Limit

Ostatnio wiele pisze na blogu i na Berkowym FB o problemach behawioralnych z jakimi zmagamy się u Berka. Jego lęki, które nie wiem skąd się wzięły, utrudniają i jemu i nam życie i generalnie sprawiają, że Berek nie chodzi na spacery od ponad pół roku.

Osoby zaglądające czasem na blog (choć ostatnio bardzo mało piszę) czy na Fb znają zapewne historię: znaczące zmiany zachowania pojawiły się około 1,5 roku temu. Berek nie chciał wychodzić z domu, w końcu przestał się regularnie wypróżniać. Nie chodził na pola, nie biegał, nie czerpał żadnej przyjemności z przebywania na zewnątrz. Jedynie pięknie, jak maszyna, tropi na treningach, jakby nigdy nic. Zaczęłam diagnozowanie wszystkiego po kolei. Ze stresu zapewne u Ryja pojawiły się problemy z powracającymi zapaleniami pęcherza – udało się to opanować i teraz jest kod kontrolą i ok. Berek miał przynajmniej 3 razy wykonane USG, mocz jest badany regularnie i na razie wszystko wygląda dobrze.

Potem wzięliśmy się za diagnozowanie stawów, bo jeśli Ryj nie chce biegać to może coś go boli. Stawy szybko zostały przejrzane na wszystkie strony, diagnoza postawiona, pies zaopiekowany pod tym kątem przez najlepszych ortopedów w Polsce. Stawy rzeczywiście są dość zjechane, ale pies nie cierpi i nie powinien z tego powodu unikać wychodzenia na zewnątrz. Zreszta znam go i wiem, że jest (a może był…) psem który biegł nawet z pokaleczoną nogą, bo węszenie było najważniejsze. Nie widziałam żadnej korelacji z ewentualnym bólem stawów a pogodą czy porą roku.
28947877_1766828293339043_2638293530103664959_o
Udaliśmy się więc do behawiorysty, do zaleceń którego stosowałam się. Pomagało przez chwilę, ale lęki i tak nasilały się. W międzyczasie był jeszcze okres sylwestrowy z całym  strzelaniem, hukami o każdej porze dnia i nocy i w każdym miejscu. Berek zaczął odlatywać i zapadać się totalnie.

Zwróciłam się do weterynarza o dobranie Berkowi psychotropów. Gdy zasugerowany lek nie pomógł, weterynarz odesłał nad na dalsze diagnozowanie, tym razem psiej głowy. Leki zostały na ten czas odstawione.

Weterynarz neurolog zlecił oczywiście kompleksową morfologię, sprawdzanie tarczycy, kolejne badanie moczu. Wyniki były dziwne, ale nie wskazywały na żadną konkretną chorobę. Nie wymagały też konkretnego leczenia. Biorąc pod uwagę, że jedynymi objawami u Berka są zmiany zachowania, zasugerowano sprawdzenie z krwi działania kwasów żółciowych w celu wykluczenia zespolenia wrotno-obocznego. Gdy to badanie nie wykazało zespolenia, wykonaliśmy jeszcze USG jamy brzusznej by mieć 100%, że Ryj na to nie choruje, gdyż objawy pasowały. Szybko okazało się, że zespolenia Berek nie ma.

Zmieniliśmy Berkowi dietę.

Wykonaliśmy Berkowi rezonans i tomografię ciała. Na wyniki czekaliśmy długo i pełni nadziei, że wreszcie coś się wyjaśni. Oczywiści nie życzyłam Berkowi choroby, ale przyznam, że bardzo chciałam wiedzieć jaka jest przyczyna tych dziwnych Ryjkowych zachowań. Rezonans wrócił czysty. Na tomografii wyszły zwyrodnienia i przewlekły stan zapalny, ale według weterynarz nie są one dokuczliwe na tym etapie życia Berka…

I tym sposobem wracamy do punktu wyjścia, czyli Berek ma problemy behawioralne, które swoje źródło mają tylko z jego psiej głowie. Myślę, że kiedyś coś musiało się wydarzyć co mi umknęło, a jednak przytłoczyło Ryja. Albo, że to ja nie dałam mu odpowiednio dużo wsparcia , gdy działy się rzeczy dla niego za ciężkie i za trudne i wyrobił sobie taki a nie inny mechanizm obrony.

Ostatnio zauważam, że gdy nie dzieje się coś ekstremalnego to prosi o powrót do bezpiecznego miejsca, ale tkwi przy mnie. W okresie sylwestrowym rzucał się na oślep do domu, co właśnie kiedyś nie miało miejsca, bo zawsze leciał po pomoc do mnie. Może gdzieś zawiodłam? Jednak przyznam, ze przy psie tak niepewnym siebie i tak wrażliwym jak Berek, nie wiem jak miałam tego uniknąć :(. Przyznam, że już więcej siebie nie jestem w stanie mu dać i chyba też nie powinnam, bo nie wychodzi to ani jemu ani mi na zdrowie.

Teraz wiem, że nie cierpi fizycznie. Spróbujemy jeszcze raz leków psychotropowych i jak to nie pomoże to zapewne po prostu muszę pozwolić mu być seterem domowo – czasem -ogrodowym. Będę zabierać go na spacer raz na dwa tygodnie, gdy wyczuję, że jest na to gotowy, a tak będzie sikał na krzak pod domem, bo tylko na tyle go ma siłę psychiczną. Będziemy chodzić razem na tropienie, bo wiem, że kocha to jak nic innego na świecie. Będę go tulić zawsze, gdy o to poprosi i powtarzać mu, że jest najwspanialszym i najdziwniejszym psem na świecie. Ale muszę pozwolić mu być takim jakim teraz jest. I uwierzcie mi, że nie jest mi łatwo, bo choroba fizyczna i choroba głowy czy duszy to podobny dramat. Na szczęście pies tego tak nie widzi i nie rozumie. Chcę tylko by Psi Ryj wiedział, że zawsze jestem i będę czekać na jego „lepszy moment” i gdy tylko ten się pojawi to znów pójdziemy na super spacer, choćby na koniec świata.

Myślę, że Berek jeszcze nie raz mnie zaskoczy – a może leki pomogą, może fakt, że odpuszczę i pogodzę się z domowym seterem zrelaksuje go i kiedyś poczuje się lepiej? A może będzie to coś zupełnie innego?

Nigdy nic nie wiadomo 🙂

unnamed (2)
Berek u mnie w pracy 🙂

 

 

 

4 uwagi do wpisu “Limit

  1. No żesz kurczę, że też nic nie wyszło w badaniach – w sensie przynajmniej byłby konkret co leczyć. Ale hej, to też ma dobrą stronę – znaczy się Ryj jest niecierpiący fizycznie i tego się trzymajmy. Tak sobie porównuję psią psychikę do ludzkiej i myślę sobie: są wojny, ludzie tracą domostwa, są porywani, przymierają głodem, a jednak żeby zachorować na depresję nie trzeba tego wszystkiego przeżyć – czasem przychodzi do osób, którym patrząc z zewnątrz, się w życiu wiedzie. Berek też nie doświadczył głodu, lania, poniżania, nie spędził ani minuty na łańcuchu, a jednak jest przybity. Może to się czasem psom przydarza, tak jak ludziom i nikt tu nie jest winien? #solidarnośćssaków #cośtuwymodziłam

    1. Cieszę się że jest zdrowy fizycznie bo jakże by się nie cieszyć :)? A depresja to choroba jak każda inna, też w dużej części fizyczna. Jeśli ma depresje to jest duża szansa że psychotropy powinny pomoc w uregulowaniu chemii w mózgu. Jednak ja sądzę, że on nie ma depresji tylko po prostu ma wyczerpana głowę i gdzies cos było nie tak dla niego (tak jak mówisz, akurat jemu sie przytrafiło) i wyrobił sobie taki mechanizm radzenia sobie z trudną sytuacją – wycofanie się do domu. Zobaczymy co z tego będzie. Jeśli tak chce/musi funkcjonować to muszę to zaakceptować w pewnym momencie. Mysle ze dam radę to zrobić, choć jakoś dla mnie jest to trudne :(. Zastanawiałam się też nad tym, że jeśli człowiek akceptuję że np pies nie biega bo ma chorą nogę, to czemu mi tak cieżko po prostu pogodzić sie z tym że moj pies nie biega bo mu nie pozwala na to głowa… No matter what. Coż. Pracuje nad tym 🙂

  2. Odnoszę podobne wrażenie co Ty – takie wycofanie się nie musi oznaczać wcale depresji, to może być wypracowana nieświadomie reakcja, która tak właśnie się objawia.

    I choć to trudne – bo fajnie widzieć szczęście swojego przyjaciela, to czasem trzeba to po prostu zaakceptować. Nie mniej jednak – nie poddawaj się.

    Buziaki dla Berka!

  3. To niesamowite, co też w psiej głowie siedzi. Jakie to są skomplikowane istoty. My też walczyliśmy u naszej Nuk z różnorakimi lękami, ale nabytymi za szczenięcych czasów. Z różnym skutkiem. Myślę, że zrozumienie, akceptacja, przeczekanie, wspieranie czasem mogą być lepszym rozwiązaniem dla psa niż szukanie przyczyn i rozpatrywanie strategii walki.

Dodaj komentarz