Z Krakowem wiąże się wiele istotnych wydarzeń w moim życiu, ale to i taki małe miki w porównaniu z tym ile ciekawego spotkało tu Berka. W końcu to właśnie w tym mieście spędził większą część swojego życia. Dlatego chciałabym przypomnieć najciekawsze miejsca i sytuacje, których myślę, że Berkowi będzie brakować, które mu się podobały i z których zawsze się cieszył. Czytaj dalej →
Jak już kiedyś wspominałam regularnie uczęszczamy z Berkiem na zajęcia z tropienia użytkowego organizowane przez krakowski oddział Akademii Psa Pracującego, który prowadzi świetna Magda Naraniecka. Opisywałam już na blogu warsztaty tropieniowe w Goszczy na których byliśmy w zeszłym roku. Dziś chciałam Wam pokazać kilka zdjęć z naszych weekendowych zajęć. W ostatnią niedzielę tropiliśmy w parku miejskim w Skawinie, koło Krakowa. Czytaj dalej →
Otwarta pod koniec zeszłego roku księgarnia Lokator jest istotną pozycją na psiolubnej mapie Krakowa. Koncept księgarnio-kawiarni stał się modny już jakiś czas temu, co jako bibliofilowi, bardzo mi się podoba. Do Lokatora wpadliśmy niedawno, włócząc się z Berkiem po Podgórzu w ramach naszych miejskich spacerów treningowych (więcej na ten temat już wkrótce).
Jestem kawowym snobem (chcę bez mleka, z alternatywy, dobre ziarno) i w Lokatorze wybrałam jednak herbatę. Może i bez kawy, ale i tak było bardzo przyjemnie, bo w otoczeniu książek i z Berkiem zawsze czuję się na miejscu :). Księgarnio – kawiarnia Lokator oficjalnie, bez żadnej partyzantki, jest lokalem psiolubnym – przy wejściu stoi zestaw psich misek napełnionych wodą. Wielki plus! W lokalu jest sporo miejsca, więc pies ma się gdzie swobodnie położyć i nikomu nie przeszkadzać. W Lokatorze często odbywają się spotkania autorskie i promocje książek. Można tam znaleźć stosunkowo dużo książek, gdzie większość to pozycje z niszowych i małych wydawnictw (głównie wydawnictwa Lokator). Moją uwagę zwrócił bardzo ciekawy przegląd książek dla dzieci, przeważnie wszystkie były pięknie wydane i sama miałam ochotę je przeczytać :).
Moim zdaniem ogromnym atutem Lokatora jest lokalizacja – blisko Kazimierza, kładki Ojca Bernatka i Bulwarów Wiślanych. Spacerkiem można przejść na modne Zabłocie, lub pod Wawel. A dosłownie za rogiem, na Placu Wolnica jest wegańska psiolubna burgerownia Nova Krova.
Księgarnio-kawiarnia Lokator ul. Mostowa 1, Kraków
W weekend pogoda w Krakowie była wspaniała. Bardzo potrzebowałam chociażby kilku takich dni, kiedy niebo jest błękitne, nie pada i nie wieje. Z Berkiem chodzę na długie spacery na pola praktycznie codziennie, więc swoistą rozrywką, i dla mnie i dla niego, jest wypad do miasta. I właśnie tak postanowiliśmy spędzić weekend – socjalizacja psa w centrum, spacery po rynku i kawa w ulubionej kawiarni.
Berek nie jest psem miastowym. Nie sądzę by rozumiał koncept ulicy czy końca trawnika, gdzie warto byłoby się zatrzymać lub chociaż zwolnić. Nie mam do niego o to pretensji, bo przecież skąd chłopak ma wiedzieć co i jak, jeśli jego pani nie pokazała mu co i jak ;). Ale nie jest aż tak źle – Berek swobodnie biega po Polu Mokotowskim w Warszawie i po Błoniach w Krakowie, czyli odnajduje się tam gdzie jest sporo przestrzeni, a ulica jest tylko tłem. Muszę jednak pamiętać, że Psi Ryj najzwyczajniej w świecie nudzi się w miejskich parkach. Wąchanie psich zapachów jest super i Berek oddaje się temu z pasją, ale to nie jest, i chyba nigdy nie będzie, aż tak fajne jak bieganie po polach i tropienie zwierzyny. Do miasta jeździmy socjalizować się, ćwiczyć samokontrolę, wyciszanie się i koncentrowanie, gdy wokół dzieją się kosmosy. Czasem wieczorem jadę z nim do miasta i robimy godzinny marsz po parkach i ulicach. Biorąc pod uwagę to jaki jest Berek i jak bardzo zaniedbałam bywanie w mieście, gdy był malutki, takie „treningi” są mu bardzo potrzebne. Czas jaki spędzamy w trójkę (Berek, ja i kliker) ćwicząc i ucząc się siebie nawzajem w sytuacjach ekstremalnych (według Berka) czyni cuda.
ulica Ciemna, Kazimierz
Ale wracając do tematu: weekend z psem w mieście. Najlepsze momenty to wizyta w psiolubnym Żydowskim Muzeum Galicja (Galicia Jewish Museum) i kawa w mojej ulubionej Wesoła Cafe. Galicia Jewish Muzeum znajduje się na Kazimierzu. W 2013 roku zostało uznane przez Trip Advisor za jedno z trzech najlepszych muzeów w Krakowie, a w zeszłym roku za jedno z dziesięciu najlepszych w Polsce. W Żydowskim Muzeum Galicja można obejrzeć wystawę stałą Śladami Pamięci. Współczesne spojrzenie na żydowską przeszłość Polski, a także obecnie wystawę czasową o historii Jointu w Polsce. Dodatkowo w Muzeum jest kawiarnia i rewelacyjna (!) tematyczna księgarnia.
Ulica Ciemna, Kazimierzw tramwaju na relaksie
A po długim spacerze, bieganiu po błotnistych Błoniach i wybiegu dla psów, zasłużony odpoczynek w kawiarni, przy niesamowitej kawie. Berek reanimował się w kawiarnianej witrynie i straszył brudnymi stopami ;). Naszych butów nie fotografowałam…
Zima była. Trwała tydzień. Teraz chyba mamy wiosnę, a już na pewno wiosenny nastrój. Wydaje mi się jakby przyroda nie zasnęła i nie zwolniła, a wręcz przeciwnie, tętni cały czas życiem. Las pachnie. Pola całe ruszają się, bo wszędzie skaczą ptaki. Bażanty krzyczą w trawach. Wariactwo! 🙂 Jest w tym wszystkim coś niesamowitego. Postanowiłam wybrać się na wycieczkę trochę dalej od miasta, aby zobaczyć co tam słychać w „dziczy”. Zawsze w nowych miejscach spacerowych prowadzę Berka na lince. Szczególnie, gdy na wyprawie jestem z nim sama, wcześniej nie konsultowałam z nikim trasy i po prostu nie znam terenu. Dlatego też w tym poście zobaczycie zdjęcia Berka wędrującego na naszej 15-metrowej lince treningowej.
Plan był żeby przejść kawałek Szlakiem Tynieckim i sprawdzić jak wyglądają nadwiślańskie tereny za Tyńcem idąc od Bogucianki. Jednak plan planem, wyszło trochę inaczej. 😉
Dojazd autobusem 112, kierunek Tyniec Kamieniołom. Należy wysiąść na przystanku Bogucianka i skręcić w ulicę Grodzisko na końcu której jest wejście do lasu i początek zielonego szlaku (Szlak Tyniecki).
I jak było? Pięknie! Pomimo iż nie puściłam Berka luzem, spacer i tak był ciekawy i dla mnie i dla niego. Na ulicy Grodzisko przywitało nas wiele obszczekiwaczy pozamykanych na posesjach, ale Berek dzielnie przeszedł dalej. W lesie, który zaczyna się na końcu ulicy, przepięłam go na linkę i już było super – Berek zaczął zwiedzać. Ścieżka przez las nie jest długa ale kończy się stromym zejściem na nadwiślańskie łąki. Szlak, jak widać na mapce na górze, skręca w prawo w stronę Opactwa Ojców Benedyktynów w Tyńcu. Ja jednak poszłam w lewą stronę i szybko wyszłam na otwarte przestrzenie Bielańsko-Tynieckiego Parku Krajobrazowego. Pola są porośnięte wysoką trawą. Po jednej stronie jest Wisła i można iść wałem wzdłuż rzeki. Po drugiej stronie są pagórki porośnięte lasem. Przeszłam się kawałek wałem, skręciłam na pola, a potem znów wróciłam na wał, bo tam było zdecydowanie najmniej błota. Wszędzie było widać ślady zwierzyny, a Berek momentami bardzo intensywnie węszył. Przez chwilę pocieszałam się, że wysokie trawy są w stanie zapobiec psiej pogoni, ale szybko przypomniałam sobie słowa Stanley’a Coren’a (Tajemnice Psiego Umysłu) o tym, że psi „[…] zmysł wzroku potwierdza jedynie to, o czym powiadomił go wcześniej węch”, więc po co się łudzić? 🙂
Szczerze polecam taką wyprawę – odświeża umysł i ciało. Berek też był zadowolony, bo odwiedził nowe miejsce, a to jest zawsze przygoda. Żałuję, że nie polatał luzem, ale niestety, nie ufam mu aż tak, nie znałam terenu i ie liczę na szczęście. Planuję natomiast na pewno tam wrócić i pozwiedzać dokładniej Bielańsko-Tyniecki Park Krajobrazowy, jak i sam Tyniec i okoliczne lasy.
Autorka bloga Trend z Seterem często wspominała, że według niej najważniejszą komendą u psa (nie tylko setera) jest przywołanie. Zgadzam się z tym w pełni. Jest to komenda, która przydaje się w wielu sytuacjach, a może też uratować psu życie.
A jak to wygląda u nas? Ano, różnie. Jak na setera, Berek ma dobre przywołanie. Jednak w tym stwierdzeniu są dwa „ale”…
Pierwsze „ale” co znaczy „jak na setera”? Nie znoszę tak myśleć o moim psie, choć czasem się na tym łapie i chyba jest to nieuniknione. Seter to pies jak każdy inny tylko, że ma silny instynkt myśliwski. Oczywiście nie każdy seter, bo jest to też kwestia indywidualna. Berek kocha tropić, jest temu oddany i doskonale wie, że nie ma nic lepszego. Sądzę, że oddałby duszę diabłu za gonienie po polach za tropem. Biorąc to pod uwagę, nauka przywołania u setera jest dość trudna. Jako amatorowi, wychodzi mi to różnie, ale o tym za chwilę.
Drugie „ale” to próba odpowiedzenia sobie na pytanie co to znaczy, że przywołanie jest na poziomie dobrym… Czy jeśli jest po prostu tylko dobre, a nie jest idealne, to nie znaczy to, że właściwie go w ogóle nie ma? Czy pies, który nie ma wyćwiczonego przywołania na 100% ma wyćwiczone w ogóle przywołanie? To to działa czy nie działa?
Tak więc mając na uwadze co napisałam powyżej – u Berka, jak na setera ;), jest dobrze. Berek w ciągu 3 lat z niknął mi z oczy może 2 razy na około 1-2 minuty (wskoczył w krzako-las wyraźnie idąc za tropem). Raz miał bliskie spotkanie z sarną. Za każdym razem byłam przerażona i reagowałam pewnie histerycznie, ale to już mój problem, a nie psa. Nie sądzę jednak, żebym miała powody do tego by osiąść na laurach. Dla mnie, jako właśnie właściciela setera, przywołanie jest tym samym co odwołanie. A odwołanie to jest przerwanie czegoś co pies już robi. Osobiście uważam, że przywołanie psa, który sobie biega wesoło po znajomym trawniku nic nie znaczy, bo pies właściwie czeka na kontakt z właścicielem i nie jest niczym konkretnym zajęty. Natomiast odwołanie psa, który zaczyna bawić się z innymi psami, lub który zaczyna biec po tropie, robić coś co jest dla niego praktycznie sensem i miłością życia, to zupełnie inna para kaloszy…
Spacer z psem po polach to dla mnie ciężka praca. Ćwiczę z Berkiem przywołanie, cały czas go obserwuję, patrzę co robi, próbuję zgadnąć co będzie robić za chwilę. Po trzech latach z Psim Ryjem wiem, że na jakoś naszego przywołania/odwołania ma wpływ:
– czy jest to zwykłe pole, czy np polanka w parku miejskim (np. na Polu Mokotowskim) – tam gdzie Berek wie, że może być zwierzyna zachowuje się zupełnie inaczej.
– czy wieje wiatr, czy jest wilgotno, zimno, ciepło, itp.
– czy zapachy są świeże – Berek przecież to doskonale wie, ja mogę to zgadywać tylko obserwując jego zachowanie.
– czy wszedł już na trop i nim idzie, czy jeszcze nie. W momencie kiedy ślad jest świeży i Berek go dokładnie zidentyfikował, bywa ciężko. Na szczęście potrafię często dostrzec, że Berek jest danego dnia pobudzony, szuka i że mam z nim kiepski kontakt na spacerze. Zwykle wtedy wracamy do domu, albo zmieniamy miejsce spaceru. Nie ma sensu, abym próbowała zainteresować go czymś innym, biegała z patykiem, czy robiła pajacyki, bo Berek nie będzie tym zainteresowany.
– jeśli widzi zwierzynę istotne jest czy ona się rusza czy stoi nieruchomo i czy jest blisko czy daleko. Od zwierzyny znajdującej się daleko raczej mogę go odwołać, ale wtedy zapewne Berek jej jeszcze nie czuje, bo już wcześniej widziałabym, że węszy i podchodziłby do niej po łuku, więc taka sytuacja się nie liczy. Jeśli zwierzyna jest blisko i się rusza… zachęcam do wpisu, który podlinkowałam wcześniej…
– czy jest zmęczony, bo wtedy, po prostu, mniej tropi.
– od humoru Berka. Czasem ma dni, że po polach spaceruje niby książę, a czasem nie przestaje galopować z nosem przy ziemi.
Na pewno popełniłam mnóstwo błędów ćwicząc przywołanie, ale robiłam co umiałam. I teraz jestem o 3 lata z Berkiem mądrzejsza. „Jak na setera” jest dobrze. Jak na mojego setera to mogłoby być lepiej :(.
Poniżej dwa filmiki z naszego porannego spaceru. Na pierwszym Berek już leciał po śladzie, jednak nie był nim aż tak bardzo zainteresowany i odwołanie go nie było problemem. Na drugim filmiku Berek okładał pole szukając czegoś ciekawego – to dla niego norma i „nudy”, więc odwołałam go od tej czynności w miarę szybko.
(przyciszcie kompy 😉 )
Dobra kawa to podstawa. Nie ma nic lepszego od pysznej, aromatycznej, czarnej kawy parzonej sposobami alternatywnymi. Ostatnio jeśli już idę na kawę (co zdarza się zdecydowanie za rzadko) to zabieram ze sobą Berka. Jak już wiele razy pisałam – uwielbiam, gdy koło mnie jest. Obecność Psiego Ryja dodaje w moim odczuciu każdej chwili element wyjątkowości.
Do Wesołej trafiłam z polecenia znajomego baristy. Potuptałam tam jak najszybciej, bo z okazją do wypróbowania kawy nie ma co czekać. Kawa, kawa, kawa….
Nie zawiodłam się: kawa jest świetna, a jedzenie, którym Wesoła także się chwali na swoim fanpage’s, smakowite. Dodatkowo, co bardzo mi się podoba, Wesoła Cafe jest przestrzenna, można swobodnie rozmawiać nie przejmując się, że usłyszy cię sąsiedni stolik. Szczególnie druga salka, w głębi lokalu, jest zachwycająca – duża, z wielkimi szklanymi drzwiami (wyjście do kawiarnianego ogródka), a są w tej części tylko trzy stoliki.
Wesoła Cafe serwuje codziennie brunch, a świeże i zaskakujące menu zamieszcza na swoim FB. Prawie zawsze można spodziewać się czegoś nowego. W menu są również pozycje wegańskie. Obsługa w Wesoła Cafe jest profesjonalna, uśmiechnięta, ale nienarzucająca się. I co najlepsze – opowiadają o kawie :). Ostatnio zamówiliśmy kawę z aeropressu, która w pierwszym momencie każdego łyka była lekko herbaciana. Słuchanie baristy opowiadającego o smaku kawy to coś świetnego 🙂
Wesoła Cafe
ul. Rakowicka 17, Kraków (niedaleko Dworca Głównego PKP)
Tego, że nie jesteśmy z Krakowa nie da się ukryć i też nie mamy po co udawać. Jako totalni przyjezdni mamy w swojej przeszłości takie występki jak, m.in: zrobienie sobie testu Czy jesteś prawdziwym krakusem? , notoryczne mówienie „na dwór”, a nie „na pole” i ….. świadomą wycieczkę na Nową Hutę w celu jej zwiedzania.
Nowa Huta to architektoniczny i historyczny ewenement w skali światowej. Oceniać jej nie będę, a nawet nie ośmielę się mieć na jej temat swoje zdanie, bo jej nie znam. Jednak ze względów historycznych należy jej się szacunek i, na pewno, warta jest uwagi. Nie byłabym sobą, gdybym zwiedzania nie połączyła z psim spacerem. Padło więc na testowanie nowohuckiego wybiegu dla psów.
Wybieg znajduje się u zbiegu Alei Jana Pawła II i ulicy Biskupa Piotra Tomickiego, zaraz obok Nowohuckiego Centrum Kultury (NCK). Jest to kawałek parku ogrodzony siatką, dlatego ciężko go dostrzec z odległości. Wybieg jest całkiem duży, zadrzewiony (jest cień!) i porośnięty w większości trawą, która jest wydeptana tylko przy ławkach. Jeśli chodzi o zaprojektowanie wybiegu… chyba nie miało w ogóle miejsca, bo jak już wspomniałam, jest to po prostu ogrodzona część parku – są trzy ławki, parę koszy na psie odchody, nie ma śluz przy furtce, nie ma żadnych przeszkód do agility, ani zadaszenia.
Na wybiegu spotkaliśmy raptem parę osób z psami, ale byliśmy o dość nietypowej porze dnia. Ogólnie ciężko mi obiektywnie ocenić ten obiekt, bo mimo iż krótko tam byliśmy z Berkiem, i tak zdążyłam zostać opierdzielona przez inna właścicielkę psa – tym razem dostało mi się za to, że Berek ma przy obroży dzwoneczki….No cóż.
Z wybiegu przeszliśmy na Plac Centralny. To był ten moment kiedy mogłam poćwiczyć z Berkiem nieciągnięcie na smyczy. Plac Centralny trochę rozkopany, bo właśnie są remonty, ale udało nam się „zrobić kółeczko”.
Na Placu Centralnym już zauważyłam, że Berek jest zagotowany a pojenie go nie pomagało. Upału może i nie było tego dnia, jednak Psi Ryj ciepłą pogodę wyjątkowo źle znosi. Dalsze plątanie się po ulicach i ciąganie psa po rozgrzanym betonie nie miało sensu. Postanowiliśmy przejść na Nowohuckie Łąki i puścić Berka w wysoką trawę, żeby się schłodził.
I co zauważyłam – Berek cały spacer, cały pobyt na wybiegu był nijaki. Łaził, gapił się wąchał, ale widać było, że to nie jest dla niego „to”. Jednak jak tylko zobaczył przestrzeń łąk, krzaczory, połacie skoszonej trawy – odżył i zaczął biegać. Mój pies po prostu to kocha i nic innego. Miastowy nie jest i nie będzie, nigdy nic mu nie zastąpi biegania po polach. Jak bym się nie starała i nie zabierała go w nowe miejsca, gdzie , moim zdaniem, mogą być dla niego rozrywki, Berek będzie wolał puste pole i nieposkromione bieganie. Kontakty z innymi psami? Owszem, ale nie za dużo i zawsze z możliwością ewakuacji. Berek nie wykorzystuje do końca wszystkiego co daje psu obecność na wybiegu. Jemu zdecydowanie wystarczą kontakty z psami spotkanymi na spacerach, bo są naturalne i Berek ma kontrole nad tym co, kiedy, z którym psem i dlaczego. I jak obserwuje tą jego cechę to uwielbiam go jeszcze bardziej, bo chyba podejrzał to u mnie 😉
W weekend postanowiliśmy zabrać Berka do „cywilizacji”. Po porannym, niedzielnym spacerze po polach, Psiego Ryja, całego ociekającego błotem i wytarzanego w jakiś nasionkach z trawy, wzięliśmy ze sobą do Forum Przestrzennego. Forum to jedno z najbardziej psiolubnych miejsc w Krakowie. Trzeba jednak pamiętać, że jest to bardzo popularne miejsce i czasem bywa ciężko ze znalezieniem wolnego stolika. My do Forum dotarliśmy w godzinach porannych, zaraz po otwarciu, więc mogliśmy wybierać.
Dla Berka przyniosłam zamrożony smakołyk, który przygotowałam dzień wcześniej. Zwykle robi się tego typu smaki urzywając Kong, jednak Berek Konga nie posiada. Postanowiłam wykorzystać piłeczkę – gryzak, z dużą ilością dziurek i rowków, które wypełniłam pastą z tuńczyka. „Pasta” to zdecydowanie za ambitne określenie – był to po prostu ugotowany wcześniej ryż, wymieszany z puszką tuńczyka i starta marchewką. Trzeba pamiętać, że pies zajmując się taką zabawką- smakołykiem może narobić bałaganu. Lepiej nie dawać tego psu w środku lokalu, albo na dywanie w mieszkaniu.
Berek zajął się mrożonym smaczkiem od razu i wyglądał na zadowolonego. Był już wybiegany po porannym spacerze, a praca nad wydłubywaniem zamrożonych smakołyków dodatkowo go zmęczyła. I co zrobił? Zasnął w cieniu, a my mogliśmy wypić w spokoju kawę.
Facet wypasał dwa koniki na Bulwarach Wiślanych, po czym po prostu odjechał…
Berek spotkał swoją siostrę Coco ! Z Ewą, właścicielką Coco, spotkałyśmy się przypadkiem na ulicy. Stałam z Berkiem na przystanku, a Ewa wypatrzyła gordona i zagadała. Szybko doszłyśmy do tego, że nasze psy to rodzeństwo. Postanowiłyśmy, że umówimy się na wspólny spacer. Od tamtej pory nie mogłam się doczekać momentu jak Berek zobaczy się z Coco.
Berek z Coco dogadali się natychmiast. Berek ogólnie nie jest jakoś wyjątkowo zabawowy, a psie przepychanki „w pionie” to u niego rzadkość. Berek woli po prostu biegać, gonić, pędzić razem z innym psem. Coco ma podobne upodobania, więc zabawa była przednia. Berek gonił Coco, potem Coco goniła Berka. I tak przez 1,5h spaceru wczoraj rano i, drugi raz ,dzisiaj… Razem szukali bażantów, nurkowali w krzakach za różnymi zapachami, truchtali jak zgrana para łobuziaków :).
Już nie raz wspominałam, że dla mnie seter w ruchu to wspaniały widok. Piękno w najczystszej postaci. Coco jest śliczna. Z Berkiem robią takie same miny i w bardzo podobny sposób uśmiechają się faflami. Coco jest drobniejsza od Berka, niezwykle szybka i zwinna. Berek nie mógł jej dogonić, ale był też moment, że Coco nie mogła dorwać Berka…aż ten wpadł gdzieś na drzewo i musiał na sekundę przysiąść i złapać równowagę. Psy naprawdę wyglądały na zachwycone swoim towarzystwem. Mam nadzieję, że już niedługo uda nam się znów spotkać z Ewą i Coco – nie ma nic cudowniejszego niż seterowe spacery 🙂
Po spacerze zaserwowałam Berkowi dodatkowe 40 min marszu na smyczy na przystanek autobusowy, żeby nie było mu za dobrze :). Po drodze trochę odsapnął, uspokoił poziom endorfinek i opanował emocje. W autobusie zachowywał się w miarę ok, choć podróż to było raptem kilka przystanków. Jednak to już jest coś 🙂