkiem do Krakowa. Robercik ma teraz moich rodziców i cały dom dla siebie. Jestem pewna, że już za kilka dni będzie tam królem 🙂 Na razie niechętnie wychodzi do ogrodu, patrzy cały czas na drzwi, jakby bał się, że się zamkną i ciepłe posłanie zniknie na zawsze. Zdarza mu się też nasikać w domu na legowisko, ale to pewnie kwestia dni, żeby zaskoczył, że to tylko jego i trzeba o to dbać, a nie znaczyć. A ja? Nadal nie mogę uwierzyć, że udało mi się znaleźć dla tego psa dom. Parę miesięcy temu obiecałam mu to, gdy tulił się do mnie w boksie i stało się – ma najlepszy dom jaki można sobie wymarzyć dla psiaka. Niedługo czeka go jeszcze wizyta weterynarza i mam nadzieję, że uda się wdrożyć jakieś leczenie, żeby chociaż mu ulżyć. Odkryliśmy, że Robercik oprócz kłopotów z chodzenie – bardzo dużych, bo łapy sztywnieją, wykręcają się, ale też czasem wiotczeją i rozjeżdżają się pod jego ciężarem – ma problemy z oddychanie i przełykaniem. Czasem sztywnieje mu język, co uniemożliwia mu oddychanie. Wtedy pysk robi mu się fioletowy, przez chwile jest cisza, po czym łapczywie nabiera powietrza. Bardzo powoli je i czasem dławi się. Niestety jest bardzo chory i nie wiadomo co mu jest.  Moi rodzice uratowali mu życie, bo w takim stanie w schronisku, gdzie jest wilgotno i zimno, byłoby mu bardzo ciężko przetrwać zimę. A przecież ten psiak ma tylko rok…

DSC_0700

DSC_0727 (2)

DSC_0726

DSC_0719 (2)

DSC_0712 (2)

DSC_0707 (2)

DSC_0714 (2)

DSC_0701 (3)

 

Spacer z seterami

Już nie raz wspominałam, że uważam iż nie ma nic piękniejszego od setera w biegu. A tu były aż trzy setery i to jak najbardziej „w biegu” 🙂 Nie mogłam się wprost napatrzeć na to piękno ruchów, grację i oddanie z jakim te psy potrafią pędzić po polach, zupełnie zatracając się w samej przyjemności jaką z tego mają. Takie spacery relaksują mnie i przypominają mi jakiego wspaniałego mam psa.

Parę tygodni temu, podczas mojej wizyty w Warszawie, spotkałam przemiłych Państwa z seterami. Od razu się dołączyłam do ich grupy, wręcz desperacko mając nadzieję, że Berek się wybiega. Psy dogadały się wspaniale i biegały jak szalone. Oczywiście nie miałam wtedy ze sobą aparatu, czego bardzo żałowałam. Jednak postanowiliśmy umówić się ponownie na wspólny spacer jak tylko znów będę w Warszawie. I udało się ! W ostatni weekend spotkaliśmy się na polach w Dziekanowie Leśnym pod Warszawą.

Setery biegając razem zachowują się inaczej niż w kontaktach z innymi psami. Berek spotykając się z innym psem zwykle próbuje się z nim bawić. Zaprasza go do ganiania, do siłowania się „w pionie”. Jeśli psiak nie jest zainteresowany zabawą, to Berek szybko poddaje się i idzie w swoją stronę. Tymczasem gdy spotkał setery, relacje były zupełnie inne. Psy zaczęły pracować. Ganiały po polach, węszyły i tropiły. Nie było czasu na zapasy, albo podgryzanie :). Zresztą takie zabawy to nudy, jeśli można gonić wiatr i próbować prześcignąć koleżankę. Mój pies był uśmiechnięty 🙂 Vega – wspaniała Gordonka – odbiegała najdalej od nas, ale cały czas kontrolowała gdzie są jej Państwo. Wyraźnie stosowała się do podstawowej zasady u seterów, czyli że „to one mają wiedzieć, gdzie jest właściciel, a nie odwrotnie”. Irlandka Suzanka meldowała się regularnie i raczej trzymała się blisko nas. A Berek?…. Berek próbował kontrolować sytuację – swoje nowe dziewczyny, pola, zapachy i nas. Tak, tak – w takiej kolejności 🙂 Ale był bardzo grzeczny i pilnował się. Jak na nieposkromionego Gordona to wyjątkowe zachowanie w wieku niecałych dwóch lat. Czy mogę być z niego dumna? Na razie nie chcę osiąść na laurach, bo od sarny zdołałam odwołać go w ciągu tych dwóch lat tylko dwa razy…
Uważam, że seter gordon jest bardzo specyficznym psem. Nie mam pojęcia jak setery mogą chodzić na spacery w parku miejskim, albo po osiedlu. Wiem,  że psy mogą przyzwyczaić się do praktycznie wszystkiego i u Berka jest to kwestia tego iż rzadko chodzi po mieście i dlatego „miastowy” nie jest. Jednak patrząc na to jakie rozwija prędkości w galopie i swoim gordonowym kłusie, nie widzę go na miejskich trawnikach. Muszę podporządkowywać rodzaj spaceru pod swojego psa i nie za bardzo mam inne wyjście. Tropienie to jego instynkt, wyjątkowo u niego silny. Ten pies daje z siebie zawsze 100% energii i zaangażowania. Do wypracowania mamy jeszcze bardzo dużo rzeczy, głównie związanych z jego upartą naturą i temperamentem. Ale muszę pamiętać, że te cechy są przecież niezbędne to pracy w polu do jakiej został stworzony. Bez zaciętości i chęci do działania ta rasa do niczego by się nie zdała w polu. Seter Gordon pracuje sam, jest niezależny, ma swoja inicjatywę w działaniu. Ot – cały Berek 🙂

DSC_0597

DSC_0694
Suzanka
DSC_0689
Suzanka, Vega i Berek

DSC_0669

DSC_0650
Suzanka
DSC_0634
Berek zaczepia Vegę 😉
DSC_0618
Vegusia 🙂

DSC_0601

DSC_0620

DSC_0615
Cuda 🙂

DSC_0696

Obroża dla psa – co nowego?

Już nie raz wspominałam, że mam bzika na punkcie psich obroży. Berek wykańcza wszystkie obróżki w tempie ekspresowym, bo codziennie moczy je w błocie, rosie na trawie i kurzu, bawi się z kumplem Lenkiem. Codziennie, bez wyjątku. Mój pies jest pod tym względem wyjątkowy, bo ZAWSZE po spacerze, wygląda jakby wracał z pobojowiska. Zresztą ja też… Tak czy inaczej – już dawno zrozumiałam, że nie ma możliwości, żeby obroża Berka była czysta.

Często muszę prać i suszyć psie obroże, dlatego mamy ich kilka. Jednak i tak mniej niż bym chciała :). Używamy ich w sposób ekstremalny w stopniu w którym wiele osób nie potrafi sobie nawet wyobrazić. Berka mam od prawie dwóch lat i dopiero od niedawna, doświadczając różnych rzeczy z obróżkami, wiem jaka ma być Berkowa obroża, żebym była z niej w miarę zadowolona.

Wiem, że wielu moich czytelników też lubi psie gadżety i wyszukuje oryginalne psie obroże. Dlatego postanowiłam wspomnieć o Manufakturze MiauHau. Niedawno dostałam maila z pytaniem czy zamieszczę na blogu informacje o tej nowej firmie zajmującej się rękodziełem dla zwierząt. Czemu nie? 🙂 Moim zdaniem mają fajne wzory i z chęcią widziałabym Berka w ich obroży. Co mnie zainteresowało w ich ofercie to fakt iż mają obroże taśmowe – od dawna wiem, że materiałowe nie nadają się dla Berka, bo zwykły materiał nie przetrwa ciągłego brudzenia i prania i nie ma w tym nic dziwnego. Natomiast taśma ma szansę wyglądać ok przez dłuższy czas. Od razu mówię, że nie testowałam produktów Manufaktury MiauHau, ale taśmowe obroże w moim mniemaniu to oferta godna uwagi. Zajrzyjcie także w dział Noszą nas – Manufaktura robi uzdy 🙂 Czadowe !!!!

Manufaktura wspomniała także o konkursie, który organizuje z okazji Halloween. Można w nim wygrać obroże w Halloweenowe nietoperze :). Przeczytajcie na ich stronie o zasadach zabawy. Szczegóły są tez opisane na stronie event’u na Facebook’u. Berek też może weźmie udział 🙂

bloglogo

Pies w autobusie

Dawno nie pisałam o Berku i jego zachowaniu w autobusie. Już wcześniej wspominałam na blogu o tym, że Berek nie przepada za jazdą autobusem i tramwajem i do tego stopnia źle się zachowuje, że przemieszczanie się komunikacją stało się dla mnie bardzo uciążliwe. Ponieważ nie posiadamy auta i jesteśmy zmuszeni do poruszania się autobusami, gdziekolwiek byśmy nie zabierali psa, problemu tego nie mogłam po prostu zignorować.
Konsultowałam się z behawiorystką  i zastosowałam do jej rad. Siedziałam z nim na przystankach, łaziłam po pustych autobusach, potem jeździłam tylko kilka przystanków i wracałam do domu. Niestety nie mając auta nawet tego typu „terapio-szkolenie” jest utrudnione, ponieważ każda, nawet drobna wizyta u weterynarza równoznaczna jest z koniecznością przejechania się autobusem. podobnie z naszymi, sporadycznymi ale jednak, wypadami do Warszawy do rodziców. Byłam sfrustrowana, ale robiłam co do mnie należy. Zaczęło być trochę lepiej. Szczęśliwa zaczęłam jeździć z Berkiem więcej i dalej. W końcu popołudniami zaczęłam zabierać go na spacery z innymi psami na Błonia lub na wybieg na ul. Strzelców. I to był błąd taktyczny…. A dlaczego? Otóż Berek szybko skojarzył sobie jazdę autobusem tylko i wyłącznie z ogromną frajdą jaka następowała praktycznie zawsze jak wysiadaliśmy. Nie ma nic fajniejszego niż hasanie z psimi kumplami, nie? 🙂 Tak więc Berek zaczął znów szaleć w komunikacji. Nie od razu skojarzyłam z czego to może wynikać. Najpierw zaczęłam się martwić, ze znów wracamy do punktu wyjścia, że jazdy autobusem było dla Berka za dużo i że zaczął się znów czegoś bać. Ręce mi opadały, gdy widziałam jak z każdą następną minutą jazdy autobusem Berek zaczyna coraz bardziej się miotać. Ale zauważyłam też, ze jest znacznie spokojniejszy, gdy wracamy do domu. To dało mi do myślenia… Szybko skonsultowałam moje spostrzeżenia z behawiorystką i okazało się że tak! – najprawdopodobniej Berek nie przepada za autobusami, ALE bardziej na jego zachowanie wpływa fakt, że nie może się doczekać jak już dojedzie i będzie impreza … 🙂
Berek ma niesamowity temperament, jest bardzo żywiołowy i zawsze chętny do biegania. Te cechy sprawiają, że nie jest cierpliwy i nie jest dla niego naturalne spokojne czekanie i nie kombinowanie. Jazda autobusem to dla niego moment kiedy wie, że zaraz coś się wydarzy, pewnie będzie mega fajnie. Najzwyczajniej w świecie mój pies nie może usiedzieć na tyłku. A że jest psem to inaczej mi nie potrafi tego pokazać jak poprzez kręcenie się i stękanie i ciągnięcie do drzwi.

Ale co z tym zrobić?  Muszę pokazać Berkowi, że jazda autobusem nie równa się super spacerowi i spotkaniu z kumplami. Po prostu muszę zmienić psie skojarzenie, co łatwe nie jest :/. Tak więc od jakiegoś czasu jeżdżę z Berkiem na spacery po mieście na smyczy. Przy okazji ćwiczymy nieciągnięcie i różne komendy w rozproszeniach. Czasem spędzam dwie godziny na kręceniu się w kółko po mieście z psem. Nie powiem żeby było to ciekawe :P. A że nic się nie da załatwić mając ze sobą psa, są to zwykle godziny spędzone na niczym. Nie pójdę do biblioteki, nie wejdę do większości sklepów. Powoli robi się zimno, więc tułaczka bez celu po mieście nie jest za przyjemna. Berek nadal jest niecierpliwy, więc umówienie się ze znajomą na kawę i przyprowadzenie Berka nie gwarantuje, że uda nam się posiedzieć i pogadać, bo a nóż Berek nie wytrzyma spokojnie więcej niż 15 min. Ciężko też zaryzykować, bo jak mam znajomej powiedzieć, że sorry, ale ja muszę iść, bo pies stwierdził, że będzie się miotać i musimy wyjść z lokalu :(. Bywa ciężko, najgorzej, żeby się nakręcić na działanie. Ale pocieszam się tym, że wiem co robić dalej. Może będzie lepiej i z moim nastrojem. Raptem po paru takich spacerach zauważyłam poprawę w zachowaniu Berka. Gdy wracaliśmy ostatnio do domu autobusem, to moje „szczenię” wlazło mi na kolana i zasnęło przytulone. Nie było pasażera który by się na nas nie patrzył 😉

A teraz trochę zdjęć z naszych spacerów po polach. Berek chyba uwielbia obecną pogodę, bo jest chłodno, ale nie zimno i błoto nie jest zamarznięte… Ja się nie wypowiem.

DSC_0109

DSC_0106

DSC_0115

DSC_0116

DSC_0118

DSC_0128

DSC_0132

DSC_0105

Psie poczucie godności i dumy – opis rasy

Decydując się na psa rasowego decydujemy się na zwierzę o danym charakterze, konkretnej użytkowości i, oczywiście, wyglądzie. Szukając odpowiedniej dla siebie rasy psa powinniśmy zapoznać się z tzn. opisem rasy, gdzie znajdziemy podstawowe informacje, które MUSI znać przyszły właściciel zwierzaka. Jednakże należy pamiętać, że żadnej opinii nie powinniśmy traktować jak wyroczni – wszystko co znajdziemy w internecie, bądź od kogoś usłyszymy należy zweryfikować z innym źródłem, bo ludzie są różni (my też!), psy również. Najlepiej jednak zacząć od samokrytyki.

Moim zdaniem samokrytyka jest kluczowym elementem przy wyborze psa. Jeśli już zdobędziemy, naszym zdaniem, rzetelna wiedzę na temat rasy, tzn poczytamy w książkach, przeszukamy internet, zapoznamy się z opinia hodowców i osób, które takie psy mają, należy pomyśleć o tym jacy jesteśmy my i jaki jest NASZ OPIS :).

Zastanówmy się jak najchętniej spędzamy czas, co sprawia nam największą radość i o czym marzymy. Czy widzimy w naszych planach na przyszłość psa? Co będzie za 5, 10 lat? Warto podchodzić do psa ambitnie, czyli mieć konkretny plan związany ze zwierzakiem, jak np. chęć zmobilizowania się do porannego wstawania, regularnego biegania, czy ciekawych wyjazdów. Ale musimy pamiętać, że ten „plan” to plan na wiele lat, plus jest to plan który nie tylko zależy od nas. Pies ma swoje potrzeby i pomysły, i wszystko, ale to WSZYSTKO co sobie zaplanowaliśmy może być niemożliwe do zrealizowania.  Warto mieć trochę pokory i bardzo dużo szacunku dla zwierzaka. On ma prawo nie spełniać naszych zachcianek i nie być takim jakim go sobie wymyśliliśmy. Nawet psy konkretnej rasy bywają różne i nie jest to skserowany produkt.

Często z ciekawości zaglądam na różne strony w internecie i czytam opisy rasy Gordon seter, gdyż jest to właściwie jedyna rasa na temat której mogę się w jakiś sposób wypowiedzieć, a informacje zweryfikować. Ostatnio zszokowała mnie informacja zamieszczona na jednej ze stronek o Gordonach, mianowicie, że seter szkocki ma niesamowite poczucie dumy i swojej godności. Dalej można przeczytać, że jeśli pies będzie nieposłuszny, to jest to nasza wina, a nie setera. Nie należy stosować kar fizycznych, krzyczeć itp, gdyż seter źle reaguje na brak sprawiedliwości i przestanie na nas reagować. Po pierwsze – to odnosi się do KAŻDEGO PSA! Jak można uważać inaczej? Każdy pies ma swoja dumę, swój świat i wie kiedy jest źle traktowany. Każda żywa istota jest w stanie dostosować się do najgorszego traktowania i znosić je z pokorą jeśli chce przetrwać (człowiek też!), ale zawsze będzie wiedzieć, że to nie jest sprawiedliwe i dobre. Żaden pies, żądna rasa nie jest trudniejsza lub łatwiejsza od innych, jeśli tylko odpowiednio do niej podejdziemy i uszanujemy to jaki ten pies jest i jacy jesteśmy my. I co najważniejsze – jacy będziemy i my i nasz zwierzak za 10 lat kiedy nie będziemy mieć już tyle siły, doba będzie coraz krótsza, będziemy mieć więcej obowiązków, a nasz pies nie da rady rano wstać z posłania, bo tylne łapy odmówią mu posłuszeństwa…

Jeśli pewnego dnia uderzy nas myśl, że nasz pies jest nudny, albo, że właściwie nic nas z nim już nie łączy, bo jest gruby, nieciekawy, albo po prostu nie taki jak był kiedyś – to pamiętajmy, że on już dawno poczuł co my o nim sądzimy i jego duma powoli zaczęła gasnąć… To jest niesprawiedliwość.

DSC_0116

DSC_0132
W tych krzakach nic nie ma

DSC_0134

DSC_0096
praca

 

DSC_0144

DSC_0151
relaks na spacerze

 

Fafle

Fafle – najpiękniejsza część psiego pyska. Uwielbiam psy z faflami! Setery szkockie mają imponujące fafelki, a Berek to już w ogóle ma fafle idealne 🙂 Fafle Berka żyją własnym życiem – latają, łopoczą, czasem są nad oczami, czasem zwisają nisko pod brodą. Gdy Berek leży, fafle leżą koło niego i zajmują sporo miejsca. Pod faflami Berek chowa sobie na później jedzenie, a marcheweczka znaleziona po godzinie podczas drzemki jest ogromną radością dla psa :). Pod faflem jest też miejsce na trochę lasu, bukiet trawy i kilogram piachu z plaży. Berek faflem potrafi przytulić się do mojej ręki. Czasem także coś skutecznie faflami nakrywa i nagle zwinięte w kulkę skarpetki znikają… Faflem Berek też „smyra” – widać na gifie poniżej 🙂

DSC_1031-MOTION
posmyrać piłeczkę faflami 🙂

Tak więc fafle mają dużo walorów praktycznych. Natomiast te wizualne najlepiej podziwiać na filmach „slow motion” albo zdjęciach. Berkowe fafle maja masę fotek. Ostatnio, podczas spaceru z Hixem, zauważyłam jak kosmicznie wygląda mój pies przy innym psiaku, szczególnie mniej faflastym. Kontrast pomiędzy minami normalnego psa, a szaleństwem Berkowych fafli był zaskakujący. Dodatkowo mój Psi Ryj wyjątkowo się miota, skacze, wprost lata jak jakiś przedziwny potwór, gdy tymczasem Hix sobie stoi i jest psem 🙂 A to przecież szczeniak i jego właścicielka Ania sama dobrze wie ile przedziwnych rzeczy potrafi wymyślić jej pies ;).
Ale to taka natura setera – zawsze w ruchu, zawsze bardzo zaangażowany we wszystko co robi. Ostatnio zrozumiałam, jak bardzo już się do tego przyzwyczaiłam i przestałam zauważać jak charakterystyczne jest zachowanie Berka. Dopiero w kontaktach z innymi psami, plus na fotkach, widać jaki to żywioł. Dużo osób patrząc na Berka pyta mnie ile on ma. Gdy mówię, że 20 miesięcy, są zaskoczeni, bo przed nimi kręci się wielki szczeniak, któremu drga w radości każdy mięsień, a ogon chodzi we wszystkich kierunkach.

DSC_1076
Hix – tollerhix.blogspot.com

DSC_1030

DSC_1052

DSC_1061

DSC_1062

DSC_1066

DSC_1071

DSC_1074

DSC_1081

Dolina Chochołowska z psem

W ostatni weekend spontanicznie pojechaliśmy do Zakopanego. Chcieliśmy jakoś wykorzystać fakt, iż pożyczyliśmy od rodziców auto i jesteśmy „mobilni”. Pociąg Kraków – Zakopane jedzie prawie 4 godziny i pchanie się z psem w tłumie tylko na dwu-dniowy pobyt nie mam moim zdaniem sensu. Samochodem podróż zajmuje około 2 godzin i przebiega w komfortowych warunkach. Warto!

Do Tatrzańskiego Parku Narodowego nie wolno wprowadzać psów. Jedynym wyjątkiem jest Dolina Chochołowska, gdzie psiaka można zabrać, pod warunkiem, że jest prowadzony na smyczy. W kasie przy wejściu do Parku dowiedziałam się, że nie ma dodatkowych opłat za psa (jak to pan sprzedający bilety powiedział: „Jeszcze nie ma…” 🙂 ) Początkowo planowaliśmy, że Berek będzie iść na długiej lince, ale szybko okazało się to niemożliwe. W dolinie było dużo turystów i ciągle musieliśmy zbierać linkę i przywoływać psa. Trzeba także uważać na rowerzystów (w Dolinie Chochołowskiej można poruszać się na rowerze) i na traktor przebrany za małą, hałaśliwą ciuchcię, który co jakiś czas wwozi  turystów na górę. Natomiast Berek był oszołomiony ilością zapachów i miotał się nieprzeciętnie… Linka okazała się kłopotliwa, mimo iż Berek szedł ścieżką, nie wskakiwał w las i nie plątał się między drzewami.

Do schroniska dotarliśmy dość szybko. Mimo iż wyszliśmy stosunkowo późno, bo dopiero po 8.00 ruszyliśmy doliną, to już około 11.00 siedzieliśmy w cieniu na polanie opodal schroniska. Berek był wyraźnie podekscytowany i nie do końca wiedział co się dzieje. „Bronił” nas przed ludźmi z plecakami, co zmuszało go do nadmiernej aktywności, bo większość ludzi w górach ma plecaki…  Brzęczał na wlokące się w dziwnym tempie grupki ludzi. Nam udało się odpocząć pod schroniskiem, ale pies cały czas czuwał :).

Gdy schodziliśmy, Berek musiał być na krótkiej smyczy, gdyż większość ludzi szła w przeciwnym kierunki niż my, dopiero wspinając się na górę. Przewiązałam sobie naszą krótką Berkową smycz przez ramię i dzięki temu miałam wolne ręce. Przyznaje, że podczas naszej wycieczki pomyślałam o pasie do dog – trekkingu. Nigdy nie miałam okazji go wypróbować, ale wydaje mi się, że mógłby się dobrze spisać podczas takiej wycieczce.  Takiego pasa nie posiadamy, gdyż zawsze miałam obawy, że nie dam rady prowadzić na nim Berka, głównie ze względu na to iż nie ważę nawet dwa razy więcej od niego i bałam się, że mnie przewróci. Dodatkowo Berek jest bardzo silny jak na swój niepozorny wygląd :). Jednakże, gdy wlekliśmy się Doliną Chochołowską, a plan z długą linką legł w gruzach, zaczęłam marzyc o takim pasie 🙂

Schodząc doliną, około południa, spotkaliśmy parę piesków. Minęliśmy dwa Hovawarty, parę Yorków i buldożki francuskie. Moim zdaniem pogoda była ekstremalna jak na wyprawy z psem, a szczególnie dziwne wydało mi się zaczynanie wycieczki koło południa, w największy upał, kiedy nie ma prawie w ogóle cienia, a wszystko powoli zaczyna się gotować. No cóż … może przesadzam :/. Na dole Doliny Chochołowskiej jest asfaltowa nawierzchnia – dotknęłam ją ręką i paliła! Szliśmy z Berkiem poboczem, żeby mógł iść po trawie. Parę razy zamoczyliśmy psiaka w strumieniu. Niestety sądzę, że jest to zabronione, ale nie widziałam nigdzie znaków, a ludzi brodzących w wodzie było multum.

Do Krakowa wracaliśmy w niedzielę popołudniu. Berek w samochodzie spał jak kamień i tylko słychać było jego ciche chrapanie. Weekendowy wypad był super i dał mi dużo pozytywnej energii. Mam nadzieje, że Berkowi też się podobało 🙂

DSC_0947

DSC_0956

DSC_0964

DSC_0968

DSC_0978

DSC_0924
spacer pod Gubałówką

DSC_0908

DSC_0937

Psy są wyjątkowe

Żeby miło wypocząc to najpierw trzeba się naprawdę zmęczyć. Nic-nie-robienie wykańcza, a odpoczywanie od nic-nie-robienia nie ma do końca sensu. Uważam, że  psychicznie najlepiej odpoczywamy, gdy jest to odpoczynek aktywny. Natomiast po wysiłku fizycznym warto chwilę posiedzieć w bezruchu. W ostatnią środę mieliśmy z Berkiem bardzo intensywny dzień. Wyszliśmy z domu chwilę po 8.00, a wrociliśmy po 20.00. Czego byśmy nie robili przez dwanaście godzin, to pies będzie zmęczony samym byciem poza domem. I Berek był zmęczony i fizycznie i psychicznie, bo zaserwowałam mu masę wrażeń :).

Rano pojechaliśmy z wizytą w okolice Ojcowa, gdzie Berek spotkał 4 przecudne ośmiotygodniowe Gordonki i piękną prawie półroczną sunię z którymi spędził większą część dnia. Po południu natomiast poszliśmy na nasz trening agility. Jednak nie o tym chcę mówić. Chcę wspomnieć o przymusowej przerwie, pomiędzy wypadem do Ojcowa a treningiem agility, którą spędziłam z Berkiem „na mieście”. Byliśmy zmęczeni i wiedziałam, że muszę znaleźć spokojne miejsce, gdzie Berek zaśnie, a ja wypiję kawę. Takie miejsce szybko znalazłam i przez tą godzinę byłam w siódmym niebie :D…

Przedpołudnie było wspaniałe, bo wizyta u szczeniaczków mnie zachwyciła. Berek zachowywał się wyjątkowo dobrze w autobusie i nie płakał mimo iż jechaliśmy prawie 1,5 godziny w jedną stronę. Pogoda była wspaniała, a dla mnie cały dzień był jak małe wakacje. I teraz miałam jeszcze w perspektywie  trening agility, które polubiłam i zawsze na nie czekam z niecierpliwością. I tą przysłowiową wysienką na torcie była owa przerwa na kawę w towarzystwie mojego kochanego psa, w mojej ukochanej kawiarni. Nie chcę aby to był wpis o psiej miejscówce, bo nie o to mi tutaj chodzi. Chcę tylko zaznaczyć, że czas spędzony z moim psem jest dla mnie wyjątkowy, a ta godzina nad kawą, gdy mój psiak lezał mi u stóp, była idealna!

Dlaczego to dla mnie takie wyjątkowe? Otóż zanim miałam psa to myślałam sobie, że kiedyś mój psiak będzie ze mną chodzić w różne miejsca i będziemy oboje mieć z tego frajdę. Takie były moje proste marzenia i założenia, ale rzeczywistość okazała się trochę inna. Berek chętnie ze mną chodzi i wiem, że lubi spędzać ze mną czas. Jednak przyzwyczaiłam go do długich spacerów po polach i stosunkowo rzadkich wizyt w mieście. Mieszkam daleko od centrum i siłą rzeczy nie mam za dużo okazji by spacerować z psem po ulicach i łaźić po kawiarniach. Naturalne jest, że Berek woli biegać po łakach a nie zwiedzać Rynek. Okazało się też, że nie lubi poruszać się komunikacją miejską i wyraźnie nie sprawia mu to przyjemności. Pracujemy nad tym powoli, jeździmy do miasta gdy mam energię i dużo spokoju, aby cierpliwie pracować z Berkiem nad jego lękami i rozładowywać jego irytację. Na razie muszę zapomnieć o zabieraniu psa ze sobą gdzie tylko chcę i kiedy chcę, gdyż wiem, że on przeżywa to zdecydowanie za bardzo, żeby mógł to po prostu bez oporów akceptować. Co za dużo to nie zdrowo, a ja muszę uszanować to co jemu odpowiada.

Ale ta godzina w kawiarni, kiedy Berek był spokojny i rzeczywiście też potrzebował tego odpoczynku, a ja mogłam siedzieć i patrzeć na jego uśmiechniety ryj, była wspaniała! Dała mi dużo energii na dalszą z nim pracę. Ten czas jaki z nim spędziłam był dla mnie magiczny i nie zamieniłabym tego na nic w świecie. Mam nadzieję, że kiedyś dogadam się z Berkiem w kwestii naszych wspólnych wypadów na kawę, do cywilizacji :).

Warto od czasu do czasu spróbować zrobić coś innego ze swoim psem. Może długa wycieczka w nowe miejsce, albo jakaś nowa zabawa lub inna forma integracji ze zwierzakiem? To nakręca na więcej, przypomina jak wspaniałym zwierzęciem jest pies. Nie pozwólny, aby nasz pies stał się dla nas rutyną!

DSC_0860

Młodziak

Niedawno spędziłam z Berkiem parę dni w Warszawie u moich rodziców. Podczas mojego pobytu w stolicy miałam okazję spotkać się z Anią i jej małym Hixem, który często gości na blogu Dogs’ Paths . Hix jest rasy Nova Sotia Duck Tolling Retriever i obecnie ma 13 tygodni 🙂

Berek nigdy nie zareagował dziwnie na szczeniaka, więc byłam wręcz pewna, że psy się dogadają. Obie brałyśmy jednak pod uwagę to, że być może Berek zupełnie zignoruje Hixa i będzie chciał zajmować się swoimi sprawami. Nie ma co się oszukiwać, ale Hix jest tak mały, że może nie być traktowany  przez dorosłe psy jako ciekawy kompan do zabawy – tak bywa i nie ma w tym niczego dziwnego. W pierwszym momencie psiaki obwąchały się, ale właściwie nie było między nimi żadnej interakcji. Postanowiłyśmy udać się do parku koło Cytadeli Warszawskiej, na Żoliborzu i zobaczyć co zrobią dalej.

Park jest nieduży i myślę, że Berek potrzebowałby jakiś 15 sekund żeby przebiec z jednego jego końca na drugi 🙂 Jest w parku sadzawka i jakiś kanałek z wodą, ale nie wygląda to zachęcająco. Na pewno nie jest to miejsce na wybieganie psa, chyba, że planujemy zorganizowac mu dodatkowe atrakcje takie jak np. zabawa z innym psem. Osobiście jestem pewna, że gdyby nie spotkanie z Hixem, to Berek szybko znudziłby się tym parkiem i zaczął kombinować.

W parku Berek nagle „zauważył” Hixa, jakby niespodziewanie na niego nadepną i nachylił się żeby sprawdzić co to… O, mały piesek! Bawić się! 🙂 Psiaki zaczęły ganiać się i szaleć, a Berek sam zachowywał się jakby miał kilka miesięcy a nie prawie dwa lata. Było super! Przyznam, że uwielbiam patrzeć na mojego psa i jego roześmiany ryjek – nie ma chyba nic lepszego. Hix podgryzał Berka w fafle i uszy, a mój Psi Ryj skakał do góry jak wariat i rozpłaszczał szczeniaka na piasku. W pewnym momencie Hix był cały obśliniony przez Berka. Sami popatrzecie jaka to była dzika radość 🙂

Bardzo dziękuję Ani za przemiły spacer i ślę głaski Hixowi 🙂

DSC_0697
Hix

DSC_0703

DSC_0711

DSC_0712

DSC_0717

Hix atakuje 🙂

DSC_0751

DSC_0774
Mój pies i jego miny 🙂

DSC_0753

DSC_0824

DSC_0817
Hixowi udało się wyrwać trochę Berkowych kłaków 🙂

DSC_0808

DSC_0799

DSC_0784
Hix ukoronowany przez Berka …

DSC_0776

Myjnia dla psa

Z Berkiem nigdy nie jest nudno. Nawet z pozoru zwykły niedzielny spacer może okazać się prawie pięcio-godzinną wyprawą z przygodami.

Wczoraj postanowiliśmy pojechać przed południem na Błonia. Chcieliśmy, żeby Berek polatał z innymi psami, wyszalał się I potem spał przez resztę dnia. Taki był plan … 🙂

Na Błoniach bywam dość rzadko I nie do końca wiemy kiedy w weekendy przychodzą tam psiarze. My dotarliśmy około 10.00, wychodząc z założenia, że jest ciepło, więc psiaki zapewne przyjdą wcześniaj, omijając południowy skwar. Jednak nikogo nie było… Po pewnym czasie stwierdziliśmy, że pójdziemy czegoś się napić I najwyżej za jakiś czas wrócimy na Błonia zobaczyć czy tym razem są psy. Idąc na przystanek autobusowy, żeby podjechać do FORUM Przestrzeń, minęliśmy jakis państwa z dziewięciomiesięcznym Airedale terriem. Chwilę porozmawialiśmy, bo okazało się, że psy chcą poganiać razem. Terrier był młodziutki I dośc rezolutny, więc napomnęłam, że warto uważam, że wielkie błotne kałuże na Błoniach, bo “nasz to często wskakuje I potem jest kłopot”. Mili państwo od terriera poinformowali nas, że po drugiej stronie Błoń jest … myjnia dla psa… Śmichy -chichy, że takie te psiaki zwariowane I że myjnia to całkiem fajny pomysł I że może kiedyś skorzystamy. Pożegnaliśmy się, żeby śmignąć do FORUM. FORUM to super miejsce dla psiaków – sądzę, że stworzę osobny post, w którym pokarzę Przestrzenie Forum I co mają do zaoferowania nam – psiarzom, I naszym pupilom. Wczoraj w FORUM odpoczęliśmy w cieniu na leżaczkach, popijając sok pomarańczowy, orenżadę I zajadając ciasto rabarbarowe. To było dokładnie to czego potrzebowaliśmy, szczególnie, gdy reszta dnia miała już zupełnie nie- relaksacyjny charakter…

Z FORUM ruszyliśmy spowrotem na Błonia. Tym razem było dożo psiaków i Berek biegał jak szalony, w ogóle nie zwracając uwagi na gorąc. Ale, gdy już mieliśmy się zbierać do domu, Berek stwierdził, że czas na kąpiel i zanurkował w ogromnej, błotnej kałuży. Przez cały spacer udawało nam się odpędzić go od tego syfu, ale pod koniec zagapiliśmy sie, a Berek idealnie wykorzystał chwilę naszej nieuwagi. Ponieważ, że czekał nas powrót do domu autobusem z potworem błotnym, postanowiliśmy poszukaćpsiej myjni (klik) o której opowiadali właściciele wcześniej spotkanego terriera. Nie było chyba osoby, która nie patrzyłaby się na nas z zaskoczeniem, bo nie tylko Berek był w syfie – po paru chwilach i my byliśmy cali w błotnych kropkach i smugach…

Myjnia znajduje się na ulicy Piastowskiej . Wygląda niepozornie, ale spełnia swoją role doskonale. Działa za zasadzie samoobsługowej myjni samochodowej – wrzucasz do automatu pieniążek, wybierasz opcję mycie psa krótko- lub długowłosego. Urządzenie dozuje szampon, ciepłą wode do namydlenia i opłukania psiaka. Są nawet ręczniki i suszarka, ale z nich nie korzystaliśmy. Psia myjnia to rewelacyjny pomysł – ma specjalnie zaprojektowaną wannę z wygodnym dla psa podejściem, dzięki czemu zwierzęciu, jak również właścicielowi, jest po prostu wygodniej, a mycie przebiega sprawniej. Dzięki temu, że psiaka kąpie jego opiekun a nie obca osoba w salonie pielęgnacji, zwierzę praktycznie nie stresuje się. Temperatura wody to 39C. Dowiedziałam sie również, że w myjni jest specjalna słuchawka od prysznica, która nie wydaje ultradźwięków i dzięki temu jest przyjazna zwierzętom.

Błoto na Berku nie było zwykłym błotem – to była gęsta maź, która okleiła go grubą warstwą. Długo musieliśmy z tym walczyć, jednak Berek stał w wanience spokojnie i w ogóle nie awanturował się. Przyznam, że nie wiem jak byśmy wrócili wczoraj do domu autobusem, gdyby nie psia myjnia i niesamowity zbieg okoliczności, że akurat przypadkowo spotkani psiarze mimochodem o niej wspomnieli.

Z Błoń podjechaliśmy pod zoo w Lasku Wolskim i stamtąd przeszliśmy już do domu na piechotę. To była naprawdę emocjonująca wyprawa, szczególnie biorąc pod uwagę, że właściwie nigdzie nie byliśmy 😀 … Berek jest niezawodny 😀

3ahlAND7IVcZdlvvIfCEv90_QDv6XA8n19KLI6LABB8

psa1LOCESnduoxJrZAQ3g8INX9_x-r2rMew9jWIAZrs

tHZr8Zclnzc0tnduVjTwBYf4F07oyiNsjCwezf8U7Jw

8lQxA2a_mk3vrIzWMf3xvXG1b0NQKB_rpA0uegsEhq4

EmZ78f7pwz559tCHSRKtAm8XBMfAKrRRm-u7mdFqrX4

FjA2iT8u73eOxnKSrG5sXNE-3gxkBTelCtzKtcofVHg

3TQY2NOtcZfL4bggFNVP2mXrWRZJloZjaI32Yxt9Uaw

o6jo1z0869qDNm70Mty76ow3mRt1X4S6-88sDWbPLRE