My dear dog, have I crushed you? -patrzę na siebie i Berka

Trochę angielskiego w tytule co nie jest typowe dla tego bloga. Ale właśnie to wyrażenie: „Have I crushed you?” pasuje mi i zaraz postaram się wyjaśnić czemu. W obcym języku nie brzmi tak brutalnie jak tłumaczone na polski… Wpis będzie bardzo osobisty, ale czasem tak musi być.

Mniej więcej rok temu tymczasowo przeprowadziliśmy się do Holandii. W zeszłym roku zaczęłam studia, niedawno je ukończyłam z sukcesem. To był plan wstępny – zdobyć ten drugi dla mnie tytuł magistra na prestiżowej uczelni, studiując pasjonującą mnie tematykę. Udało się. Na więcej nie mieliśmy planu. A że nic nie mamy, ani tu ani w Polsce, to jak wolne ptaki możemy się miotać gdzie chcemy… To był pod wieloma względami najtrudniejszy rok w naszym wspólnym życiu. Choć przeprowadzaliśmy się już dwa razy, potem w Holandii znów dwa razy, to tym razem coś chyba w nas pękło. Nie do końca było, czy jest to związane z konkretnym momentem czy miejscem zamieszkania, ale chyba z natężeniem stresu, nieopisanej niepewności, zagubienia i problemów finansowych. I to ciągnęło się latami, bo zanim zamieszkaliśmy w Holandii to były inne przeprowadzki i mieszkanie trochę wszędzie co też miało znaczenie. Ostatni rok kiedy przenieśliśmy się do Holandii okazał się krytyczny – moje studia były niezwykle ciężkie, praca A. żmudna, problemy z osiedleniem się za granicą w kraju tak specyficznym i tak różnym od Polski niezwykle stresujące. Nie chcę o tym opowiadać za dużo, bo każdy ma swoje zdanie na ten temat, swoje doświadczenia. Każdy jest inny i dla każdego co innego będzie problemem czy stresem. Ja zaczęłam pękać parę miesięcy temu. Berek razem ze mną. A powaliły nas ostatnie miesiące. I niestety bez pomocy nie jesteśmy w stanie wstać o własnych siłach.

Berek jest niezwykle wrażliwym psem. Warto tutaj jeszcze raz wspomnieć, że setery (czy to szkockie, czy angielskie lub irlandzkie rudzielce) jako rasa, dzielą ze sobą tą wspaniałą cechę. Berek patrzy na mnie jak w obrazek. Jest jak barometr – wyłapuje wszystko co się ze mną dzieje, zanim ja zdam sobie z tego do końca sprawę. I tak zapewne było teraz. Stres egzaminem czy rozmową o pracę jest inny od stresu długotrwałego, który jest związany z konkretną sytuacją życiową. I to właśnie obezwładniło mnie, A. i wreszcie przelazło na Berka. Zaczął chorować, zrobił się niepewny, niechętny do wychodzenia na zewnątrz. Widziałam to, leczyłam go, dbałam o niego jak tylko mogłam. Ale udawało mi się go tylko zaleczać. Zapalenie pęcherza wracało, choć w Polsce nigdy na to nie chorował. Weterynarze w Holandii ciągle mnie rozczarowywali swoimi nieudolnymi diagnozami, niepełnymi badaniami. Nakręcało to wszystko stres. Robiło się coraz gorzej i coraz bardziej desperacko. Ale żebym ja to zauważyła… Nie. Walczyłam dalej. Zmieniliśmy mieszkanie – wreszcie osiedliliśmy się zaraz koło pól gdzie Berek mógł swobodnie biegać. A on znów zaczął chorować. I znów walka, następny przeciągły stres. p1250767

Zaczęłam mieć nerwobóle, kłopoty z oddychaniem, byłam osłabiona, bolało mnie coś w przełyku, piekło. Miałam pustkę w głowie, bo byłam wyczerpana psychicznie, jak nigdy przedtem. Cała koncentrowałam się na Psim Ryju, a żale wylewałam biednemu, równie wymęczonemu A. I tak kisiliśmy się we własnym bagienku, choć jakby ktoś popatrzył z boku, to przecież nic się wielkiego nie działo. Bo nie działo… Tylko zmęczenie (A. prawie 3 lata bez urlopu, ja z moimi nerwami z którymi problem miałam już dawno, teraz jeszcze brak wsparcia bliskich, bo w Holandii byliśmy sami jak palec). Akumulatorki padły. Pociągnęliśmy w dół Berka.

Nie wiem czy jego gorszy stan zdrowia jest na pewno związany z naszym stanem, ale biorąc pod uwagę jaki ma charakter, jest to prawdopodobne. Natomiast jego stan psychiczny, który ostatnimi czasy jest bardzo zły, to pewnie nasza „zasługa”. Nie chce chodzić na spacery, boi się kiedyś swoich ulubionych miejsc do biegania. Ma lepsze dni, ale tych gorszych jest zdecydowanie więcej i zdecydowanie za dużo! (więcej na Berkowym fanpage‚u) Po tygodniach walki z weterynarzami w Holandii (jakiś koszmar!) Berek jest w stanie fizycznym na poziomie O.K., natomiast psychicznie jest w strzępach. Podjęłam próbę pracy nad jego lękami z pomocą behawiorystki, ale przerosło mnie to, bo obecnie nie jestem w stanie sama tego robić: mój stan psychiczny nie pozwala mi pracować odpowiednio z Berkiem, dać mu wsparcie i mu skutecznie pomóc. Nawet samo myślenie o tym wszystkim czy pisanie o tym sprawia, że zaczynam źle się czuć.

Odpuściłam więc. Czekam teraz na kilkutygodniowy wyjazd do Polski do rodziców, gdzie spróbuję zrobić detoks ze stresu i napięcia. Z Berkiem spaceruję praktycznie tylko wokół bloku, by nie narażać go na żadne nieprzyjemne czy przytłaczające go emocje. Jest z nami kiepsko – wiecie jak straszny jest Berkowy wzrok, gdy zaczynam się spinać z jakiegoś powodu, przyspiesza mi się oddech, myśli zaczynają galopować, a to biedne zwierze zapada się w sobie, bo mu człowiek znów odlatuje? Zaczęłam to niedawno zauważać. A od kiedy Berek jest tego świadom?
c9602cc6b94f211a93ab343dc35fe3fd

I teraz po miesiącach walki, po godzinach rozmów z psią behawiorystką (której bardzo dziękuję za pomoc!), po tym jak zobaczyłam psi strach i niepewność i nie mogłam temu zaradzić, wiem, że pytanie: „My dear dog, have I crushed you?” może być adekwatne. Trochę samo-biczujące się, trochę użalające się, ale dość trzeźwe… Ratuję co mi zostało z cudownego Berka odpuszczając sobie, swoim planom. Wracam na trochę do Polski by odpocząć i nie wiem czy wrócę do Holandii. Będę patrzeć jak czuje się Psi Ryj, jak czuję się ja, postaram się pomyśleć gdzie możemy pojechać na urlop w trójkę. Chyba trochę się poddaję, bo wiem, że tak dalej nie damy rady, a nawet jeśli damy radę, to nie wiem co z naszej trójki zostanie.

Reklama

4 uwagi do wpisu “My dear dog, have I crushed you? -patrzę na siebie i Berka

      1. Również zapominają, że to także delikatne zwierzęta. Często tego nie widać bo biegają i wariują, ale jak napisałaś – chłoną emocje ludzi jak gąbką.

        Nie będę pisał jakichś sentymentalnych frazesów, bo i tak to nic nie pomoże. Musicie zrobić co trzeba. Powodzenia jeszcze raz.

  1. Dzień dobry, wczoraj przeczytałam Twój wpis i bardzo się zasmuciłam , bo dotknęła WAS bardzo bolesna sytuacja i to ludzka , i to psia. Wiem z własnego doświadczenia, że ten czworonożny PRZYJACIEL rodziny chłonie jak gąbka nastroje człowieka , on nie rozumie co się dzieje, co się takiego stało , ale czuje i nie może poradzić sobie z tymi „przykrościami” , nie wie jak ma pomóc, jak ma się zachować. Wycofuje się, stara się być niewidzialny, aby nie dokładać swoją psią „osobą” dodatkowych zmartwień. A gordon to rzeczywiście wyjątkowa rasa , bardzo czuła na wszelkiego rodzaju zgrzyty i zawirowania w „swojej” sforze! To Ty, Ewuniu musisz sama ,w pierwszej kolejności, pozbierać swoje porozrzucane klocki życiowe , dobrze stabilnie je poukładać , ale zawsze z uwagą „na” swojego czworonożnego dozgonnego PRZYJACIELA!❤ Wiem to też, że Berek będzie już zawsze nie takim wariatem, jakim był, ale z całą pewnością odzyska radość życia , ale już nie młodzieniaszka, ale dorosłego , z pewnością doświadczonego , Psiego Ryja (przepraszam za zawłaszczenie! ).Ja BARDZO MOCNO trzymam za :Twoje ogarnięcie życiowe ( bo jesteś bardzo fajną, empatyczną, rozumną osobą), za powrót Berka do radosnego chasania i bezstresowego „bycia” w Waszej Rodzinie. Musisz uwierzyć , że WSZYSZKO powoli się ułoży , że życie da Wam wszystkim masę WSPANIAŁYCH , BEZSTRESOWYCH DNI, MIESIĘCY, LAT! I jeszcze jedno: GRATULACJE za POMYŚLNIE zakończone studia i… GŁOWA DO GÓRY , BĘDZIE DOBRZE, bo MUSI BYĆ!!!TRZYMAJCIE SIĘ I NIE DAJCIE SIĘ (przysłowiowej) biedzie💪💪💕💕💕.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s