Przeprowadzenie się gdzieś, w naszym przypadku do innego kraju, to coś zupełnie innego niż wakacje, czy wypad na weekend. Zapewne jest też inaczej, gdy człowiek przeprowadza się często i ma po prostu w tym doświadczenie. Bo jak najbardziej można się tego „nauczyć”.
W obecnych czasach pozałatwianie różnych spraw zwykle nie jest skomplikowane. Jest internet, gdzie można niby znaleźć informacje na różne tematy. Potem przeważnie ma się możliwość dostania się do urzędu, lub miejsca gdzie dana rzecz może być do końca załatwiona – a to komunikacją miejską, a to samochodem. Poruszamy się w obrębie jakiś określonych miejsc o podobnym poziomie rozwoju cywilizacyjnego (oczywiście nie zawsze). Natomiast jeśli szykuje się większa i bardziej skomplikowana wyprawa, to jesteśmy już albo profesjonalistami i wiemy co robimy, albo zakładamy, że może być ekstremalnie i przygotowujemy się na „każdą ewentualność”. Jest też trzecia opcja, odnosząca się do właścicieli psów, – nie bierzemy ze sobą psa w takie miejsca, na taką wyprawę. I nie ma w tym ani niczego złego, ani dziwnego. Mogę nawet powiedzieć, że to rozsądne 🙂
Przenieśliśmy się na jakiś czas do Holandii. Kraj to jest piękny, wysoko rozwinięty, wygodny. Założyliśmy, że tu, w Holandii, może być tylko … łatwiej. A to nieprawda.
System
W Holandii wszystko jest świetnie zorganizowane i człowiek naprawdę może z tego skorzystać, ale tylko i wyłącznie dostosowując się do zasad tutaj narzuconych. Niby logiczne, bo w końcu jesteśmy tu gośćmi i trzeba się przystosować do zasad tu panujących. Tylko są pewne warunki, które mogą utrudniać na początku wskoczenie w trybiki holenderskiego systemu.
Świadomość problemu
Żeby rozwiązać jakiś problem, trzeba dowiedzieć się o jego istnieniu. Gdy już wiemy, że coś się dzieje i warto byłoby się tym zając, warto tego nie ignorować. A to sztuka, bo zawsze człowiekowi wydaje się, że może to wcale nie jest takie ważne, lub, że są rzeczy ważniejsze itp… Ale załóżmy, że namierzamy problem i postanawiamy go rozwiązać.
Bariera językowa i kulturowa
Rozmawianie na migi, lub za pomocą niezrozumiałych idiomów i skrótów myślowych jest zabawne na wakacjach przez maximum dwa tygodnie. I najlepiej, żeby ta rozmowa dotyczyła ustalenia ceny za lody na patyku, lub znaczka na pocztówkę. Nie podatków, zdrowia, czesnego na uniwersytecie lub ceny wynajmu mieszkania. Not fun! Rozmowy w urzędach nie są miłe w żadnym języku i nikt się tam nie śmieje, bo nie ma z czego…
Uzyskanie informacji, gdy niestety nie porozumiewamy się w danym języku, jest trudne. W Holandii praktycznie wszyscy mówią płynnie po angielsku, ale strony internetowe dotyczące spraw lokalnych a nie turystycznych nie zawsze mają wersję anglojęzyczną (bo niby dlaczego mają mieć?). Trzeba tłumaczyć, potem interpretować. A niby jak wpisać w Pana Google’a nasze zapytanie? Oczywiście, że się da, bo wszystko się da, ale zabiera to więcej czasu, bardziej frustruje, przynosi gorsze rezultaty i zdecydowanie bardziej męczy.
Finanse
Dla nas bardzo często rzeczą zaporową są holenderskie ceny. Finansowo w trybikach holenderskich jeszcze długo nie będziemy i w związku z tym odpadamy często na samym początku, gdy widzimy cenę jakiejś rzeczy lub usługi. Aż do momentu, gdy ignorować się już czegoś nie da… I wtedy zaczyna się bycie w rzeczywistości, a nie na wakacjach. Bycie w dołku, a nie na wyżynach życia (a wiecie, że Holandia jest poniżej poziomu morza…). Zaczynamy wtedy walkę, a nasze różnice kulturowe wydają się wtedy ogromne 🙂
Przykład: ubezpieczenie psa
Pisałam niedawno o tym, że podczas wizyty w Polce na święta, Berek rozchorował się na babeszjozę. Wyleczyliśmy psa, ale po powrocie do Holandii nadszedł czas na kontrolne badanie krwi. Zadzwoniłam do weterynarza, umówiłam Berka na wizytę i mimochodem podpytałam ile kosztuje takie badanie. Pani doktor powiedziała, że zwykłe badanie krwi kosztuje 92 euro, plus 35 wizyta… No i ja się poryczałam. Poryczałam się dopiero w domu, tuląc do siebie Psiego Ryja i wycierając łzy w jego długie uszy… I t jest ta frustracja o której pisałam wcześniej. Ten brak „fun’u”, gdy bariera czy to kulturowa, czy systemowa czy finansowa trwa więcej niż dwa tygodnie. A przecież nic się nie dzieje – pies będzie miał te badania krwi, bo damy radę je zrobić.
Ubezpieczenie
Efektem tego wszystkiego było wykupienie dla Berka holenderskiego ubezpieczenia. Wyszukałam informacji, zajęło mi milion godzin przeanalizowanie wszystkich ofert, wczytanie się w dane i ceny (po holendersku, z Panem Google), aż znalazłam coś co wydało mi się fajne. Wykupiliśmy ubezpieczenie w firmie Proteq Dier & Zorg. Oczywiście pierwsza stawka jest podwójna (dla takiego psa jak Berka to około 60 euro), potem będziemy płacić do miesiąc około 45 euro. Ubezpieczenie wydaje się całkiem dobre, bo zwracają nawet sporo od każdego rachunku u weterynarza, ale oczywiście są pewne ograniczenia. Co ważne – obejmuje też całą Europę i można do spa wezwać karetkę. Oczywiście najbliższe badanie krwi Berka nie załapie się pod tą polisę.
Pies to luksus
W Holandii posiadanie psa to luksus. I moim zdaniem tak powinno być. Czemu? Bo w Haarlemie, mieście gdzie mieszkam, w lokalnym schronisku jest około 10 bezdomnych psów… Nie każdego tutaj stać na psa, bo posiadanie czworonoga wiąże się z ogromnymi kosztami. Jeśli zachce nam się oszczędzać i psa nie ubezpieczymy i zaniedbamy jego stan zdrowia, to najprawdopodobniej nie będzie nas później stać na jego leczenie, a nawet ratowanie mu życia. I zostaniemy, jako właściciele, pociągnięci do odpowiedzialności, bo…
…jeśli piesek się znudził, albo zaczął przeszkadzać to aby oddać zwierzę do schroniska trzeba zapisać się na listę oczekujących. Nie da się przywiązać psa do płotu i zwiać. Wszystkie psy mają chipy i takiego właściciela – tchórza da się namierzyć. Schronisko nie gwarantuje, że przyjmie psa od razu, a człowiek i tak musi zapłacić za to minimum 100 euro (jeśli pies nie wymaga leczenia). Adopcja za darmo, bo dziś ładny dzień i sobie podjedziesz do azylu obejrzeć pieska? O nie! Sam koszt adopcji to 150 euro ( w schronie w miejscowości gdzie mieszkam), a nie wiem jakie są związane z tym procedury – zapewne nie jest to proste. Trzeba zaznaczyć, że większość psów w Holandii to psy rasowe i zadbane.
My ubezpieczaniem psa w Holandii zajęliśmy się za późno i dlatego musimy zapłacić pełną stawkę za wizytę i badania. Niestety brak znajomych miejscowych psiarzy może dać się we znaki w tym przypadku. Mam tylko nadzieję, że teraz już będzie spokojniej i Ryjowa kontrola u weterynarza nie będzie mi spędzać snu z powiek. Ot, takie małe „horrory” 😉
A jak Wy myślicie – czy takie podejście do posiadania psa jest dobre? Wywieranie presji na ludziach, by zastanawiali się co robią, gdy biorą psa, bo prawa i obowiązki właściciela czworonoga są bardzo egzekwowane.
Czyli idąc tym tropem warto brać psy z hodowli holenderskich, bo skoro leczenie takie drogie, świadomość tak wysoka to hodowle też pewnie przykładają niemałą wagę do wykluczenia chorób genetycznych. /sfrustrowana właścicielka hodowlańca, którego leczenie skutecznie zjadło jej fundusz samochodowy 😉
Być może to właśnie też tak działa, że- jakkolwiek to brzmi- idzie się w jakość a nie w ilość.
Czy ja dobrze czytam, że ” badanie krwi kosztuje 92 euro, plus 35 wizyta” = 127 euro
A miesięczne ubezpieczenie kosztuje 60-45 euro? Pytanie jeszcze, co to ubezpieczenie obejmuje… ale jak dla mnie to się średnio opłaca….chyba, że ktoś często chodzi do weta.
Opłaca się, bo w miesiącu może się zdarzyć że trzeba zrobić nie tylko badanie krwi i byc moze isc do weterynarza 3 czy cztery razy. Ubezpieczenie przydaje sie gdy cos sie dzieje, a tak to rzeczywiscie jest nieopłacalne. Jednakze jesli pies się rozchoruje to leczenie tutaj wchodzi w tysiące euro (np operacja na skręcenie żołądka to cena rzędu 2000 euro i to sama operacja, bez późniejszej opieki z tego co się orientuję). Nie powinno się zakładać że nic nie będzie działo, bo potem można mieć problem.
Bardzo dobre podejście prawa do psów. Dziesięć razy pomyśl i dopiero kup. A jak kupisz to bądź odpowiedzialnym właścicielem – SUUPEEEER.
Też mi się podoba takie podejście 🙂
Tak , ja też uważam, że decydując się na jakiekolwiek zwierzątko musimy mieć świadomość, że to istota żyjąca i może się rozchorować, że w trakcie badań „wyjdzie” uczulenie na pokarm (u naszej seterki uczulenie na mięso i tłuszcz -co zrozumiałe, drobiowy wszelaki i pod każdą postacią ) , choroby pokazujące się w późniejszym wieku (i tu znowu u naszej rudzinki -tarczyca). Pies wymaga kontroli u weta, pielęgnacji np zębów,pazurów i tak można wyliczać. Poza tym pies wymaga spacerów ,różnych w zależności od rasy, kontaktu z innymi psami ,bo to zwierzę towarzyskie, odpowiedniego pożywienia,a nie namoczowego wodą chleba czy ziemniaków w wodzie, lub resztek z obiadu-kolacji. Właściciel winien mieć pojęcie o zaletach i wadach rasy na którą się decyduje. Jeśli już decydujemy się na pieska to nie powinniśmy kupować z tzw pseodohodowli,bo nigdy nie wiemy w jakich warunkach żyję matka pieska. Psy i koty (!!!!) powinny być obowiązkowo czipowanie i rejestrowane w centralnym rejestrze. Wyrzucenie psa, kota winno być ostro i bardzo przykładowo karane! Jestem też zwolenniczką sterylizacji czy kastracji obowiązkowej, dla psów nie będących w profesjonalnych hodowlach! I na koniec- bardzo podoba mi się podejście Holandii do tematu PSY !
Zgadzam się z kastracją i sterylizacją ! Ciekawe jest to że ile razy w Polsce mówiłam że Berek jest kastrowany to prawie zawsze było zdziwienie że jakto, że przecież rasowy itp. Nie pojmuję czemu 😦 Nie wystawiam, nie rozmnażam, pies się nie katuje czując suki, moge go puszczac luzem bo nie wyrwie za cieczką. Nie cierpi psychicznie.
Dziękuję za cenny komentarz 🙂
Podejście bardzo fajne, jeszcze gdyby jakoś karali ludzi, którzy nie sprzątają po swoich psach (niektórzy biorą woreczek i sprzątają obok, biorą trawę/piasek/powietrze).
Moja ciocia mieszka w Holandii i posiada psiaka (co prawda przygarnięty w Polsce, ale posiada). Nie chodzi tam do weterynarzy (z tego co wiem), jednak to za duży koszt, woli wszystko załatwić będąc w Polsce (przyjeżdża 2-3 razy w roku, a nawet częściej (wizyty u lekarzy lub (teraz) mój wujek zdawał prawo jazdy na tira (w Polsce wszystko jest tańsze)).
„W Holandii posiadanie psa ton luksus” tu chyba ma być „to luksus”.
Pozdrawiam,
Gabriela 🙂
Dzięki – literówka poprawiona 🙂 Weterynarz tu jest drogi. Niestety nie da się przewidzieć wszystkich wizyt i zawsze może się cos zdarzyć. Wtedy ubezpieczenie się przydaje.
Mi się wydaje że im brzydsza w Holandii pogoda czyli bardziej pada, tym ludzie mniej sprzatają, bo min wtedy więcej na trawnikach…
jak ja się cieszę, że tutaj trafiłam! za ok 3-4 miesiące wyjeżdżamy z psami na stałe do Holandii i właśnie informacji o ubezpieczeniu dla nich szukałam. niby drogo, ale wolę zapłacić i mieć spokój niż potem np dopuścić do sytuacji, gdy nie bedzie mnie stać na wyleczenie własnego psa. zwłaszcza, że są to już ‚starsze okazy’ 🙂 i zawsze coś zadziać się może. dla ludzi też przecież kupujemy ubezpieczenie i często takie, z którego nie skorzystamy na pewno. normalna sprawa.
My też wyszliśmy z takiego założenia że z ubezpieczeniem to przynajmniej jakos te rachunki można bedzie kontrolowac. Niestety/stety opieka weterynaryjna w Holandii jest bardzo droga , a i ubezpieczenie starszych psów będzie odpowiednio droższe niż młodego. Ale warto.