Osoby, które zaglądają na Berkowego facebook’a zapewne kojarzą Robercika, bo dość regularnie wrzucam jego zdjęcia i piszę co u niego słychać. Stwierdziłam jednak, że warto wspomnieć o nim również na blogu. Co jak co, ale Robercik jest psem wyjątkowym pod każdym względem i zasługuje na swoje miejsce w internetach.
Robercika poznałam podczas pierwszego dnia szkolenia na wolontariusza w krakowskim schronisku dla bezdomnych zwierząt. Miał wtedy niecały rok. Gdy inne schroniskowe psy podczas spacerów szalały, Robercik leżał. Dowiedziałam się od wolontariuszek, że do azylu trafił jako ośmiotygodniowe szczenię. Wiadomo było, że jest chory i ma kłopoty z poruszaniem się. I taki był „od zawsze”. Zanim go poznałam był już dwa razy adoptowany i zwracany do schroniska. Raz powodem było, że „nie chce się bawić”, za drugim razem (adoptowany jako półroczny pies, z bardzo widoczną chorobą) został odstawiony do schroniska po kilku dniach, na dodatek ze złamaną przednią łapą.

Zaczęłam odwiedzać Robercika w boksie. Obserwowałam jego zachowanie i to jak się rusza. Widziałam, że jest źle i szybko zdałam sobie sprawę, że pobyt w schronisku nie poprawi jego stanu. Wiedziałam też, że ewentualny przyszły dom dla Robercika musi być gotowy na psa, który nie wejdzie po schodach, nie pójdzie zapewne na spacer, może za jakiś czas w ogóle nie będzie w stanie wstawać… Ogłaszałam go na FB i zrobiłam post na Berkowym blogu. W tym czasie zaczęłam też opowiadać o nim moim rodzicom. Pewnego dnia nagrałam w schronisku ten oto filmik:
… i wysłałam go rodzicom. Po paru dniach zadzwonił do mnie Tata i powiedział, że zdecydowali się adoptować Roberta. To było ponad trzy lata temu. Jego choroba szybko postępuje i obecnie Robercik zdecydowanie gorzej się porusza niż na powyższym filmiku. Nie ma w ogóle mowy by poderwał przednie łapy do góry… I to nie wszystko co miało nas, a głównie moich rodziców, zaskoczyć.
W dniu adopcji …
… gdy wyprowadziłam do taty Robercika i poszliśmy pod gabinet weterynaryjny aby dopełnić reszty formalności, psiak wiedział, że coś się święci i oczywiście zaczął się denerwować. Siedział koło nas w poczekalni i … ledwo oddychał. Język zwijał mu się w trąbkę, gałki oczne „wpadły na tył głowy i wylazły białka, uszy dziwnie zwijały. Ale siedział, kontaktował, zachowywał się normalnie. Wszystko co jakiś czas wracało do normy. I ja i Tata byliśmy zaniepokojeni. Gdy zapytaliśmy panią weterynarz, nie miała pojęcia o czym mówimy – Robert nie był dokładnie obserwowany, nie był też diagnozowany – było wiadomo, że coś jest nie tak, ale co? Coś, pewnie wszystko. „Znikające” gałki oczne, zwinięty język i reszta dziwnych szczególików nie zostały zaobserwowane w schronisku. Zapewne Robercik, który w schronisku się wychował, nie reagował niepokojem na większość schroniskowych sytuacji. Natomiast siedzenie pod gabinetem weterynaryjnym wywołało u niego napięcie i strach, a to, jak się szybko przekonaliśmy, inna para kaloszy u takiego psa jak Robercik… Czemu Robercik nie bawił się jako szczeniak? Czemu po paru dniach został zwrócony do schroniska jak śmieć i to jeszcze dodatkowo okaleczony, bo ze złamaną nogą? Bo ten pies od urodzenia walczył o każdy oddech. Nie rusza się, bo nie może. A stres „zawiesza mu system”, bo nie wyrabia albo serce, albo układ oddechowy i nerwowy, albo wszystko na raz. Pod wpływem emocji, czy to strachu czy nawet radości, gdy ciało krzyczy o więcej tlenu, ale go nie dostaje, język Roberta staje się fioletowy i … zwija się w trąbkę. Gdy gdzieś napinają się jego mięśnie, uciekają mu oczy. Gdy próbuje biec, zacinają się mięśnie bioder, nie zginają mu się kolana…

Podczas podróży z Krakowa pod Warszawę Robercik siedział koło mnie w samochodzie. Był bardzo grzeczny, zachowywał się jakby jeździł samochodem całe życie. Okazało się, że ma chorobę lokomocyjną, ale na wszystko byliśmy przygotowani, więc podróż minęła dobrze. Robert chyba właśnie wtedy stwierdził, że tego człowieka (czyli mnie 😉 ), który łapie jego pawie w reklamówki, będzie już zawsze lubić. Przytulanie się do mnie przez 5 godzin podróży i fakt, że nie złościłam się na niego, gdy chorował, chyba coś dla tego psa znaczyło.
Jak pies staje się sobą
Robercik po przyjechaniu do moich rodziców powoli aklimatyzował się w nowym miejscu. Był czujny, głównie leżał, wychodził do ogrodu, najadał się za wszystkie czasy. Miał spokój. Rodzice też go poznawali, a psiak powoli się otwierał. Okazało się, że jest dość lękliwy, bo schronisko uczy głównie bania się. Do tej pory panikuje widząc wąż ogrodowy (mycie boksów to pewnie nie był miły moment dla Robercika, szczególnie, że porusza się wolno, niepewnie, zacinają mu się mięśnie blokując go, być może nie mógł uskoczyć na czas przed strumieniem wody). Nadal boi się miotły, zamiera, gdy słyszy jakiś hałas. Z czasem jednak ośmielił się i gdy ostatecznie poczuł się pewniej, zaczął próbować ustawiać Berka, gdy przyjeżdżaliśmy w odwiedziny. Niestety stosował metodę taranowania, która działała w schroniskowym boksie który dzielił z psami mniejszymi i ustępliwymi. Z tego powodu miał w pewnym momencie kilka zgrzytów z Psim Ryjem.
Z czasem, gdy Robercik już zrozumiał, że to jest jego prawdziwy dom, że nikt go nigdzie nie odda i zawsze będzie już bezpieczny w domu moich rodziców, zaczęło się jeżdżenie po weterynarzach…
Diagnozowanie
Weterynarze tak naprawdę nie wiedzą co dolega Robercikowi. Nie było lekarza, który widząc Roberta nie złapałby się za głowę. Została u niego zdiagnozowana miastenia wrodzona*, czyli zanik mięśni śród-szkieletowych, ale są podejrzenia, że Robercik ma też inne problemy. Miastenia to zaburzenie przekaźnictwa nerwowo – mięśniowego i forma wrodzona tej choroby objawia się juz w drugim miesiącu życia szczeniaka. Jest to choroba nieuleczalna. U Robercika nie pracujące prawidłowo mięśnie to te, które odpowiadają za oddychanie i przełykanie. Pewnego dnia Robercik nie będzie w stanie połykać lub oddychać. Obecnie jest już w stanie takim, że pod wpływem emocji „zatyka się” i paszcza robi mu się fioletowa, bo nie oddycha. Posiłki je z miski na stojaku lub kładąc się na ziemi bo inaczej nie jest w stanie przerzucić jedzenia dalej do gardła, bo jego pysk i język nie chwytają a przełyk nie przesuwa jedzenia. Przy misce z wodą potrafi stać w nieskończoność, bo woda wylatuje bokiem i ledwo daje radę cokolwiek połknąć. Robercik musi unikać wysiłku, bo mając kłopoty z oddychaniem, nie ma jak skutecznie schłodzić organizmu.
Poniżej filmik sprzed ponad roku. Robercik nie jest w stanie się pozbierać, bo poddenerwowany chce dobiec do płotu i naszczekać na psiaki sąsiada. Emocje blokują mu organizm (nawet w pewnej chwili tylna prawa noga mu się podwija i zaczyna działać dopiero po kilku sekundach).
Po jakimś czasie dokładnej obserwacji Robercika zrozumieliśmy, że ten pies nawet nie jest wstanie się podrapać… Nie jest w stanie się tarzać, bo ma niedowład mięśni. Pod wpływem emocji coś dzieje się z jego ciałem i ma różne reakcje nerwowe, które „zacinają” mu mięśnie. Przewraca się, sztywnieje, traci równowagę. W pierwsze lato, gdy jeszcze miał trochę więcej energii, miał całą brodę w ranach, bo ciągle się przewracał, bo jeszcze próbował biegać.
Lekarze stwierdzili miastenię bez robienia prześwietlenia. Żaden z nich nie odważył się poddać Robercika narkozie aby wykonać to badanie… Robercik miał wykonane podstawowe badania i stwierdzono, że ma kłopoty z sercem, układem oddechowym i tarczycą. Ma niezwykle słaby organizm. Jeden lekarz zalecił leki, które miały na celu spowolnić postępowanie miastenii, ale Robercik po półtora tygodnia ich przyjmowania, zaczął wymiotować krwią. Byłam wtedy u Rodziców i widziałam, że Robert bardzo źle reagował na te leki – praktycznie nie wstawał. Po konsultacji z lekarzem, rodzice przestali mu je podawać.
Żaden lekarz, widząc co się dzieje z Robercikiem, nie był w stanie zaproponować innej formy leczenia. Wożenie Robercika po lekarzach wykańcza go, bo bardzo się stresuje, wymiotuje, plus pod wpływem emocji ciągle dusi, sinieje, wprost katuje. Po takich wizytach godzinami dochodzi do siebie w domu, gdzie musi wyciszyć cały organizm.
Patrząc na Roberta
Uwielbiam tego psa. Kiedy mam okazję wieczorem idę do niego na posłanie i szczotką głaszczę jego niewydotykane, swędzące ciałko, bo on nie może. Widzę, że przynosi mu to ulgę, tak samo fizyczną jak i psychiczną. Czasem idziemy kawałek na zewnątrz działki, żeby podsikał okoliczne słupki i trochę się porządził. Berek czasem bawi się z nim, ale muszę pilnować, by Robercik wiedział, że może przestać, a Berek da mu spokój, gdy ten straci siły. Poniżej filmik jak psy obecnie potrafią się bawić, gdy Robercik ma lepszy dzień.
Nie wiem czy Robercik żyłby jeszcze, gdyby nie został adoptowany. Wiem, że nie byłby w stanie wejść do budy, ani wyczołgać się przez dziurę w boksach w budynku by wyjść na wybieg. Ma już za sobą wyleczoną jakąś chorobę skóry kiedy na plecach pojawiły mu się krwiste strupy, a rodzice jeździli z nim po klinikach, by coś z tym zrobić, by nie cierpiał więcej niż już cierpi. Czy w schronisku ktoś zauważyłby te rany na grzbiecie? Co by było, gdyby tego nie leczono?

Robercik zwalnia. Ma coraz większe kłopoty z poruszaniem. Nie wykonuje już pewnych rzeczy, które jeszcze rok temu nie były dla niego takim problemem. Niby mniej się przewraca, ale to dlatego, że mniej wstaje i nie biega. Niby już tak nie ustawia Berka, ale nie dlatego, że go zaakceptował w pełni, tylko dlatego, że nie ma siły i zaakceptować go po prostu musiał. Gorzko – słodka jest historia Robercika. Niby ma szczęście, bo znalazł spokojny i bezpieczny dom, ale jego życie nie jest łatwe i, z upływem czasu, będzie czuł się tylko gorzej…
Ale Robercik ma też swoje małe radości – jest łasuchem i choć nie może dużo podjadać, bo dodatkowe kilogramy mogą mu tylko utrudnić poruszanie się, to zawsze wysępi coś smacznego. Uwielbia śnieg i zawsze po świeżych opadach dostaje głupawki. Zaczepia Berka i chyba lubi, gdy ten podgryza go za uszy. Kradnie czasem Berkowe pluszowe zabawki i memła je na swoim legowisku. I oddałby wszystko za głaskanie 🙂
* więcej na temat miastenii: zpazurem.pl
Historię Robercika śledzę praktycznie od początku i rzeczywiście gorzko-słodka ta jego historia. Trafić lepiej nie mógł niż do Twoich rodziców. Ja ciągle mam nadzieję i wierzę, że może ktoś niebawem wymyśli sposób jak pomóc Robercikowi, może jakiś lekarz przeczyta Twój wpis, może ktoś miał podobny problem i będzie mógł pomóc. Może to złudne, ale ciągle mam taką nadzieję.
Wycałuj Robercika ode mnie i podrap dodatkowo.
pozdrawiam
Wydrapany i wycałowany 🙂 Tez mam nadzieję, że coś i gdzieś ktoś wymysli by pomoc temu psu. Albo przynajmniej, że jest szczęśliwy.
Nie słyszałam wcześniej o historii Robercika, ale jego choroba mnie przeraża. Sama mam psa, który ma problemy z poruszaniem się i widzę jak jego stan stale się pogarsza. Choć choroby Robercika i Nera zupełnie się różnią, to to jak Robercik się porusza jest dla mnie straszne.
Zdrówka życzę dla Robercika. Trzymajcie się dzielnie. 🙂
Dziękuję za komentarz.
Niestety Robercik jest biedny i ciężko czasem patrzeć na to co się dzieje z nim. A na filmikach nie widać i tylko trochę słychać jak cieżko oddycha (troche słychać na tym zimowym filmiku jak biega z Berkiem).
Powodzenia z Nero i serdecznie pozdrawiam!
Ewa K.
Robercik mimo swojej choroby jest pieknym psem. Pamiętam jak pierwszy raz zobaczyłam go na Berkowym fanpagu… Poprostu cudo… a potem informacja, że jest chory… filmiki jak chłopak się stara żyć normalnie… Strasznie smutno się to ogląda, że ten pies jest taki chory… ale z drugiej strony dostsał kochający dom! Który będzie dla niego do ostatnich dni, nieważne jak źle będzie i to jest jego największe szczęście, bo ile jemu podobnych psów umiera w schroniskowych boksach lub porzucnych w lesie… tylko dlatego, że są chore. Uściski dla rodziców za ich opiekę i serce dla Robercika!
Robercik jest naprawdę piękny. Ma już zanik mięśni na głowie przez co , jeśli zwrócisz uwagę, zauważysz ze ma już inny kształt pyska, jakby dołeczki na czole. To bardzo charakterystyczne dla psow chorych na miastenię. Ale jest naprawdę pięknym psem. ❤
Jestescie cudowni, masz wspaniałych rodzicow!!! Robercik mimo swoich problemow jest szczesliwy, wiem to. Bo trafil na kochających ludzi, dla ktorych jego szczescie jest wazniejsze niz ich cierpienie kiedy patrza na Robercika i jego chorobe. Zycze Wam wszystkiego najlepszego, naprawde mega szacunek. Jestescie cudowni 🙂
Dziękuję ❤ ❤
Przeczytałam wszystko, obejrzałam filmy i nie mogłam przestać płakać. Ile Robercik musi znieść i wycierpieć. Ale trafił na kochających ludzi którzy dali mu miłość, opiekę i dom. W schronisku nie dałby rady żyć z taką chorobą. Miał wiele szczęścia w tym psim nieszczęściu że trafił na WAS.
dziekuję za komentarz ❤ Robercik niestety ma ciężko bo jest bardzo chory i w schronisku pewnie by już nie żył. Taka prawda. Teraz sobie spokojnie żyje i ma najlepiej jak moze byc przy swojej chorobie. Jest naprawdę wspaniałym psem.