Tak naprawdę to nie będzie o gotowaniu. Nawet nie będzie apetycznie. Ale dacie radę 🙂
Otóż mianem ‚zupy’ nazywam jesienne, zdziczałe kałuże. Jestem pewna, że kojarzycie zjawisko. ‚Kałuże – zupy’ występują najczęściej w lasach lub gęstych parkach. W stosunkowo jeszcze wysokiej jesiennej temperaturze w ‚zupie’ gotują się liście, gałązki, czasem zeszłoroczna rzęsa lub inne żyjątka. ‚Zupa’ jest zwykle gęsta i ciemna. Zwykle też siedzi w niej Berek…
Historia naszej weekendowej ‚zupy’ nie jest wyjątkowa – już kilka razy wybraliśmy się do Caprera Estate, gdzie Berek szaleje jak tylko chce. Oczywiście z ciągu minuty robi mu się ciepło, więc musi zanurzyć się w jakimś błocie, albo właśnie w ‚zupie’. Co ciekawe, w Caprera Estate jest jezioro i kanałki z wodą przepływającą i świeżą. Ale są też zbiorniki wodne, które nie płyną i widać, że żyją własnym życiem :). Psi Ryj, ze wszystkich oczek wodnych i kanałów w całym lesie, wybrał tą jedną kałużę – najczarniejszą, nieruchomą, cuchnącą. Chwilę wcześniej widzieliśmy małego biszkoptowego labradora, który przekąpał się w tej samej ‚zupie’, więc doceniłam fakt, że mam czarnego psa i chociaż przez jakiś czas mogę się łudzić, że jest tylko mokry, a nie brudny. W domu przez jakiś czas nadal pachniał sadzawką, nawet jak już był suchy. Dodam, że oczywiście kąpał się tylko w tej jednej kałuży.
Na szczęście takie „zapachy” szybko wietrzeją i tak naprawdę nie są aż tak nieprzyjemne. Po niedługim czasie można znów powąchać psie stopy i poczuć las, ściółkę, fajny spacer i szczęśliwego psa, a nie zgniłe bajoro :). I wiecie co? Następnym razem Berek znów wejdzie do tej ‚zupy’ – jak spadnie jeszcze trochę liści i będzie nadal tak ciepło jak jest teraz to ‚zupa’ podgotuje się jeszcze kilka razy. Można będzie wyczuć nowe nuty zapachowe, dzikie przyprawy i zacznie świecić się nowymi barwami, nawet w ciemności 😉
Przeczytałam i wpadłam w radosny nastrój! Uwielbiam czytać o tym Psim Ryj-k-u,a „korzystanie” z „zupy”to już naprawdę mnie rozwaliło😅. Jedna z naszych seterek, po intensywnym spacerze, szuka kałuży ( wszystko jedno jakiej , byle choć ociupinkę błocka😉) i hajda robić brzuszki. Tak to nazywamy, bo włazi , tak „tajnie przez poufnie” w sam środeczek i szybciutko przylgnięcie,właśnie brzuchem ,do fajnego ochładzacza! Takich przysiadów robi kilka,choć szybciutko, bo ,niestety, nie jestem fanką doprowadzania irlandki do jako takiej czystości! A ona nie lubi maczania ( tu mycia) w misce/wanienie z czystą,letnią wodą! Uff! Ale taki jej „klimat” i nawet nie chce mi się na nią denerwować!😥Zatem Berku korzystaj jak Pani p rzymska oko na „zupę”!😤😀
😀 Berek tez robi takie przysiady, ale bardzo ostentacyjnie. Nigdy nie okazałam niezadowolenia z tego powodu wiec wie, że może. I robi to tak często i wszędzie, że trochę nie mam jak z tym walczyć. Świadomie poddałam się w tym temacie. Ale Berek czeka grzecznie na opłukanie w domu więc wiem, że jeśli będzie krytycznie o coś z tym bedę mogła zrobić 🙂 Seter to seter 🙂
Fajnie Ci, że Berek wietrzeje z tego smrodu. S. przekapała mi się w rowie, który „gotuje się” przez cały rok – dopiero po drugiej kąpieli mogłam przytulić własnego psa, inaczej śmierdziała tak, że aż dławiło. Mieszkanie przestało cuchnąć po tygodniu. No i z czarnego podpalanego zrobiła się jednolicie czarna. Na moje szczęście suk preferuje bieżącą wodę – kiedy się zgrzeje włazi do rzeki po brzuch i pije 🙂
Niestety sa zupy całoroczne … t jak broń biologiczna…
Nasza na szczęście nie gustuje w „zupach”, ale gdy była mniejsza uwielbiała coś gorszego – gówienka. To była dopiero masakra 😉