Giethoorn – holenderska Wenecja

Wiele razy wspominałam, że jak ognia unikam turystów i turystycznych miejsc, bo sama nie lubię tłumów plus, gdy jestem z Berkiem, widzę, że on też ma takich miejsc dość. To nie dla nas i już. Jednak nie wszystko co atrakcyjne turystycznie jest złe – tylko jeśli można to warto po prostu spróbować zwiedzania poza sezonem.

Adam zaplanował sobie urlop i postanowiliśmy pojechać do Giethoorn – holenderskiej Wenecji – małej wsi, gdzie nie ma dróg, a ruch odbywa się tylko kanałami. Wiedzieliśmy, że unikniemy tłumów, bo jeszcze nie zaczął się sezon turystyczny. Dodatkowo, ostatnio w Holandii jest lodownia, więc chyba nawet miejscowi nie wychodzą z domów, ani nie pływają rekreacyjnie po okolicy.

A jest gdzie pływać! Giethoorn, oczywiście samo w sobie jest niezwykle urokliwe, ale malutkie, więc kanałami szybko wypływa się z wioski na okoliczne podmokłe pola. Wśród traw wszędzie siedzą kaczki, słychać bażanty i czuć… krowy ;). Cisza i spokój. Ja, osoba, która jak tlenu potrzebuje czasem spokoju, byłam w raju. Domyślam się, że w sezonie wygląda to trochę inaczej, ale uważam, że nadal jest świetnie. Łódkę wypożycza się w Giethoorn i można popłynąć szlakiem trasą przez około godzinę, lub dłuższą, która zajmuje ponad dwie. My wybraliśmy trasę godzinną, bo wiało, było zimno i co chwila zaczynał padać deszcz z gradem.

P1180339

Nie wiem jakim cudem w dzień kiedy co chwila padał grad udało nam się przez godzinę, kiedy byliśmy na łódce, mieć ładną pogodę. Nawet czasem wychodziło słońce.

P1180351

P1180522

Berek przez pierwsze dwie minuty był na łódce trochę niepewny. Usiadł mi nawet na chwilę na kolanach. Jednak jak tylko wypłynęliśmy z wioski na pola, Psi Ryj stał się niuchającym nosem – mózg przełączył się z poddenerwowania i niepewności na tryb analityczno-maszynowy, wzrok się wyostrzył i pies mi nagle wypiękniał, stał się konkretny. Pracujący. Zachwycałam się, bo pomimo tych wszystkich swoich cech wyłączających mi czasem psa, był grzeczny, nawet spokojny.

P1180367

P1180400

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Po drodze mijaliśmy również małe jeziorko. Mało nam tam łba nie urwało… Pies „zaparkował” ochronnie swoim tyłkiem bliżej mnie, bo ilość zapachów chyba go obezwładniła i potrzebował wsparcia.

P1180489

Po dopłynięciu do Giethoorn i oddaniu łódki stwierdziliśmy, że warto jeszcze szybko przejść się z psem, żeby trochę zresetował mózg. Oczywiście najpierw na drodze natknęliśmy się na bażanta, kota (akurat tego Berek nie zauważył), a potem uciekaliśmy przed chmurą gradową.

P1180571

P1180588

P1180573

I jeszcze zdjęcie, na którym jest kwintesencja setera – piję sobie herbatkę z termosu, pies jest po wielkich przeżyciach, zmęczony. Jest grzeczny, ale… niby jest, ale nie do końca, bo nos jest gdzieś daleko, fruwa za bażantami. Pies siedzi koło mnie, mamy niby odpoczywać i Berek może i chciałby odpocząć, ale ten nos, ten węch… Tylko on (i my) wiemy ile kosztuje go takie spokojne siedzenie. Kocham go za to jak on się stara, choć czasem mu nie wychodzi i nos wygrywa i zaczyna rządzić. Trudno, zdarza się najlepszym 😉

P1180552

P1180567
Niezbędnik na holenderskie lato – termos z herbatą, czapka i stroopwafle 😉

Na koniec dwa zdjęcia z drogi powrotnej, gdzie przez większość czasu pogoda była okropna. Do tej pory nie mogę uwierzyć, że nie zmokliśmy na tej łódce.

Reklama

7 uwag do wpisu “Giethoorn – holenderska Wenecja

  1. Bosko! Byłam raz jedyny w Holandii, jakieś 8 lat temu 😛 Dokładnie rozumiem o co chodzi z tą pogodą 😉 Nieprzewidywalna – to chyba dobre słowo. Co do miejsca, to już sobie wyobraziłam niufa mieszkającego w jednym z tych domów, istny raj! Gorzej dla właściciela 😛

    1. nam z Berkiem trochę ciasno w Holandii, ale w okolicach Giethoorn jest zupelnie inaczej niz tam gdzie mieszkamy wiec moze daloby sie lepiej jakos wszystko zorganizowac 🙂

  2. Warto czasem po prostu wejść na Twojego bloga pooglądać zdjęcia 😉 Mało mam czasu generalnie, ale staram się czasem odprężyć przy tego typu ujęciach. My akurat mieszkamy na małym zadupiu (posunięcie strategiczne i planowane), więc turyści nam nie grożą 😉

    1. No ja nie jestem wielką wielbicielką turystycznych miejsc 😉 Szczegolnie gdy jestem z psem – takie zwiedzanie odpada. Ciesze sie ze akurat w Giethoorn bylismy praktycznie sami. Nawet mieszkancy sie pochowali bo bylo tak zimno 🙂

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s