My nie podróżujemy, my się przeprowadzamy… Taka prawda. Co tu dużo ukrywać – nie podróżujemy z A. za dużo, ale przeprowadzek w naszym wspólnym życiu było całkiem dużo i to dość „spektakularnych”. Można powiedzieć, że korzystamy z tego co daje wynajem mieszkania pełnymi garściami, bo nigdzie nic nas nie trzyma.
To czy to w ludzkim świecie dobrze czy nie to temat rzeka. Ale co o tym wszystkim myśli psia głowa? Co rozumie z tego całego zamieszania Berek? I jak w całym zamęcie przenoszenia się pamiętać o potrzebach zwierzaka?
Najpierw, gdy Berek miał około 9 miesięcy przenieśliśmy się z Warszawy do Krakowa. Dla mnie, bo właśnie tam miałam zacząć swoje wymarzone od dawna studia. Znaleźliśmy mieszkanie, A. znalazł pracę. Udało się przeprowadzić bez większego trudu, bo w końcu Kraków nie jest aż tak daleko. Mieszkanie było duże, więc pomieściło wszystkie nasze graty, które systematycznie przez dwa lata, przy każdej okazji, zwoziliśmy na raty z domów rodzinnych w Warszawie. Błąd! Gdy po dwóch latach postanowiliśmy przenieść się do innego mieszkania w Krakowie, ilość rzeczy nas obezwładniła.
Berka to wszystko nie obchodziło za bardzo. Nowe mieszkanie pachniało naszymi rzeczami, których było mnóstwo. Znał doskonale miejscówki spacerowe, bo właśnie dla psa i jego spacerów zmieniliśmy lokal w Krakowie. Mieliśmy pola koło domu, świetny dojazd do centrum, wprost raj! Byliśmy oboje zadowoleni i spokojni i to chyba uspokoiło Psiego Ryja. Nie pamiętam, aby jakoś mocno przeżywał którąkolwiek z przeprowadzek w Polsce. Był wtedy jeszcze nabuzowany młodością, potem hormonami, uczył się korzystać ze swojego nosa – to był inny pies. A ja byłam też inną jego opiekunką.
Łącznie w Krakowie mieszkaliśmy ponad 3 lata w dwóch różnych mieszkaniach. To były bardzo ważne lata naszego i Berkowego życia. To właśnie tam przeżyłam najlepsze chwile z Ryjem i chyba tamte pola będą tymi „naszymi”. W Krakowie była jego siostra Coco i tam były początki tropienia użytkowego. Tam Berek stał się „tym” Berkiem – dorósł i spoważniał i zdefiniował całą swoja seterowość 🙂
My natomiast nauczyliśmy się czym jest gromadzenie rupów i że jedyne co warto zbierać to książki, bo może i ciężkie, ale łatwo je zapakować.
A potem dostałam się na studia w Amsterdamie… Holandia to dla psa inne zapachy i inny krajobraz. Zwierze przecież nie wie, że jest 1200 kilometrów od „swoich” krakowskich czy podwarszawskich pól. Berek żyje tym co tu i teraz. Gdy patrzę na to z perspektywy czasu to muszę stwierdzić, że mam naprawdę niesamowitego psa, że zmienia się wszystko wokół niego i on to znosi, ale czego nie może wytrzymać i przy czym więdnie to nasz stres. Do Amsterdamu przyjechaliśmy tym razem z dwiema torbami i psim kennelem.
Do Holandii przyjechaliśmy w sierpniu zeszłego roku i dwa tygodnie mieszkaliśmy na jednej z amsterdamskich ulic. Niestety nie jest to miejsce dla setera (ani dla mnie) więc szybko przenieśliśmy się do dużo mniejszego Haarlemu. Mieszkaliśmy tam równo rok. W międzyczasie odkryliśmy tereny koło Hilversum – miasta leżącego na wschód od Amsterdamu i właśnie dwa tygodnie temu tutaj osiedliśmy. Mamy 300 metrów do pól i lasu. Była to kolejna przeprowadzka „dla psa”, ale także dla nas samych, bo Hilversum jest zdecydowanie spokojniejsze od Amsterdamu czy Haarlemu.
Gdy przyjechaliśmy do „nowego” wynajętego mieszkania tych kilka tygodni temu, wiedziałam, że będzie nam tu lepiej i swobodniej. Czułam to. Tak czy inaczej zajęło nam kilka dni aby uspokoić się i wewnętrznie doprowadzić do stanu „normal”. I właśnie wtedy, w te pierwsze dni, kiedy byłam pełna wiary, że jest i będzie nam w Hilversum lepiej, Berek nadal wyglądał na zdenerwowanego. Przyznam, że martwiłam się, a im więcej się martwiłam tym bardziej Ryj się kręcił i za mną chodził. Spędziłam z nim ponad tydzień, w czasie którego spacerowaliśmy po okolicy i bezpośrednio wracaliśmy do domu – proste dni, żeby pokazać mu jaka jest jego baza dnia codziennego i czego może się spodziewać.
Dopiero kilka dni temu zauważyłam, że jest spokojniejszy. Ma już swoje ulubione miejsca w mieszkaniu. Wróciły też pojedzeniowe rytuały spania w spokoju i trawienia. Przestał dreptać za mną wszędzie i nie gubi się w mieszkaniu czyli wie skąd dobiega mój czy A. głos i nie musi nas szukać po pokojach. Gdy zaczynam szykować się do wyjścia, sam pakuje się do kennelu i zasypia – czyli jak zawsze.
Przeprowadzka do Holandii była dla Berka jednak dużym przeżyciem. I nie dlatego, że to Holandia, że daleko czy że pogoda inna, tylko dlatego, że my to mocno przeżywaliśmy, bo naprawdę wiele się działo. Nie da się wyciszyć na zawołanie, nie da się oszukać w tym temacie psa- jeśli zaczynamy się stresować, to pies zacznie wałkować nasz stres.
Berek jest bardzo mocno z nami związany i muszę pamiętać, że ta więź to też ogromna dla niego presja.
Uważam, że Psi Ryj adaptuje się w nieprawdopodobny sposób. Nie znam drugiego takiego psa, który w każdym nowym miejscu zajmuje się po prostu byciem ze swoimi ludźmi, gdziekolwiek byśmy go nie zabrali i nie kazali nowego miejsca nazywać domem. Nieźle ta psina potrafi człowieka zaskoczyć 😉
typo 🙂 „Mieliśmy pola koło domo..”