Spacer z seterami

Już nie raz wspominałam, że uważam iż nie ma nic piękniejszego od setera w biegu. A tu były aż trzy setery i to jak najbardziej „w biegu” 🙂 Nie mogłam się wprost napatrzeć na to piękno ruchów, grację i oddanie z jakim te psy potrafią pędzić po polach, zupełnie zatracając się w samej przyjemności jaką z tego mają. Takie spacery relaksują mnie i przypominają mi jakiego wspaniałego mam psa.

Parę tygodni temu, podczas mojej wizyty w Warszawie, spotkałam przemiłych Państwa z seterami. Od razu się dołączyłam do ich grupy, wręcz desperacko mając nadzieję, że Berek się wybiega. Psy dogadały się wspaniale i biegały jak szalone. Oczywiście nie miałam wtedy ze sobą aparatu, czego bardzo żałowałam. Jednak postanowiliśmy umówić się ponownie na wspólny spacer jak tylko znów będę w Warszawie. I udało się ! W ostatni weekend spotkaliśmy się na polach w Dziekanowie Leśnym pod Warszawą.

Setery biegając razem zachowują się inaczej niż w kontaktach z innymi psami. Berek spotykając się z innym psem zwykle próbuje się z nim bawić. Zaprasza go do ganiania, do siłowania się „w pionie”. Jeśli psiak nie jest zainteresowany zabawą, to Berek szybko poddaje się i idzie w swoją stronę. Tymczasem gdy spotkał setery, relacje były zupełnie inne. Psy zaczęły pracować. Ganiały po polach, węszyły i tropiły. Nie było czasu na zapasy, albo podgryzanie :). Zresztą takie zabawy to nudy, jeśli można gonić wiatr i próbować prześcignąć koleżankę. Mój pies był uśmiechnięty 🙂 Vega – wspaniała Gordonka – odbiegała najdalej od nas, ale cały czas kontrolowała gdzie są jej Państwo. Wyraźnie stosowała się do podstawowej zasady u seterów, czyli że „to one mają wiedzieć, gdzie jest właściciel, a nie odwrotnie”. Irlandka Suzanka meldowała się regularnie i raczej trzymała się blisko nas. A Berek?…. Berek próbował kontrolować sytuację – swoje nowe dziewczyny, pola, zapachy i nas. Tak, tak – w takiej kolejności 🙂 Ale był bardzo grzeczny i pilnował się. Jak na nieposkromionego Gordona to wyjątkowe zachowanie w wieku niecałych dwóch lat. Czy mogę być z niego dumna? Na razie nie chcę osiąść na laurach, bo od sarny zdołałam odwołać go w ciągu tych dwóch lat tylko dwa razy…
Uważam, że seter gordon jest bardzo specyficznym psem. Nie mam pojęcia jak setery mogą chodzić na spacery w parku miejskim, albo po osiedlu. Wiem,  że psy mogą przyzwyczaić się do praktycznie wszystkiego i u Berka jest to kwestia tego iż rzadko chodzi po mieście i dlatego „miastowy” nie jest. Jednak patrząc na to jakie rozwija prędkości w galopie i swoim gordonowym kłusie, nie widzę go na miejskich trawnikach. Muszę podporządkowywać rodzaj spaceru pod swojego psa i nie za bardzo mam inne wyjście. Tropienie to jego instynkt, wyjątkowo u niego silny. Ten pies daje z siebie zawsze 100% energii i zaangażowania. Do wypracowania mamy jeszcze bardzo dużo rzeczy, głównie związanych z jego upartą naturą i temperamentem. Ale muszę pamiętać, że te cechy są przecież niezbędne to pracy w polu do jakiej został stworzony. Bez zaciętości i chęci do działania ta rasa do niczego by się nie zdała w polu. Seter Gordon pracuje sam, jest niezależny, ma swoja inicjatywę w działaniu. Ot – cały Berek 🙂

DSC_0597

DSC_0694
Suzanka
DSC_0689
Suzanka, Vega i Berek

DSC_0669

DSC_0650
Suzanka
DSC_0634
Berek zaczepia Vegę 😉
DSC_0618
Vegusia 🙂

DSC_0601

DSC_0620

DSC_0615
Cuda 🙂

DSC_0696

Spacer w Dziekanowie Leśnym, pod Warszawą

Nie wiem, czemu wcześniej nie opisałam na blogu tego miejsca. Może dlatego, że jest dla mnie łatwo dostępne, a spacer nie jest wyprawą. Łatwo zapomnieć i nie doceniać wspaniałych miejscówek, które ma się właściwie pod domem.

Moi rodzice mieszkają w podwarszawskim Dziekanowie Leśnym. Zawsze, gdy jadę do domu na kilka dni, Berek fruwa po polach nad Wisłą. Tereny są ogromne, zdecydowanie spokojniejsze od tych do których mam dostęp w Krakowie.  I co najważniejsze – są blisko od domu i nie muszę do nich iść kilometrami. To ogromne ułatwienie, bo spacer może być krótszy, a bardziej efektywny, bo Berek praktycznie od razu zaczyna szaleć. Co uwielbiam w terenach w Dziekanowie, to fakt iż można tam iść na krótszy, godzinny spacer na najbliżej położone łąki, ale również można zrobić wyprawę kilku-godzinną maszerując wałami wzdłuż Wisły, albo chodząc po polach w kółko. Tereny są otwarte, więc zwierzyna ich unika. Jeśli nawet coś się tam pojawi to Berek jest dla nich widoczny i słyszalny (dzwoneczki na obroży), więc szybko się ewakuują, a ja mam spokój i mniej stresu. Nie denerwuje się, że Berek zniknie mi z oczu, bo pola są duże i najzwyczajniej w świecie, pies nie ma gdzie polecieć. Berek wraca na wołanie w przeciągu kilku minut, nawet jeśli pobiegnie za tropem. Mając ze sobą gwizdek, nie muszę się obawiać, że mnie nie usłyszy, a pola są tak duże, że Berek nie ma za bardzo jak się zawieruszyć, czy stracić orientację w terenie, bo prawie zawsze może mnie zobaczyć.

Spacery z Berkiem bywają stresujące, bo cały czas muszę pilnować, czy gdzieś nie pobiegnie, czegoś nie pogoni. Bardzo brakuje mi dużych, otwartych przestrzeni, gdzie mogłabym aż tak się nie denerwować podczas naszych wypraw. Przyznaję, że właśnie ten stres i napięcie są dla mnie najgorsze jeśli chodzi o wspólne spacery. Nie mam aż tak dużych problemów z codziennym wychodzeniem, bo spacer z psem to jedna ze wspanialszych rzeczy w moim życiu, jednak bardzo chciałabym choć czasem odpocząć i nie „tropić” razem z Berkiem :). Dla mnie spacery z Berkiem to bardzo specyficzna forma relaksu… właściwie za każdym razem bardzo ciężko pracuję. Takie stresy to dla mnie czasem za dużo i jest mi bardzo ciężko. W Dziekanowie mogę względnie odsapnąć, bo jest tam po prostu mniej zagrożeń dla Berka. Bardzo żałuję, że tam gdzie mieszkam w Krakowie, nie mając auta, nie mogę zaserwować sobie takiej wyprawy, choć od czasu do czasu. Ostatnio poczułam się tak wyczerpana tymi spacerowymi stresami, że Beruś pojechał na kilka dni do moich rodziców, a ja próbuję odpocząć psychicznie. Czasem trzeba :D. Jestem wdzięczna losowi, że mam taką możliwość. Mimo iż jest to nasza pierwsza, kilkudniowa rozłąka z psem, to wierzę, że wyjdzie nam na dobre, bo nabiorę sił na jesienne spacery.

Zwykle chodzimy na spacery rano, bo jest wtedy spokój. Bardzo często na polach jest mgła, co naprawdę wygląda pięknie. Okoliczne, nieduże jezioro, tez jest wspaniałym miejscem, gdzie rano nie ma ludzi i psiaki mogą się wykąpać.

Eh, ja już tęsknię…

Gdzie takie tereny?

Każdego chętnego na wspólny spacer serdecznie zapraszam! Pojawiam się z Berkiem co jakiś czas w Warszawie, więc z chęcią umówimy się na wspólną wyprawę. Ale od razu zapowiadam, że nie jest to spacer po parku – psiaki, ze szczęścia, będą szaleć, a widok jest wtedy wspaniały ;).

Poniżej trochę zdjęć ze spacerów w ostatni weekend 🙂

2
nogi w maseczce z błota

3

4

5

6

7

8

9

10
w kałuży

11

12

13

14

15

 

 

 

Wybieg dla psów – Warszawa, Stare Bielany

Weekend spędziłam z Berkiem w Warszawie. Uwielbiam tu wracać, bo mam swoje ścieżki i miejsca do których lubię chodzić, sama ale i z psem. Tym razem spotkałam się z Olą z Dogs’Paths i z Dominiką z Szalony Świat Heleny. Na wybiegu były też inne psiaki z którymi Berek wspaniale się bawił.

O samym wybiegu na Starych Bielanach w Warszawie możecie więcej przeczytać na blogu Oli. Osobiście zaobserwowałam, że wybieg jest nie tylko mały, ale i zaniedbany: kosze na śmieci przepełnione, rozpadające się i metalowe, umieszczone na wysokości psich pysków, psia „piaskownica
wypełniona szarym, brudnym piaskiem, parę wykopanych bardzo dużych i głębokich dziur. Bramka na wybieg oczywiście bez śluzy. Moim zdaniem tragedia, choć i tak ok, bo w ogóle coś jest… Tylko czemu jest to „coś”? No cóż.

Co mnie zafascynowało, to fakt iż podczas 1,5 godziny kiedy nasze psy bawiły się ze sobą na wybiegu, obok przeszło multum innych psiaków i ich właścicieli i nikt do nas nie dołączył…. Psiaki gapiły się na psią „imprezę” na wybiegu, ale musiały iść dalej, bo ich właściciele nawet nie myśleli o tym, żeby do nas dołączyć. Z czego to wynika?
Podejrzewam, że powodów jest kilka. Po pierwsze – pochmurna niedziela. Zauważyłam, że bardzo dużo psów w brzydszą (nie brzydką) pogodę nie chodzi na dłuższe spacery. Po drugie – bawiące się na wybiegu psy były duże, więc właściciele mniejszych psiaków byli przerażeni. Dla mnie niezrozumiałe zachowanie.  Po trzecie – założenie, że mniejszy piesek nie musi przecież biegać, bo jest mniejszy i spokojny. Ale czy ma wybór? Przeważnie nie ma, zna tylko spacery na smyczy, na trawnik przed blok.

Mój mały apel, który wysyłam w sieć – namawiajcie wszystkich znajomych psiarzy na spacery, ciekawe psie wypady do nowych miejsc. Zdaję sobie sprawę z tego, że czytelnicy psich blogów to świadomi właściciele psów, ciekawi tematu, gotowi do nowych psich wyzwań. Ale pawie każdy zna zna kogoś, kto nie do końca wie jak zorganizować sobie czas ze swoim spem. Spróbujmy zaprosić taką osobę na wspólny spacerek, wypad na pola, lub do lasu, może wspólna wyprawa z psami do jakiejś knajpy na obiad, lub kawę. Pokażmy, że spędzanie czasu z psem to odpoczynek i rozrywka. Samemu bywa trudno – osobiście wiele rzeczy z Berkiem muszę robić samotnie i wiem, że czasem  mi ciężko, a zmobilizowanie się jesienią do aktywności to ciężki kawałek chleba. Takie wspólne spacery i spotkania psiarzy bardzo mi pomagają, bo mogę poznać ciekawych ludzi, porozmawiać o psiakach i popatrzeć na prze-szczęśliwego Berka. Może czasem trzeba komuś trzeba dodać sił i pokazać, że pies nie musi być tylko codziennym obowiązkiem.

Tymczasem umieszczam kilka zdjęć z naszego niedzielnego spotkania na Starych Bielanach. Berek usilnie podrywał Teslę, aż sunia miała całe plecy w jego ślinie i piachu. Berkowi bardzo rzadko zdarza się aż tak zainteresować sunią, do tego stopnia jest to nieczęste, że jego popęd nie stanowi dla mnie problemu. Jednak Tesla bardzo mu się spodobała. Chłopak ma dobry gust – co zrobić 🙂

DSC_0120

DSC_0121

DSC_0124

DSC_0129

DSC_0130

DSC_0132

DSC_0135

DSC_0171

DSC_0182

DSC_0161

DSC_0143

Komenda „Ryjek!”

Nauczyłam Berka tej sztuczki w dwa „posiedzenia”. Mam naprawdę mądrego psiaka :). Teraz tylko utrwalanie i jeszcze raz utrwalanie.
Do filmiku zrobiliśmy „Ryjek!” tylko trzy razy, ale myślę, że Berek dałby radę więcej, choć już raczej z rozpędu i trochę bezmyślnie, więc nie ciągnęłam tego dłużej.
Jak go tego nauczyłam? Bardzo prosto – posadziłam Berka i przytrzymałam jego zabawkę- kółeczko przed jego pyskiem. Potem wzięłam smaczek i drugą ręką trzymałam za kółeczkiem.. Gdy Berek wciskał ryj w kółko, mówiłam komendę. Za jakiś czas planuję oddalać kółeczko od jego pyska i umieszczać na różnych wysokościach.

Pies w autobusie

Dawno nie pisałam o Berku i jego zachowaniu w autobusie. Już wcześniej wspominałam na blogu o tym, że Berek nie przepada za jazdą autobusem i tramwajem i do tego stopnia źle się zachowuje, że przemieszczanie się komunikacją stało się dla mnie bardzo uciążliwe. Ponieważ nie posiadamy auta i jesteśmy zmuszeni do poruszania się autobusami, gdziekolwiek byśmy nie zabierali psa, problemu tego nie mogłam po prostu zignorować.
Konsultowałam się z behawiorystką  i zastosowałam do jej rad. Siedziałam z nim na przystankach, łaziłam po pustych autobusach, potem jeździłam tylko kilka przystanków i wracałam do domu. Niestety nie mając auta nawet tego typu „terapio-szkolenie” jest utrudnione, ponieważ każda, nawet drobna wizyta u weterynarza równoznaczna jest z koniecznością przejechania się autobusem. podobnie z naszymi, sporadycznymi ale jednak, wypadami do Warszawy do rodziców. Byłam sfrustrowana, ale robiłam co do mnie należy. Zaczęło być trochę lepiej. Szczęśliwa zaczęłam jeździć z Berkiem więcej i dalej. W końcu popołudniami zaczęłam zabierać go na spacery z innymi psami na Błonia lub na wybieg na ul. Strzelców. I to był błąd taktyczny…. A dlaczego? Otóż Berek szybko skojarzył sobie jazdę autobusem tylko i wyłącznie z ogromną frajdą jaka następowała praktycznie zawsze jak wysiadaliśmy. Nie ma nic fajniejszego niż hasanie z psimi kumplami, nie? 🙂 Tak więc Berek zaczął znów szaleć w komunikacji. Nie od razu skojarzyłam z czego to może wynikać. Najpierw zaczęłam się martwić, ze znów wracamy do punktu wyjścia, że jazdy autobusem było dla Berka za dużo i że zaczął się znów czegoś bać. Ręce mi opadały, gdy widziałam jak z każdą następną minutą jazdy autobusem Berek zaczyna coraz bardziej się miotać. Ale zauważyłam też, ze jest znacznie spokojniejszy, gdy wracamy do domu. To dało mi do myślenia… Szybko skonsultowałam moje spostrzeżenia z behawiorystką i okazało się że tak! – najprawdopodobniej Berek nie przepada za autobusami, ALE bardziej na jego zachowanie wpływa fakt, że nie może się doczekać jak już dojedzie i będzie impreza … 🙂
Berek ma niesamowity temperament, jest bardzo żywiołowy i zawsze chętny do biegania. Te cechy sprawiają, że nie jest cierpliwy i nie jest dla niego naturalne spokojne czekanie i nie kombinowanie. Jazda autobusem to dla niego moment kiedy wie, że zaraz coś się wydarzy, pewnie będzie mega fajnie. Najzwyczajniej w świecie mój pies nie może usiedzieć na tyłku. A że jest psem to inaczej mi nie potrafi tego pokazać jak poprzez kręcenie się i stękanie i ciągnięcie do drzwi.

Ale co z tym zrobić?  Muszę pokazać Berkowi, że jazda autobusem nie równa się super spacerowi i spotkaniu z kumplami. Po prostu muszę zmienić psie skojarzenie, co łatwe nie jest :/. Tak więc od jakiegoś czasu jeżdżę z Berkiem na spacery po mieście na smyczy. Przy okazji ćwiczymy nieciągnięcie i różne komendy w rozproszeniach. Czasem spędzam dwie godziny na kręceniu się w kółko po mieście z psem. Nie powiem żeby było to ciekawe :P. A że nic się nie da załatwić mając ze sobą psa, są to zwykle godziny spędzone na niczym. Nie pójdę do biblioteki, nie wejdę do większości sklepów. Powoli robi się zimno, więc tułaczka bez celu po mieście nie jest za przyjemna. Berek nadal jest niecierpliwy, więc umówienie się ze znajomą na kawę i przyprowadzenie Berka nie gwarantuje, że uda nam się posiedzieć i pogadać, bo a nóż Berek nie wytrzyma spokojnie więcej niż 15 min. Ciężko też zaryzykować, bo jak mam znajomej powiedzieć, że sorry, ale ja muszę iść, bo pies stwierdził, że będzie się miotać i musimy wyjść z lokalu :(. Bywa ciężko, najgorzej, żeby się nakręcić na działanie. Ale pocieszam się tym, że wiem co robić dalej. Może będzie lepiej i z moim nastrojem. Raptem po paru takich spacerach zauważyłam poprawę w zachowaniu Berka. Gdy wracaliśmy ostatnio do domu autobusem, to moje „szczenię” wlazło mi na kolana i zasnęło przytulone. Nie było pasażera który by się na nas nie patrzył 😉

A teraz trochę zdjęć z naszych spacerów po polach. Berek chyba uwielbia obecną pogodę, bo jest chłodno, ale nie zimno i błoto nie jest zamarznięte… Ja się nie wypowiem.

DSC_0109

DSC_0106

DSC_0115

DSC_0116

DSC_0118

DSC_0128

DSC_0132

DSC_0105

Psie poczucie godności i dumy – opis rasy

Decydując się na psa rasowego decydujemy się na zwierzę o danym charakterze, konkretnej użytkowości i, oczywiście, wyglądzie. Szukając odpowiedniej dla siebie rasy psa powinniśmy zapoznać się z tzn. opisem rasy, gdzie znajdziemy podstawowe informacje, które MUSI znać przyszły właściciel zwierzaka. Jednakże należy pamiętać, że żadnej opinii nie powinniśmy traktować jak wyroczni – wszystko co znajdziemy w internecie, bądź od kogoś usłyszymy należy zweryfikować z innym źródłem, bo ludzie są różni (my też!), psy również. Najlepiej jednak zacząć od samokrytyki.

Moim zdaniem samokrytyka jest kluczowym elementem przy wyborze psa. Jeśli już zdobędziemy, naszym zdaniem, rzetelna wiedzę na temat rasy, tzn poczytamy w książkach, przeszukamy internet, zapoznamy się z opinia hodowców i osób, które takie psy mają, należy pomyśleć o tym jacy jesteśmy my i jaki jest NASZ OPIS :).

Zastanówmy się jak najchętniej spędzamy czas, co sprawia nam największą radość i o czym marzymy. Czy widzimy w naszych planach na przyszłość psa? Co będzie za 5, 10 lat? Warto podchodzić do psa ambitnie, czyli mieć konkretny plan związany ze zwierzakiem, jak np. chęć zmobilizowania się do porannego wstawania, regularnego biegania, czy ciekawych wyjazdów. Ale musimy pamiętać, że ten „plan” to plan na wiele lat, plus jest to plan który nie tylko zależy od nas. Pies ma swoje potrzeby i pomysły, i wszystko, ale to WSZYSTKO co sobie zaplanowaliśmy może być niemożliwe do zrealizowania.  Warto mieć trochę pokory i bardzo dużo szacunku dla zwierzaka. On ma prawo nie spełniać naszych zachcianek i nie być takim jakim go sobie wymyśliliśmy. Nawet psy konkretnej rasy bywają różne i nie jest to skserowany produkt.

Często z ciekawości zaglądam na różne strony w internecie i czytam opisy rasy Gordon seter, gdyż jest to właściwie jedyna rasa na temat której mogę się w jakiś sposób wypowiedzieć, a informacje zweryfikować. Ostatnio zszokowała mnie informacja zamieszczona na jednej ze stronek o Gordonach, mianowicie, że seter szkocki ma niesamowite poczucie dumy i swojej godności. Dalej można przeczytać, że jeśli pies będzie nieposłuszny, to jest to nasza wina, a nie setera. Nie należy stosować kar fizycznych, krzyczeć itp, gdyż seter źle reaguje na brak sprawiedliwości i przestanie na nas reagować. Po pierwsze – to odnosi się do KAŻDEGO PSA! Jak można uważać inaczej? Każdy pies ma swoja dumę, swój świat i wie kiedy jest źle traktowany. Każda żywa istota jest w stanie dostosować się do najgorszego traktowania i znosić je z pokorą jeśli chce przetrwać (człowiek też!), ale zawsze będzie wiedzieć, że to nie jest sprawiedliwe i dobre. Żaden pies, żądna rasa nie jest trudniejsza lub łatwiejsza od innych, jeśli tylko odpowiednio do niej podejdziemy i uszanujemy to jaki ten pies jest i jacy jesteśmy my. I co najważniejsze – jacy będziemy i my i nasz zwierzak za 10 lat kiedy nie będziemy mieć już tyle siły, doba będzie coraz krótsza, będziemy mieć więcej obowiązków, a nasz pies nie da rady rano wstać z posłania, bo tylne łapy odmówią mu posłuszeństwa…

Jeśli pewnego dnia uderzy nas myśl, że nasz pies jest nudny, albo, że właściwie nic nas z nim już nie łączy, bo jest gruby, nieciekawy, albo po prostu nie taki jak był kiedyś – to pamiętajmy, że on już dawno poczuł co my o nim sądzimy i jego duma powoli zaczęła gasnąć… To jest niesprawiedliwość.

DSC_0116

DSC_0132
W tych krzakach nic nie ma

DSC_0134

DSC_0096
praca

 

DSC_0144

DSC_0151
relaks na spacerze

 

Fafle

Fafle – najpiękniejsza część psiego pyska. Uwielbiam psy z faflami! Setery szkockie mają imponujące fafelki, a Berek to już w ogóle ma fafle idealne 🙂 Fafle Berka żyją własnym życiem – latają, łopoczą, czasem są nad oczami, czasem zwisają nisko pod brodą. Gdy Berek leży, fafle leżą koło niego i zajmują sporo miejsca. Pod faflami Berek chowa sobie na później jedzenie, a marcheweczka znaleziona po godzinie podczas drzemki jest ogromną radością dla psa :). Pod faflem jest też miejsce na trochę lasu, bukiet trawy i kilogram piachu z plaży. Berek faflem potrafi przytulić się do mojej ręki. Czasem także coś skutecznie faflami nakrywa i nagle zwinięte w kulkę skarpetki znikają… Faflem Berek też „smyra” – widać na gifie poniżej 🙂

DSC_1031-MOTION
posmyrać piłeczkę faflami 🙂

Tak więc fafle mają dużo walorów praktycznych. Natomiast te wizualne najlepiej podziwiać na filmach „slow motion” albo zdjęciach. Berkowe fafle maja masę fotek. Ostatnio, podczas spaceru z Hixem, zauważyłam jak kosmicznie wygląda mój pies przy innym psiaku, szczególnie mniej faflastym. Kontrast pomiędzy minami normalnego psa, a szaleństwem Berkowych fafli był zaskakujący. Dodatkowo mój Psi Ryj wyjątkowo się miota, skacze, wprost lata jak jakiś przedziwny potwór, gdy tymczasem Hix sobie stoi i jest psem 🙂 A to przecież szczeniak i jego właścicielka Ania sama dobrze wie ile przedziwnych rzeczy potrafi wymyślić jej pies ;).
Ale to taka natura setera – zawsze w ruchu, zawsze bardzo zaangażowany we wszystko co robi. Ostatnio zrozumiałam, jak bardzo już się do tego przyzwyczaiłam i przestałam zauważać jak charakterystyczne jest zachowanie Berka. Dopiero w kontaktach z innymi psami, plus na fotkach, widać jaki to żywioł. Dużo osób patrząc na Berka pyta mnie ile on ma. Gdy mówię, że 20 miesięcy, są zaskoczeni, bo przed nimi kręci się wielki szczeniak, któremu drga w radości każdy mięsień, a ogon chodzi we wszystkich kierunkach.

DSC_1076
Hix – tollerhix.blogspot.com

DSC_1030

DSC_1052

DSC_1061

DSC_1062

DSC_1066

DSC_1071

DSC_1074

DSC_1081

Identyfikator dla psa

Uważam, że puszczenie psa bez adresówki jest bardzo nieodpowiedzialne. Berek zawsze ma obroże z adresówką, nawet na spacerach na których nie planujemy spuszczać go ze smyczy. Berek jest też zachipowany, jednak wierzę w moc adresówki. Wychodzę z założenia, że jeśli ktoś znajdzie mojego psa i będzie tak uczciwy, że się o niego zatroszczy i wykaże chęć odnalezienia właściciela, to ma to być dla niego łatwe. Ludzie nie chcą robić rzeczy które wymagają zachodu. Zabieranie psa do weterynarza, aby zlokalizował chipa jest problematyczne i nie każdy może chcieć lub mieć możliwość to zrobić. Trzeba też brać pod uwagę, że są osoby, które najzwyczajniej w świecie nie wiedzą o istnieniu psich chipów… Tacy ludzie dobrej woli, ale nie psiarze, powinni móc szybko zlokalizować adresówkę i łatwo skontaktować się z właścicielem.

Jestem przeciwna śmiesznym adresówkom, które nie wiadomo czym są – czy to ozdoba, czy jakiś idiotyczny gadżet? Identyfikator powinien być wykonany z trwałego materiału, z którego napis nie zetrze się, ani nie zmyje w kałuży lub jeziorze. Adresówka musi być przymocowana na „mur-beton” do obroży i być stosunkowo duża, żeby rzucać się w oczy. Przy Berkowej obroży dynda dość dużo rzeczy, ale identyfikator jest zdecydowanie największy i „najciekawszy”. Berek, oprócz identyfikatora, ma doczepione dwa małe dzwoneczki, a także informacje od weterynarza o szczepieniu na wściekliznę. Wszystko to przymocowaliśmy do obroży przy pomocy … zestawu do mocowania kabli czyli plastykowej małej zapinki zaciskowej.

300_300_productGfx_b4f2987504cd88d34c1fd1cc001229a4
http://www.e-connectors.pl

Niedawno trafiłam w internecie na Miedziankę u której można zamówić przeróżne identyfikatory dla psa, a dla siebie wisiorek :). Oferta jest bogata i na pewno warto zajrzeć na jej stronę. Za identyfikator o średnicy 3 centymetrów, z imieniem psa i dwoma numerami telefonu, zapłaciłam 20 złotych, plus 5 złotych przesyłki.

DSC_0120

Nad Świder !

W długi weekend z jednego miasta pojechaliśmy wypoczywać do innego miasta…  Kraków zamieniliśmy na Warszawę. Miałam ogromną ochotę na jakieś „psie spacery” i gdy tylko pojawiła się możliwość ponownego spotkania z Hixem byłam zachwycona, że będę mogła zobaczyć jak urósł.

Ania, właścicielka Hixa, zaproponowała sobotni wypad nad Świder. Propozycja wydawała się kusząca, szczególnie, że pogoda zapowiadała się piękna i miało być gorąco. Siedzenie nad wodą kusiło 🙂

Wyruszyłyśmy wcześnie rano w sobotę. Mieszkam za Łomiankami, pod Warszawą, więc wsiadłam do autobusu już po 6.00, aby być przed 8.00 w centrum i spotkać się z Ania i Hixem. Obecnie metro w Warszawie jest w części zamknięte więc nasza podróż była dość skomplikowana – musiałyśmy jechać autobusem z Pragi, zamiast wskoczyć w centrum z SKM na Otwock. Tak więc ja i mój szalony, unoszący się pod sufitem pies, jechaliśmy najpierw z Łomianek do metra, potem kawałek metrem, potem doszliśmy do centrum i już razem z Anią tramwajem na Pragę. Tam spotkałyśmy się z Kasią i jej pięknym Foxtrotem, który, podobnie jak Hix, jest rasy Nova Scotia Duck Tolling Retriever. Zaopatrzyłyśmy się klasycznie w jagodzianki i ciacha i pognałyśmy na autobus 702, który miał nas dowieść nad Świder.

Co do podróży … Berek był SPOKOJNY !!! Nie było idealnie, nie był zrelaksowany, ale dało się wytrzymać. Nie szarpał i nie darł się rozpaczliwie, mimo iż widać było, że jest napięty i bardzo czujny. Gdy tylko pojawili się Hix i Fox, Berek żywo się nimi zainteresował i zapomniał o panikowaniu…

Wysiadłyśmy na przystanku Świdry Wielkie skąd jest dość proste dojście nad rzekę. Postanowiłyśmy przejść kawałek dalej, aby uniknąć ewentualnego tłumu plażowiczów. Szybko udało nam się znaleźć  łagodne zejście do wody. Niestety brzeg rzeki jest pokryty śmieciami, ale nie jest źle – można znaleźć milsze fragmenty, gdzie nie ma syfu. Woda w rzece jest czysta i przejrzysta. Bez problemu można przejść na drugą stronę rzeki, gdyż Świder jest płytki, a dno przyjemnie piaszczyste.

Nad rzeką siedziałyśmy ponad 3 godziny. Foxtrot pięknie aportował piłeczkę, a Berek cały czas za nim biegał i mu przeszkadzał. Natomiast Hix nieśmiało właził do wody.  Poruszał się w swoim powolnym, szczeniakowym tempie i gapił na wszystko dookoła :). Psy naprawdę szalały i cudownie było widzieć ich uśmiechnięte ryjki. Dla mnie to bezcenny widok.

Uważam, że wycieczka była wspaniała – bawiłam się świetnie w przemiłym towarzystwie (dziękuję dziewczyny :), a Berek w domu padł  🙂

A z sensacji w stylu mojego Psiego Ryja? Przecież nie mogło być przeciętnie, normalnie i nudno – w końcu moim psem jest Berek 😀   Otóż jak tylko dotarłyśmy nad rzekę Berek wskoczył do wody, zanurzył się chłopak do połowy, wypiął kuper i … zaczął robić co trzeba. Z prądem – mądra psina 🙂 I nie tam, że tylko stopy były w wodzie, o nie! Cały Berek był w rzece – wystawała tylko klatka piersiowa i skupiona minka psiego czubka 🙂 Cudak 🙂

DSC_1113

DSC_1128

DSC_1183
Hix płynie 🙂

DSC_1132

DSC_1139

DSC_1143

DSC_1165

DSC_1166

DSC_1167

DSC_1170

DSC_1176

Wyglądam na 15 lat i mam dużego, czarnego psa

Ok, nie wyglądam może na 15 lat. Pewnie spokojnie można mi dać więcej, jednak na swój wiek nie wyglądam. Szczególnie na spacerze z psem, gdy jestem ubrana na spotowo, mam plecaczek i zero makijażu. I tak naprawdę to się cieszę, bo która kobieta nie chce wyglądać na młodszą niż jest w rzeczywistości? 🙂 Jednakże ja mam zwykle ze sobą dodatkowy element, który skutecznie klasyfikuje mnie jako „tą co jest młoda, niepoważna i którą można zignorować”. Otóż wyglądam na 15 lat i mam ze sobą dużego, czarnego psa… Nie będę tutaj wyskakiwać z feministycznymi poglądami, choć zapewne to jak mnie czasem ludzie traktują (lub ignorują) ma też związek z tym, że jestem kobietą. Jednak jest w tym coś więcej. Wiem, że w oczach ludzi po prostu nie wyglądam poważnie, gdyż przypominam dziecko i to na dodatek z wielkim psem. System myślowy wielu ludzi zawiesza się i nie wiedzą jak zanalizować takie zjawisko 🙂 Rabią więc to co wychodzi im najlepiej – ignorują lub pokazują brak akceptacji poprzez okazanie swojej wyższości.
Psychologiem nie jestem, ale jak można wytłumaczyć fakt, że prawie zawsze, gdy jadę z Berkiem komunikacją miejską, to JA, nikt inny, ustępujemy miejsca, przesuwamy się i dopasowujemy do różnych sytuacji. Każda normalna osoba ustępuje miejsca starszemu w autobusie, ale czemu gdy siedzą inni i ja z Berkiem, to nikt oprócz mnie się nie ruszy? Ostatnio jakaś staruszka była zmuszona przeszurać przez pół autobusu w moim kierunku, minąć paru siedzących wygodnie „gentlemenów”, żebym dopiero ja wstała i zwolniła jej miejsce. Nie mam nic przeciwko ustępowaniu miejsca, gdyż uważam, że tak powinno się robić, ale nie znoszę tego założenia, że „ktoś, zapewne ta dziewczyna co ma psa, wstanie i ja nie muszę”… Z Berkiem jesteśmy na straconej pozycji, bo jesteśmy elementem niepożądanym w komunikacji. Oczywiście nie wszyscy tak nas traktują i nie chcę uogólniać, jednakże zdecydowanie zbyt często jestem postawiona w takiej sytuacji, ażeby tego nie zauważyć.

Widzę dwa rozwiązania:
1. Nie przejmować się i wstawać/przesuwać/usuwać się dalej.
2. Ubierać się w strój wieczorowy żeby poważnie wyglądać i budzić respekt.
3. Nauczyć Berka komendy :Obśliń chama!”

Znając mój charakter i potencjał Berka – połaczymy opcje numer 1 i 3  😀

DSC_1001