Zdjęcie poniżej to jedyne zdjęcie jakie zrobiliśmy w Berlinie…
Potem zaczął się nasz mały koszmar i chyba najbardziej absurdalna „akcja” w historii świata.
Telefon
Do domu do Holandii mieliśmy wyruszyć w niedzielę. Planowaliśmy zatrzymać się na dwie noce w Berlinie i obejrzeć kilka rzeczy o których już myślę od dawna. Zarezerwowaliśmy hotel w dogodnej lokalizacji i tylko czekaliśmy jak tam pojedziemy.
W dniu wyjazdu, czyli w niedziele, Berek miał rano biegunkę i okazało się, że też ma trochę temperatury. Pojechaliśmy do dyżurnego weterynarza, bo już mamy paranoje, bo raz jechaliśmy z chorym psem na długiej trasie i to był koszmar i dla niego i dla nas. Pani weterynarz podała Berkowi leki, ale też wzięła wymaz i pobrała krew, żeby sprawdzić wszystko dokładnie. Wynik wymazu miał być popołudniu w niedzielę, krwi dopiero następnego dnia. Berek był całkiem żwawy, miał apetyt, pił wodę, wyglądał ok. Odłożyliśmy wyjazd jeden dzień, przepadła nam jedna noc w hotelu, ale postanowiliśmy że zaczekamy, żeby mu się polepszyło i żeby były wyniki wymazu.
Po południu pani weterynarz zadzwoniła z informacją, że wymaz wygląda całkiem dobrze, ale na pewno potrzebny jest wynik badań laboratoryjnych krwi, żeby potwierdzić czy pies jest zdrowy. Tak czy inaczej my postanowiliśmy jechać w poniedziałek, bo Adam ma pracę, a ja uczelnię i jednak do domu trzeba w końcu dotrzeć. Rano w poniedziałek jeszcze wpadliśmy na kontrolę do weterynarza. Ryj był żwawy, nie miał w ogóle temperatury.
Berlin chyba nas nie lubi
Do stolicy Niemiec doczłapaliśmy się późnym popołudniem. Szybko zameldowaliśmy się w hotelu i postanowiliśmy, że idziemy połazić po okolicy. I właśnie wtedy zrobiłam to zdjęcie… Po 20 minutach spaceru zadzwoniła do nas pani weterynarz z wynikami badań krwi mówiąc, że Berek ma babeszjozę… Cztery lata fruwa po polach i nigdy nie zachorował, ale dorwało go to teraz, gdy jesteśmy w drodze… Ręce mi opadły.
Pobiegliśmy do hotelu szukać w internecie weterynarza i już o 18.00 byliśmy w jakiejś klinice. W recepcji wypełniłam papiery, podałam co jest mojemu psu, pokazałam wyniki badań. Pani kazała nam czekać na weterynarza… I tak siedzieliśmy dwie bite godziny, bo była kolejka. Czekaliśmy tylko po to by weterynarz powiedziała nam patrząc na wyniki Berka, że faktycznie ma babeszjozę i że… oni nie mają w placówce na to leku (!). Poinformowali nas, że lek mogą zamówić i powinien być za około dwa dni. Zaczęłam się denerwować i mówić, ze rejestrowałam zdiagnozowanego psa i tylko po to czekałam żeby usłyszeć, że w przychodni nie ma leku na chorobę gdzie ważna jest każda godzina… Ale w efekcie nie policzyli nam za wizytę i wysłali do uniwersyteckiego szpitala weterynarii w Berlinie mówiąc, że jeśli ten lek jest to tylko tam.
Wsiedliśmy w samochód i pognaliśmy do szpitala. Tam pan przyjmujący na wstępie zapytał mnie czy mogę przyjść jutro,bo mają ruch… Tak czy inaczej, nie dałam się spławić i dowiedziałam się, że leku nie mają, może by był jutro i jest bardzo drogi… Zaczęłam dopytywać się czy wiedzą jak sytuacja wygląda w Holandii i poinformowano mnie, że jest tam podobnie – lek na zamówienie, nie jest wszędzie dostępny. Gdy wyszliśmy ze szpitala było po 22.00.
Ryzyk fizyk
Stan Berka nie był ciężki – Psi Ryj nadal się kręcił, jadł i pił. Do końca jednak nie wiedzieliśmy czy napędza go ekscytacja nowym miejscem, stres, czy naprawdę czuje się dobrze. Mogliśmy ruszyć dalej do Holandii i szukać tam pomocy, jednak właśnie w takich krytycznych momentach pojawia się bariera językowa, kulturowa czy systemowa (kraje niby podobne, ludzie też, ale jednak nie jest wszędzie tak samo) – zaczyna się robić trudno, pojawiają się niespodziewane rzeczy, które utrudniają działanie. Postanowiliśmy, że wymeldowujemy się z hotelu (w którym nie spędziliśmy nawet nocy) i od razu ruszamy spowrotem do Polski. Wiedzieliśmy, że dotrzemy tam we wtorek rano i że Berek od razu dostanie lek. W działaniu zaczęliśmy koncentrować się na pewniakach.
„Riders of the Storm”
Jechaliśmy bez przerwy tylko zmieniając się za kierownicą, już trochę jak zombie, ale na 5.00 byliśmy u rodziców. Psi Ryj dostał zastrzyk jak tylko otworzyli gabinet weterynaryjny. Dziś rano nadal jadł, pił i biegał, ale już był zdecydowanie trochę ospały, a jego mocz wydał mi się delikatnie ciemniejszy niż zwykle. Myślę, że z każdą chwilą byłoby z nim gorzej, a kryzys zastałby nas w drodze i tak.
Dodatkowo dowiedziałam się, że po leku na babeszjozę psy czasem źle się czują. Podróżowanie w takich okolicznościach byłoby bardzo stresujące. Problemów z tego masa (praca i uczelnia…), ale zaczekamy parę dni z powrotem do domu, bo chcemy skończyć leczenie Ryja już tutaj.
Nie ma ryzyka, nie ma zabawy
Nie znoszę tego powiedzenia. Jest po prostu głupie. Nie wiem czy dobrze, że zrezygnowaliśmy z weekendu w Berlinie, bo być może dojechalibyśmy do Holandii i tam udałoby się znaleźć lek i byłoby ok. Nie mam pojęcia czy to było najlepsze rozwiązanie. Jednak nie mieliśmy serca więcej ciągać już psa po miastach, lekarzach i po stresujących wizytach wciskać go znów w auto i wieść nie-wiadomo-gdzie. Pies, i my też, potrzebowaliśmy bazy gdzie wiedzieliśmy ze na 100% pies uzyska pomoc, a my wsparcie jeśli trzeba będzie dalej coś działać. No i zawróciliśmy, zrezygnowaliśmy z podejmowania dalszej podróży i ryzykowania.
W Niemczech i w Holandii, w ogóle na zachodzie Europy, choroby odkleszczowe występują bardzo rzadko. Z tego też powodu leki nie są powszechnie dostępne. Weterynarze zamawiają je dla konkretnego przypadku.* Jak wiemy przy babeszjozie liczy się czas – skuteczna i szybka diagnoza i podanie leku są kluczowe. Czekanie do którego bylibyśmy zmuszeni, szczególnie będąc w drodze, było ryzykowne. Warto o tym pamiętać podróżując po Europie, bo przyznaję, że nas ta sytuacja zaskoczyła.
A Berek? Obecnie czuje się dobrze i jest monitorowany przez weterynarza. Niedługo zrobimy kontrolne badania krwi. Psi Ryj biega, je, pije – zachowuje się tak jak zwykle. Mamy nadzieję, że będzie dobrze. Każdy psiarz uważa, że jego pies jest wyjątkowy i taka jest prawda. Jednak Psi Ryj to istny lot w kosmos – pies nie do zdarcia, pies który prawie zawsze jest wyjątkiem, cokolwiek by robił to czegoś nas uczy pokazując, że nic nie wiemy… „Babeszjoza? Złe samopoczucie? E tam! Wybiegam zdrowie, bo im szybciej będę zasuwał, tym choróbsko nie będzie mnie mogło dogonić”. Ehh… Cztery lata życia swojego psa uważnie na niego patrzę i często gucio widzę. Cud, że zwróciliśmy uwagę na tak drobny szczegół jak luźniejsza kupa, szczególnie akurat teraz przy zmianie diety Berka (bo u moich rodziców podjada kotu i dostaje inny rodzaj mięsa), emocjach i wszystkim co tutaj robiliśmy ostatnimi dniami będąc w odwiedzinach.
Patrzcie więc uważnie na swoje psy, bo nic nie jest jasne i oczywiste, a psiak może różnie reagować na swoje i nasze stany emocjonalne lub fizyczne.

*Tak przynajmniej nam powiedziano. Nie mam doświadczenia jeśli chodzi o opiekę weterynaryjną na terenie Niemiec, a na pewno nie mieliśmy ani czasu ani możliwości by zgłębiać ten temat, bo byliśmy przejazdem. Tak czy inaczej Berek nie dostał leku, nawet w szpitalu uniwersyteckim i pies z babeszjozą został odesłany z kwitkiem.
Ech, współczuję babeszjozy. Nasz psiak w tamtym roku też niestety złapał babeszjozę. Choroba postępowała bardzo szybko, niestety poszło na nerki, zaczął sikać krwią, ale całe szczęście udało się go wyleczyć.
Psy mają to do siebie, że nawet jak coś jest nie tak, coś boli to potrafią to bardzo długo ukrywać. Trzeba być non stop uważnym.
Cieszę się, że Berek już czuję się lepiej. Zdrówka dla niego!
pozdrawiam!
Trzymam kciuki, żeby Berek odzyskał pełnię zdrowia.
Jednak co polska służba zdrowia, to polska służba zdrowia ;D
Szkoda, że takie przygody przydarzają się zawsze w najgorszych momentach
O kurczę, że też Berek babeszjozę złapał! Nieciekawa sytuacja. Swoją drogę zapaliliście mi lampkę, żeby chuchać i dmuchać, bo nie przy każdej kupie i temperaturze robi się badania. Zdrowia Berku :*
no niestety 😦 Ja teraz jestem przerażona, bo co jak co, ale nie da się badać psa po każdej kupie przecież. Trzeba uważać 😦
Kurczę naprawdę nieciekawa sytuacja 😦 Życzę Brekowi szybkiego powrotu do zdrowia! ;* To naprawdę piękne psisko 🙂
Pozdrawiam
http://jaskiertheweim.blogspot.com/?m=1
Trzymam kciuki za powrót do zdrowia – straszne jak nasze ukochane psisko jest chore.