Holandia to kraj który mnie zaskakuje i fascynuje. Nic tutaj nie wydaje mi się oczywiste i wiele razy wspominałam, że wychodząc z domu kieruję się zasadą, że „spodziewam się wszystkiego wszędzie”. Jest to na pewno ciekawe, ale bywa też męczące, gdy nie rozumie się jeszcze zasad, które obwiązują i dużo rzeczy po prostu zaskakuje. Ale powoli się uczymy :). Choć w Holandii idzie mi to powoli – nie wiem czy to przez mój wiek (gdy byłam młodsza mniej się przejmowałam i mnie zastanawiałam i nie miałam psa) czy rzeczywiście Holandia po prostu lubi zaskakiwać :). A może mix wielu czynników?
Tak czy inaczej – w weekendy często walczę o to by po prostu odpocząć psychicznie. I wreszcie udało nam się znaleźć wspaniałe miejsce gdzie przy wybrzeżu nie ma parku narodowego więc Berek nie wyrywa za tropami (przynajmniej ostatnio nie wyrywał, ale wiało od morza…), gdzie nie ma turystów, gdzie wieje podwójnie mocno, bo to coś w stylu cypelka, i gdzie są nieziemskie widoki na okręty, port, fabryki i elektrownie – jak z innego świata. I co najważniejsze – gdzie w styczniu widziałam surferów … Ludzie, którzy są oszołomami, którzy mają szaloną pasję i obłęd w oczach i siedzą w Morzu Północnym czekając na fale – a tej pasji i wewnętrznego uśmiechu który widać w ludzkich oczach tak bardzo mi brakuje w ludziach, bo jeszcze nie potrafię tego dostrzec. Widocznie Holendrzy robią to inaczej.

Przemysłowo
Noordpier to właściwie tylko punkcik na mapie, który znajduje się na samym wybrzeżu nad Kanałem Morza Północnego. Na wschód od Noordpier są elektrownie i zakłady przemysłowe. Widok jest imponujący, bo tylko odwracając głowę możemy zobaczyć piękną plaże albo mocno uprzemysłowiony obszar pełen kominów, rur, płotów i murów.
Pas zieleni pomiędzy plażą a resztą świata jest wąski i zadeptany przez ludzi i psy. W związku z tym nie ma tam sarenek i królików, które tak fascynują Psiego Ryja. Na plaży w Zaandvort lub w Noordwijk zaraz przy plaży jest park narodowy – Berek tylko węszy i chce biec w głąb lądu szukać zwierzyny, a nie bawić się na plaży. Jednak spacer w Noordpier udał się, bo cała nasza trójka cieszyła się morzem i nikt nie szukał królików 🙂 Jednakże wiało od morza, więc nie mogę być pewna, że następnym razem Berek nie będzie pracował nosem.
Na plaży
Spacer zaczęliśmy na smyczy, bo chciałam poobserwować Berka i zobaczyć czy nie obawia się wiatru i czy nie interesuje się jakimiś zapachami. Poza tym obok leżał sprzęt kite’owców i nie chciałam by Ryj stwierdził, że na to nasika…
Było zimno, wiało, ale nieważne! To był cudowny spacer po plaży, bo nie lało, Berek był grzeczny i było dość pusto, żadnych ludzi na koniach i minął nas tylko jeden rozpędzony buldożer (tak…. no jechał sobie….)

Potem przyszedł czas na molo. Może nie molo, ale cypelek, otwarty dla spacerowiczów tylko częściowo, betonowy i szary, ale wyjątkowy. Po jednej stronie jest plaża, fale i ściana molo wzmocniona wielkimi głazami. Po drugiej stronie znajduje się kanał i betonowa krawędź cypelka. Na kanale można podziwiać ogromne okręty transportowe wprowadzane do portu przez holowniki. Berek wariował od intensywnego wiatru i przelatujących koło niego mew. Musiałam go przepiąć na krótszą smycz by mieć nad nim więcej kontroli.
I takie jeszcze coś na plaży… Ten ciągnik już nie śmigał po plaży.
Do Noordpier jeszcze na pewno wrócimy. Mam nadzieję, że Berek będzie przy następnej wizycie także spokojny i niezainteresowany zapachami z głębi lądu. Jak dla mnie to warunek spokojnego i udanego spaceru.
Park rzeźb
Wracając zatrzymaliśmy się na chwilę w Een Zee van Staal – parku stalowych rzeźb, który znajduje się na wydmach pomiędzy drogą a fabrykami. Widok tych wielkich, burych konstrukcji na tle zakładów przemysłowych miał w sobie coś apokaliptycznego. Holandia jest niezwykle mocno zagospodarowana – te tereny ze zdjęć to jedne z największych nieogrodzonych, wręcz dzikich (mimo iż całe są w ścieżkach i dróżkach) terenów jakie do tej pory widziałam w tym kraju. Nadal nie mogę do tego przywyknąć i trochę brakuje mi tu przestrzeni. A owe rzeźby, stojące wśród pól, na tle kominów, wyglądały naprawdę złowieszczo. I z jednej strony zastanawiałam się czemu to w ogóle tam jest, czemu nie można było zostawić tych wydm w spokoju, przecież są piękne same w sobie. A z drugiej strony, pustka w Holandii to rzecz niespotykana, więc coś musi być wszędzie wetknięte – tutaj akurat stalowe arcydzieła sztuki… Nie powinno mnie to dziwić, nie?
Mam nadzieję, że już niedługo uda nam się dotrzeć do Noordpier i sprawdzić, czy Berek był tam grzeczny tylko zbiegiem okoliczności czy naprawdę w tamtym rejonie nie ma królików 😉
Bardzo podoba mi się styl w jakim prowadzić bloga jak i materiały. Zdjęcia strzał w dziesiątkę. Miło że pokazujesz nam Holandię od tej strony.
Dziękuję ! Niestety nasze podróże po Holandii są dośc ograniczone bo nie jesteśmy tu na wakacjach więc piszę o życiu codziennym – tych dobrym i złych stronach, trudach i ułatwieniach, które są wszędzie. Dziękuję za miły komentarz 🙂
Holandia super, chociaż zdjęcia pokazują ten jej deszczowo-lekko depresyjny klimacik.
Fajnie, że Berek działa – nie wiem jak Legion by sobie poradziła z takimi zmianami 😉