O Holandii, jak o każdym kraju, można powiedzieć kilka stereotypowych rzeczy, które po dłuższym pobycie w tym miejscu można szybko zweryfikować, że Netherlandy to nie tylko Amsterdam, kanały, ser, rowery, wiatraki, chodaki i marihuana.
Nie wszytko tutaj jest stare, nie wszystko jest ładne i nie każdy Holender lubi jeździć na rowerze. A pogoda w Holandii wcale nie jest brzydka.
Dziś kilka słów o pogodzie, bo rzadko kiedy piszą o niej coś więcej w przewodnikach niż, że pada i jest nieciekawie. To jest mniej więcej tyle ile potrzebujesz wiedzieć, gdy przyjeżdżasz na krótką wycieczkę do Amsterdamu. Jeśli natomiast planujesz zostać tu trochę dłużej, musisz podejść do tematu pogody trochę inaczej.
Ja postanowiłam, że będę Holenderską pogodę po prostu kochać. Mając psa, jestem trochę postawiona pod ścianą, bo z psem wyjść trzeba niezależnie od tego co i w jakich ilościach leci z nieba. Tak czy inaczej, do pogody w Holandii podchodzę z ciekawością i czymś w tym stylu (w końcu sporo w tym kraju lam i alpak):
Tak więc jestem: zadowolona i uśmiechnięta w deszczowy dzień (czyli praktycznie codziennie 🙂 ), kiedy wiatr wieje tak mocno, że mało głowy nie urwie, a deszcz pada przez cały dzień w uroczych przerwach średnio co 10 minut. Pogoda w Holandii Północnej jest dość gwałtowna – szybko się zmienia, wskakuje z ekstremum w ekstremum. Ile to razy wychodziłam z psem na spacer pod blok, gdy świeciło słońce, a wracałam w czasie ulewy po raptem 15 minutach. Deszcz pada często, ale krótko, bo chmury przewiewa morski wiatr (morze jest blisko Haarlemu gdzie mieszkamy). Czasem niby nie pada, bo krople nie spadają na ziemię, ale woda wisi w powietrzu i człowiek jest i tak cały mokry, choć parasol nic nie daje.
Trzeba dostosować się do panujących warunków pogodowych i przygotować na niespodzianki. Jak my to robimy?
- Płaszcz – worek: ładne to to nie jest. Przypomina mi foliowe wdzianka, które można kupić w Zakopanem i śmigać w nich po górach, wyglądając jak typowy turysta. Tutaj z płaszczy – worków korzystają praktycznie wszyscy. Pada tak często i tak dużo, że ciężko ubrać się odpowiednio do pogody. Trzeba by cały czas paradować w woderach albo/i sztormiaku. Dzięki płaszczom-workom można przemknąć (oczywiście na rowerze!) w normalnych ciuchach, a dzięki temu że wszyscy zakładają na siebie te foliowe cuda, nikogo nie obchodzi w jaki sposób ochronisz się przed deszczem – ma być w miarę sucho i koniec. Przyznam, że uwielbiam w Holendrach ten luz dotyczący różnych form pogodowego survivalu. Trzeba dodać, że może i zakładają na siebie foliowe worki, a kobiety chodzą w poczochranych od wiatru włosach (mężczyźni włosy układają na żel), to ciuchy pod workiem są rewelacyjne i ludzie wyglądają tu świetnie!
- Linka Heim – bardzo popularna wśród psiarzy gumowana linka, która nie nasiąka wodą, jest lekka i mniej się plącze. Kupiliśmy ją dopiero w Holandii, bo wcześniej jakoś radziliśmy sobie ze zwykłą 15-metrową linką taśmową. Ostatnimi czasy, w Krakowie, zdecydowanie mniej spacerowałam z Berkiem na lince, a ta którą mieliśmy jakoś dawała radę na zajęciach z tropienia. Jednak w Holandii pies musi być zdecydowanie częściej na smyczy, bo tereny spacerowe są ucywilizowane, często blisko ulicy, a przy okazji pełne ptactwa wodnego, czapli i gęsi (!), czasem zdziczałych królików. Berek po miejskich parkach spaceruje więc na lince. Wszędzie kanały, rzeki, często pada. Postanowiłam, że dla własnego komfortu warto zainwestować w linkę Heim, bo zwykła taśma nie nadążała wysychać.
- Psie smaczki w foliowych torebkach – specjalną nerkę na smaczki biorę tylko wtedy, gdy idę z Berkiem poćwiczyć komendy. W innych przypadkach chowam smaczki po kieszeniach, bo w Holandii jest mnóstwo psów i nie chcę, żeby interesowały się tym co jest w nerce i wkurzały Berka. A dlaczego chowam smaczki do kieszeni i dodatkowo jeszcze w foliową torebkę? Nie, nie tylko chodzi o zapach… Namokły Wam kiedyś tak ciuchy na deszczu, że smaczki w kieszeni się rozpuściły? No więc….
- Dodatkowa obroża i smycz – z powodu deszczu, psie rzeczy szybko mokną i wolniej schnął. Dodatkowy zestaw obroża + smycz przydaje się, gdy po spacerze muszę wszystko suszyć lub nawet przeprać. Ostatnio coraz częściej paradujemy w Warsaw Dog‚ach, wzór Shine in Green.
- Kalosze – jeszcze nie opanowałam jeżdżenia na rowerze w kaloszach, więc gdy jadę z psem na spacer to wiozę je w plecaku i zmieniam buty zanim wejdę w błoto. Dodatkowo jeszcze jedna para skarpet, żeby było ciepło :).
A teraz, jeśli chcesz dowiedzieć się czemu Holandia to Netherlandy, albo Netherlandy to Holandia to zapraszam do obejrzenia filmiku (niestety tylko po angielsku). Obejrzałam go już parę razy i nadal się gubię 🙂
Im bardziej czytałam tekst, tym bardziej byłam pewna, że ciągłe deszcze to zdecydowanie pogoda nie dla mnie. Chyba lepiej bym się odnalazła na Alasce wśród wiecznego śniegu niż przy ulewach 😉
Ciekawa jestem, czy Holendrzy ubierają psy w jakiejś nieprzemakalne derki czy po prostu biorą suszenie po niemal każdym spacerze „na klatę”?
Brzmi generalnie nieciekawo – my w ogóle unikamy deszczu, szczególnie, że Legion koniecznie musi się położyć w każdej kałuży.
Jednak unikanie, a rzeczywistość to dwie różne sprawy, więc trzeba się przyzwyczaić do charakterystycznego, mokro-psiego zapachu.
Niestety, tutaj rzadko kiedy nie pada, więc nie mamy wyjścia, bo Berek by w ogoole nie wychodził 🙂 I też zawsze Berek jest jakiś taki bardziej usyfiony niż reszta psów….