Tak, ja – dumna Warszawianka – nie mogłam doczekać się naszego sentymentalnego wypadu do Krakowa. Tak to już jest, że…
…człowiek wszędzie zostawia kawałek siebie, a potem beznadziejnie tęskni…
Trzy lata które mieszkaliśmy w Krakowie były dla nas bardzo ważne, bo pierwsze spędzone jako małżeństwo, pierwsze z dojrzewającym i coraz trudniejszym psem, pierwsze kiedy podejmowaliśmy wspólne decyzje. Obecnie, mieszkając już poza Krakowem, tą super-krótką wizytę w stolicy małopolski planowaliśmy z wielkim podekscytowaniem. Może tego planowania nie było aż tyle, bo trzeba było tylko znaleźć hotel i kupić bilety PKP, ale za to ile było oczekiwania! Miało być przecież gościnne tropienie z przyjaciółmi i chociażby tylko z tego powodu warto jechać na drugi koniec Polski, bo takich spotkań się nie odpuszcza.
Hotel
Nocowaliśmy w Best Western Plus Q Hotel. Hotel nie należy być może do najtańszych i też sporo płaci się za możliwość pobytu z psem, ale w okresie około-świątecznym nie udało nam się znaleźć lepszej oferty.
Z hotelu byliśmy naprawdę zadowoleni – miłe i całkiem duże pokoje w których można było naprawę wypocząć; cisza i bardzo miła obsługa (ah, regularne uzupełnianie kompletu herbatek do samodzielnego przyrządzenia w pokoju to skarb). Dodatkowo, co dla nas było bardzo istotne, to idealna lokalizacja – przy hotelu znajduje się ważny węzeł komunikacyjny Krakowa czyli Rondo Grunwaldzkie, a tam 2 autobusy jadące bezpośrednio do Pychowic (klik) na „nasze” pola. Do centrum można podjechać komunikacja miejską, albo przejść się spacerkiem – parę minut i jesteśmy na Rynku.
Gościnne tropienie
Uwielbiam, kocham! Mogę tropić z psem cały dzień! Nasza trenerka, Magda Naraniecka*, zaproponowała nam poświąteczne spotkanie i tropienie razem z grupą z którą regularnie spotykaliśmy się na zajęcia z psiej socjalizacji i tropienia jeszcze zanim wyprowadziliśmy się z Krakowa. To było dokładnie to czego potrzebowałam i wprost nie mogłam doczekać się jak znów poprowadzę Berka po śladzie.
Na początku Berek spotkał się ze swoimi starymi znajomymi i miał chwilę, by z nimi swobodnie poganiać. Psy musiały przypomnieć sobie, a nawet po części ustanowić od nowa zasady jakie mają między nimi panować, bo po kilkumiesięcznej rozłące wiele się zmieniło w ich psich główkach.
Potem przyszedł czas na pracę…

Tropiliśmy w terenie miejskim, gdzie podłoże jest zróżnicowane, a budynki tworzą ciągi powietrza przez co zapach inaczej się rozkłada. Dodatkowo, teren jest zadeptany przez ludzi i zajeżdżony przez auta i rowery. Pomimo wielu utrudnień Berkowi szło świetnie i znów byłam dumna jak paw 😉 To jak umiejętnie mój pies używa swojego nosa naprawdę mnie onieśmiela i za każdym razem, gdy go obserwuję „w pracy” to trochę tak jakbym patrzyła na jakiś fenomen, cud i coś wprost niesamowitego. Berek był bardzo podekscytowany tropieniem, rwał się do pracy jak szalony. Widać, że sprawia mu to ogromna radość. A ja znów ledwo mogłam go utrzymać i przyhamowywać, bo parł naprzód z całą siłą.


* Wszystkie osoby z Krakowa i okolic chętne do potropienia z psem mogą skontaktować się z Magdą telefonicznie pod numerem: 0530 353 530 . Warto spróbować, bo to niesamowita przygoda i dla psa i dla jego opiekuna.
Cześć siostra!
Berek nie widział się ze swoją siostrą Coco ponad 4 miesiące. Kiedyś biegali razem po polach minimum raz w tygodniu i często spotykali się na zajęciach z tropienia lub psiego socjalu. A tu taka niespodziewana rozłąka…
Jednak Coco i Berek dogadują się na spacerach naprawdę dobrze. Podczas węszenia nie wchodzą sobie w drogę i potrafią biegać razem a jednak dawać sobie przestrzeń. Im dłużej się znały tym mniej się ze sobą bawiły a więcej biegały koło siebie połączone jakąś niewidzialną nicią porozumienia. Pomimo paromiesięcznej rozłąki nic się w tym temacie nie zmieniło – fruwały razem, choć udając, że się nie widzą. Było też wspólne kąpanie się w błocie, ale to wiadomo. 😉

Do pól w Pychowicach mam ogromny sentyment. Uwielbiam widok z pagórka zaraz przy końcu ulicy Rodzinnej, gdzie można już puścić psa i zacząć spacer. Lubię fakt, że można tam iść na krótki, godzinny spacer, ale też łazić pół dnia jeśli ma się tylko na to ochotę.
Chyba nie tylko mi się tam podoba…
Sentymentalne podróże są dobre. Jestem pewna, że do Krakowa zawitamy jeszcze nie raz, bo nawet nie potrafię wyrazić słowami jak ciężko było teraz wyjeżdżać. Nie spodziewałam się, że będę aż tak tęsknić, bo przecież nie było tam idealnie, ani łatwo. Ale stało się – mam tam dla siebie miejsce i teraz trzeba będzie wracać do Krakowa i pielęgnować swoje ścieżki 🙂
O kurczę, Berek to naprawdę tropowo zaawansowany zawodnik, skoro radzi sobie w takich trudnych warunkach. Brawo. Ćwiczycie z nim tropki w Holandii na własną rękę?
Wcale mnie nie dziwi, że tęskniłaś za Krakowem i ciężko było wyjeżdżać – to najlepsze miejsce na Ziemi!
Prawda, że Berkowi dobrze to idzie. W Holandii jeszcze nie tropiliśmy, bo po przeprowadzce dopiero niedawno uspokoiło się na tyle by zacząć organizować sobie dodatkowe zajęcia i przyjemności. Ale teraz po powrocie myślę, że zaczniemy.
Jakie super zdjęcia, wygląda na szczęśliwego !
Staramy się aby taki szczęśliwy ryj miał jak najczęsciej 🙂